(„Nie przez przypadek poród nazywa się
u nas rozwiązaniem, bo na całym świecie uważa się go za zakończenie powiązania
matki z dzieckiem” [Polityka nr 23 (3315) 1.06. – 8.-06.2021])
Zakończenie, powiadacie…
Śmiem twierdzić, że po całym tym rozwiązywaniu nastąpiło u
nas zawiązanie tak mocne, że nożyc krawieckich , skalpeli chirurgicznych i
maczet nie starczy, by cięcia dokonać.
Lata temu żwawo chodziłam, proszę ja was, do luksusów nawykła
(święty spokój, cisza, porządek…), później toczyłam coraz to bardziej
obła, mikroskopijne ciuszki piorąc, prasując, miłośnie ręką wygładzając niczym
żelazkiem.
A jeszcze potem nie spałam. W życiu bym nie pomyślała, że
można tak długo nie spać, nie jeść, myć się po łebkach a jednak… przeżyć (!)
A jeszcze potem i potem i potem to już nawet o tych
luksusach zapomniałam (święty spokój, cisza, porządek…),
i spałam wyrywkowo i w kółko piłam zimną kawę.
O obiedzie (na raty) nie wspominając.
Aż tu nagle rzeczywistość skręciła z autostrady zależności
totalnej i wbiła się w lokalne szańce powoli zdobywanej samodzielności.
Wstaje bowiem toto samo, odlewa się bynajmniej nie w
pieluchy, za mlekiem z butli nie wyje, książki samo czyta nie łamżąc
niegdysiejszym „titamy..?” , z koleżanką z parteru godzinami całymi w zamkniętym
pokoju bawić się będzie, kanapkę sobie zrobi, na podwórkowym pezecie samodzielnie
się wybuja nie wymagając asysty. Mogę wówczas, jak kiedyś, dekady temu, moja
własna matka, przez balkon się wychylić i gębę rozewrzeć: „Duuunia!, do
domu!!!!”
I Dunia wraca.
Taka już duża. Taka samosia. Taka coraz bardziej i bardziej
dojrzała.
A jednak,
taka (siedmioletnim) supłem ze mną splątana.
Niech wraca.
Niech zawsze do mnie wraca.
Całusy, Kochane, ślemy! :-* juti
OdpowiedzUsuńPiękne podsumowanie tych ostatnich siedmiu lat! Całujemy mocno
OdpowiedzUsuńLeśna... Ty czarodziejko opisów w wielkim skrócie. A treściwie. Ale mnie wzruszyłaś. Dziękuję. Kolejny już raz.
OdpowiedzUsuńcałuję :*
A.