czwartek, 14 maja 2015

Różana codzienność w oparach absurdu




(…)
- Mają państwo półśpiochy w rozmiarze 80?

- Coś się znajdzie. Dziewczynka czy chłopczyk? – sprzedawczyni rzuca okiem na Dunię.

- Dziewuszka. Ale proszę się tym nie sugerować i nie wyjmować nam tu niczego w lila róż.

-Ale jak to? Skoro dziewczynka to na różowo, to oczywiste. – sprzedawczyni unosi brew w geście zdziwienia.

- Niekoniecznie. Nie ma pani nic w innym kolorze? To w takim razie ja za te różowe kwiatki, falbanki, serduszka i Heloł Kitty dziękuję. – mówię odkładając gacie we wszystkich odcieniach różu. - Do widzenia.

Do widzenia... Ale to przecież takie ładne, tak pasuje…!  – nie może przeboleć pani za ladą.


Kolorystyczny terror z czasów kompletowania wyprawki ma się w najlepsze.
Do kiedy to potrwa..?




(…)
Leśna jest nieżyciową idealistką.
Lubi, jak ludzie są w stosunku do siebie w porządku, jak nie łżą, uczciwie pracują, nie migają się od obowiązków i szanują bliźniego.

Leśnej nie raz wzrosło ciśnienie, gdy pod wieczór, po caluteńkim dniu tkwienia z dzieciną w domu odkrywała niedbale pirzgnięte do skrzynki, zmiętolone awizo
Treść głosiła, iż „adresata nie zastano w domu” , nierzadko też nosiło znamiona mozolnego przemalowywania odbitej stempelkiem daty na inną. Fajniejszą dla pana listonosza.

Leśna też nie raz odkrywała ku swemu zdumieniu i drgającej powiece, iż na dostępnej online stronie z monitoringiem przesyłek widnieją hasła-niespodzianki:

„Nieudana próba doręczenia”.
„Pozostawiono awizo.”

Czyż trzeba dodawać, że adresatka za każdym razem tkwiła na swym szacownym zadku w zaciszu swego apartamą?
Czyż trzeba nadmieniać, że adresatka bladego pojęcia o zielonym wyobrażeniu nie miała w temacie pozostawianego – jak twierdził internet – awizo?

Leśnej wzmożone ciśnienie zaowocowało wreszcie pracą twórczą pt. „Skarga”.
Poskarżyła się niedoszła odbiorczyni przesyłek pocztowych dobrym ludziom zwanym nadzorem. Poużalała na pocztowe obyczaje. Na nieodwzajemnione uczucia do d(o)ręczycieli, którym nie chciało się zajść pod drzwi raz, drugi i trzeci, i wcisnąć listu do łapy, tylko cichcem, chyłkiem i na jednej nodze umykali [no? dokąd? na piwo?..] spod skrzynki. 
Uroniła korespondencyjnie łzę nad komunikatami dostępnymi online, które jako żywo nie chciały się zsynchronizować z faktami i rzeczywistością.

Czy doczekała się odpowiedzi?
Bogać!
Wzruszyła się tedy Leśna. 
Wzruszyła ogromnie. 
I oczy jej na słupkach stanęły.

„(…) na stronie internetowej Poczty Polskiej S.A. w podawanych informacjach mogą występować braki danych czy niezgodności, a wyświetlane informacje mają jedynie charakter poglądowy. *”

„(…) nadmieniam, że informacja „nieudane doręczenie” oznacza, że kurier nie był pod adresem podanym na przesyłce *”

*podkreślenia Leśnej ku jej wielkiej uciesze


Leśna, z racji iż niedaleko  w ogonku stoi za dinozaurami, pamięta dobrze zamierzchłe czasy PRL-u i urzędy pocztowe, w których, aby zadzwonić do cioci z Sieradza lub wujka z Radomia, należało zamówić rozmowę, następnie wcisnąć się do ciasnej budki i czekać na połączenie. 
Pamięta te urzędy, w których panie z wąsem z namaszczeniem przybijały stemple na szarych kopertach. 
Pamięta powagę instytucji i poważanie dla klienteli.
Głębokie poważanie.
Takie w czterech literach.

