piątek, 31 października 2014

Leśna, do odpowiedzi!


Wywołały mnie.
I znów, jak za szkolnych czasów, rumienię się skubiąc palcami spódnicę.
Tymczasem pierwszy, a nawet drugi kurz ekscytacji już opadł, zwierzenia szanownych nominowanych już dawno ujrzały światło dzienne, na zdecydowaną ich większość nie zdążyłam zareagować choćby ćwiercią komentarza [wiecie: Dunia, skok rozwojowy, nerwowa atmosfera, marzenia o sprzedaniu dziecka jakiemuś handlarzowi z Zanzibaru lub wykupieniu biletu w jedną stronę do Peru…] i teraz być może te moje ekshibicjonistyczne wypociny przemkną jakoś boczkiem niezauważone. 
W każdym razie.
Zapytały, to odpowiadam.
Same chciały;)

Mela

Twoje ulubione miejsce na Ziemi.
Każde, w którym zatyka mnie ze szczęścia, w którym gdzieś z samego środeczka mojego jestestwa wypełza mi myśl „rety, ale fajnie…”. Takim miejscem może być zarówno mój obecny dom, jak i tatrzański szczyt, na który właśnie się wdrapałam i łapię oddech; obłędnie ukwiecony balkon w pewnej kamienicy w środku Berlina, na którym jadłam śniadanie i piłam kawę tak dobrą, że jej smak z rozrzewnieniem wspominam do dzisiaj; jezioro, na które wypływałam z moją przyjaciółką dorabiając się zakwasów od machania wiosłami; uliczki gdańskiej starówki, na których wydeptywałam kocie łby każdego lata; pewna nadbałtycka plaża, na której piachu zapewne do dziś widnieje odcisk mojego zacnego tyłka…
Każde z tych miejsc i każde z tych, w których dopiero będę i które z jakiegoś względu zapadną mi w pamięć.

Z jakiego swojego osiągnięcia jesteś najbardziej dumna?
Jeśli osiągnięciem może być pozbieranie się do kupy po różnych trudach, wykrzesanie z siebie odwagi do zaprowadzenia istotnych zmian w swoim życiu, tak by je w pełni przeżywać, a nie tylko egzystować, to właśnie to będzie tym, co bezsprzecznie napawa mnie dumą.

Co jest tą glinką, która scala Wasz związek?
Przyjaźń - fenomenalne porozumienie podlane gęstym sosem poczucia humoru.

Czego nauczyła Cię niepłodność?
Szybkiego zbierania się w garść i nieroztkliwiania nad sobą.

Co Ci daje blogowanie?
Przyjemność poznawania innych punktów widzenia – podobnych i tych odmiennych od moich. To także mój psychiczny wentyl bezpieczeństwa, sposób na zatrzymanie pewnych zdarzeń oraz emocji, a także możliwość poukładania tego całego burdelu myśli,  które kłębią mi się w głowie.

Z czego ostatnio śmiałaś się na głos?
Z tego: 


…i z tego:

…a na tym kwiczałam jak młode prosię;)))

Czego musisz spróbować / chcesz przeżyć / doświadczyć zanim upłynie dni życia Twego kres?
Nie uniknę niestety odrobiny patosu - chcę żyć tak, żebym zawsze mogła spojrzeć sobie w lustrze w twarz, mrugnąć okiem, podnieść kciuk i rzec: Dobra robota, Leśna!
Nie marzę o doświadczeniu czegoś szczególnego, chcę tylko móc widzieć swoją córkę najpierw jako szczęśliwe dziecko, potem jako szczęśliwą dorosłą kobietę. Chcę iść z moim O. ramię w ramię, tak jak teraz, a za ileś tam lat trzymając się za ręce pójść na spacer jako para siwych dziadków. I chcę nadal widzieć te jego chochliki w oczach.
Chcę móc myśleć każdego dnia – ale mam fajne życie:)



Juti

Jakich pięć książek jest najważniejszych w Twoim życiu?
Nie chcę tworzyć rankingu, pozwolę sobie je wymienić z zastrzeżeniem, że kolejność nie ma tu żadnego znaczenia. W tej piątce zatem znajdą się:
Album Iwana Ajwazowskiego - mojego absolutnie ukochanego malarza-marynisty, „Udręka i ekstaza” Irvinga Stone’a  (moja fascynacja Michałem Aniołem zaczęła się właśnie od tej książki), cała bibliografia Robina Cooka (tak, dla odmiany po nasyceniu się wielką Sztuką uwielbiam taplać się w medycznych thrillerach;)), „Zapachy miast” Dawida Rosenbauma (jak ten facet pisze, jak on pisze..!)i „Całe zdanie nieboszczyka”  Joanny Chmielewskiej.
Misz-masz, czyż nie? Ale jak się prosi o wybranie zaledwie pięciu, to tak to potem wychodzi..;)

A jaka jest Twoja popisowa potrawa (nie bądź taka, daj przepis! :)
Ach... chyba szparagi w sosie beszamelowym.
Świeże, obrane szparagi wrzucić do osolonej i lekko posłodzonej wody – od momentu zagotowania gotować je 10-12 minut. Po odcedzeniu wziąć 2-3 szparagi i owinąć w plaster dobrej szynki konserwowej (takiej uczciwej, a nie w składzie której będzie 5% mięsa a reszta to trociny i pocięta gazeta;))
Na patelni podsmażyć cebulę na oliwie, do niej dodać posiekany szpinak (z puszki, mrożony, świeży gotowany – wszystko jedno jaki). Doprawić wg uznania - głównie chyba czosnkiem, można też dodać trochę „pogniecionej” widelcem fety to nie trzeba będzie solić.
Pora na sos beszamelowy: trzeba roztopić w rondlu ok. 50 gramów masła, sypnąć do tego łyżkę mąki, wlać trochę mleka (pi razy drzwi, nie umiem podać dokładnej ilości, w każdym razie powinno to mieć potem konsystencję gęstego sosu a nie zupy:)), dodać sól, zetrzeć trochę gałki muszkatołowej, zagotować.
Podsmażony szpinak wraz z sosem ląduje w naczyniu żaroodpornym, którego nie smaruje się tłuszczem. Na szpinakowym posłaniu układamy pozawijane w szynkę pęczki szparagów. Na wierzch można sypnąć startym żółtym serem i posiekaną pietruszką. Zapiekać jakieś 10 minut w 180 stopniach (z termoobiegiem w 160).
Zjeść i się oblizać;)))

Motto życiowe?
 Nie kieruję się żadnym, ale bezsprzecznie do moich ulubionych złotych myśli należy ta:

„Im więcej mówisz, tym mniej ludzie z tego pamiętają.” (François Fénelon)

Upodobanie do tej mądrości wynika pewnie z mojej małomówności. Możliwe, że tym sposobem próbuję sobie udowodnić, iż nawet borsucza natura może błysnąć jakąś zaletą;)



Czupurkowa Mama

Czy kiedykolwiek zrobiłaś coś szalonego lub niebezpiecznego w swoim życiu? Jeśli tak, to co to było?
Do popełniania rzeczy niebezpiecznych nie mam ciągotek, a do kategorii „szalone” mogłabym za to co najwyżej zaliczyć swoją małą zagraniczną przygodę, z początku lat 90. 
Niepełnoletnią siksą będąc udałam się na wojaże z moją niemiecką koleżanką do… Szwecji. Był kwiecień, rok szkolny w pełni, a myśmy omotały swoje rodziny błagalnym miaukoleniem i wyłamzałyśmy pozwolenie na tygodniowe wagary. Spieszyło nam się do tej Szwecji, bo zakochane wówczas po uszy w szwedzkim duecie Roxette [o mój Boże, czy ktoś jeszcze pamięta te dwa dinozaury…?] wymyśliłyśmy sobie obejrzenie ich studia nagrań, pospacerowanie tymi samymi ścieżkami, co nasze bożyszcza i – o rety, rety! – być może zobaczenie ich na własne oczy gdzieś z niedaleka.
[o, nastoletnia naiwności i przyprawiający o palące uszy guście muzyczny…;)]

Termin wycieczki był ściśle związany z zapowiadanym wydaniem nowej płyty i naszym dedukowaniem, że skoro zapowiedziano premierę płyty, nasi idole na pewno, NA PEWNO będą wtedy w Sztokholmie.
No to właśnie do Sztokholmu się udałyśmy.
Studio obejrzałyśmy po sto razy, bez mała cegły muru go okalającego ponadgryzałam. Ścieżkami także się wyspacerowałyśmy do wypęku. Jedno nam tylko wyjść nie chciało – zobaczenie na żywo naszych idoli, choć cuda wyczyniałyśmy nie z tej ziemi, by to się udało.
Cóż, rekompensując sobie rozczarowanie, postanowiłyśmy któregoś dnia obłowić się w płyty w sztokholmskim sklepiku muzycznym. A tam kompletnym zbiegiem okoliczności poznałyśmy kilku szwedzkich dziennikarzy, którzy ubawieni naszą determinacją, zaprosili nas na… prasową imprezę z okazji premiery nowej płyty naszych ulubieńców (!).
I tak właśnie wieczorem tego samego dnia z płonącymi z emocji policzkami i radością parującą mi z uszu dwie godziny spędziłam gawędząc z dziennikarską śmietanką Sztokholmu oraz… moimi ówczesnymi idolami;)