Niewiele się od tamtej pory zmieniło.

Chyba tylko to, że panie z wąsem zaczęły wreszcie golić zarost.



(…)
„Mały Jasio kotka przy kominku spotkał…”
„…w ósmym słoń, niedźwiedź i dwie żyrafy, w dziewiątym same tuczone świnie…”
„Hop sa sa i hop sa sa, czy – ktoś – widział –bez – pcheł – psa?”
„Dzik jest dziki, dziki jest zły, dzik ma bardzo ostre kły…”
„Żeby kózka nie skakała…”

Śpiewam, czytam, recytuję, miauczę, szczekam, mruczę, warczę, meczę, muczę i beczę…

Zdaje mi się, że w „Old McDonald had a farm” podmiot zdania jest zdecydowanie nietrafiony.
[że nie wspomnę o bezwzględnym wytykaniu wieku… „old”? – no ładnie to tak?]

Ija, ija o!



(…)
Kto by pomyślał - Stefan poszedł w odstawkę.
Ech, ta młodzieńcza niestałość w uczuciach…
Próbował jeszcze ratować ten związek, do nóg się rzucał, po stopach całował...
Na nic.  Dunia niewzruszona.
No skała, nie człowiek.





Na horyzoncie zamajaczył brand new absztyfikant. 
Taki jeszcze z metką i świeżym paragonem.

Romuald.

Dunia z miłości nosi go na rękach.



[czy nie powinno być czasem na odwrót..? czy to ze mnie obyczajowa konserwa wyłazi..?]



(…)

Gdy się złości, wierzga kopytami, trzaska mostki i marszczy brewki w jeden długi zygzak na czole.

O. się śmieje:

- Nawet z tą wścieklizną kochany z niej Glut. Nie oddałbym smarkatej za nic w świecie.

Ja też.

I czuję, że mój mięsień sercowy z powodzeniem okazałby się wystarczająco pojemny na jeszcze jedną taką.
Lub takiego jednego.


piątek, 1 maja 2015

Kiepścizna

Bulgocze jej w nosie.
Kicha.
Prycha.
Kaszle.
Stoję z wycelowanym w niemowlęce czoło termometrem.
Wyjmuję fridę.
I... się zaczyna.
Kwiczy niczym zarzynany wieprzek, szamoce się, wyrywa mi rurkę z ręki, trzęsie łepetyną, majta rękoma i odnóżami.
Nie ma szans, by cokolwiek z tych bulgotów odessać.
Najmniejszych szans:/

Pomocy!

Czego użyć, co zastosować, co zadziała na bulgoczące nosem, uparte jak koza niemowlę, które nie daje sobie nawet na ćwierć milimetra wsunąć w nozdrza fridowej rurki..?
Żadne katarki i tym podobne w grę nie wchodzą...

Mantruje przez sen.
To znak.
Znak, że.
Dobrze wiem, że choróbsko się czai, psia mać.
Coś niedobrego się kluje.

Paradoks - w szpitalu złapała.

Ogłuszona obuchem w łeb matka buja się na podłodze.
Ogłuszone enigmatycznym wirusem dziecię kiwa się w łóżeczku.

Mam tak serdecznie dość, jak miewa się dość wściekłych upałów trzydziesty dzień z rzędu.
Jak miewa się dość uporczywego wiania prosto w uszy.
Jak usypiania dziecięcia piątą godzinę z rzędu.
[bezskutecznego]
Jak namolnych "kominiarzy" z kalendarzem na ten rok, za jedyne "pięć zeta"[ósmy kominiarz z rzędu w tym miesiącu - sieją ich..???"]
Jak lekarzy-ignorantów.
Jak biurokracji i biurokratów.
Jak "terminów na enefzet brak, ale prywatnie, za pół tysiączka, to my z pląsaniem i orkiestrą dętą na czerwonym dywanie".

Mam dość, jak jasna cholera.

Jak o żesz w cara Mikołaja.

Jak w wypipane gwiazdkami.