Jaką radę (lub jakie rady) dałabyś dziewczynom, które oczekują na swoje pierwsze dziecko? (wiem, że dobrymi radami piekło wybrukowane, ale ja tam lubię posłuchać nawet szatańskich wersetów ;-) ).
Nie uraczę na pewno radą zaskakującą ani wybitnie odkrywczą:
Trzeba słuchać przede wszystkim siebie.
Sobie ufać. Swojej matczynej intuicji.
A co do reszty to odrobina pocieszenia: to się naprawdę wszystko poukłada do kupy. Te lęki o to, czy będzie się dobrą matką, to poporodowe zagubienie, frustracje, zmęczenie – wszystko z czasem elegancko się porządkuje, harmonizuje i dostraja.


Jakie są Twoje 3 największe zalety i 3 największe wady w byciu mamą?
Odpowiedzialna, uważna, troskliwa.
Choleryczna, choleryczna, choleryczna.
;)



Isa

Co sądzisz o przenoszeniu, a raczej rozszerzaniu znajomości blogowych na tzw. świat realny?
Że to bywa świetna rzecz. Ja patrzę na to tak: świat wirtualny pozwala na zawarcie tych znajomości, których być może w tym realnym nie byłoby nam dane doświadczyć (bo np. mieszka się w kompletnie różnych miejscach bez szans na wpadnięcie na siebie gdzieś na ulicy i przypadkowe zawarcie znajomości). Jeżeli się czuje jakąś więź, wspólnotę myśli i doznań, taka wirtualna znajomość ma wielką szansę zaistnieć poza ekranem komputera. I czasem naprawdę warto się o to przeniesienie do świata realnego postarać.

Dlaczego czytasz "j'espere"
Bo lubię zwięzłość, konkret, poczucie humoru i uczciwość, które tam znajduję w wersach i między nimi także. No i ładną polszczyznę, którą bardzo cenię. Poza tym, traf chciał, że zostałyśmy mamami niemal w tym samym czasie, razem nabywamy macierzyńskiego doświadczenia, co tu gadać więcej - czuję swoistą więź, Sista;)

...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   ...   

Uff.
I to już wszystko. 
Kto wytrwał do końca, temu order na klatę i talon na balon!

Nie posyłam dalej żadnych pytań, bo zdaje się, że już wszystkie z Was zmagały się z udzielaniem blogowych wywiadów, zatem pora na chwilę odpoczynku:)

Buźka w czółko.

czwartek, 16 października 2014

...a jakby wczoraj to było

To była środa.
Popołudnie.
Byłam męczona liczeniem dni cyklu, liczeniem kolejnego cyklu, czekaniem na niedoczekane.
Zmęczona zmęczeniem.
W pewnym momencie, w oparach przeróżnych myśli, przeczucia, pragnień, wyczekiwania, niezmordowanej nadziei podjęłam decyzję.
Zdyscyplinowałam strumień moczu i - ku własnemu niedowierzaniu podpartemu tłuczeniem się serca w rozgorączkowanej klatce piersiowej - wysikałam drugą kreskę.
W którą nie mogłam, no po prostu nie mogłam uwierzyć.

A teraz moja Druga Kreska głęboko śpi rozkosznie posapując.

Dziewczyny, wy dzielne kobietki, które wciąż czekacie - nie traćcie nadziei.

Nie traćcie.



czwartek, 9 października 2014

Macht Spaß spazieren zu gehen


„Spacer dla dzieci to zdrowie i przyjemność. (…)malutkie dziecko podczas spacerów najczęściej śpi, ukołysane ruchem wózka. 

(…) spacer służy też matce, bo to ona zwykle opiekuje się niemowlęciem. Sama może wtedy odpocząć i odetchnąć świeżym powietrzem.”

______________________________________________________________________

No, kończ to żarcie, córko. Idziemy na spacer.
Posiedź chwilę w bujaczku, matka twa wrzuci coś na grzbiet, zgoni kota z niemowlęcej karocy i zapakuje ze dwie pieluchy, gdybyś się czasem miała osikać po pachy.

A czemuż już skwierczysz..? Nie chcesz wychodzić? Dziecko, oślepniesz mi i zdziczejesz w tych czterech ścianach. Nie dziwacz, wychodzimy.

Czekaj, rzucę okiem na termometr. Ile to dziś nam nagrzało..? 25 stopni? No, nie zmarzniemy.
Dawaj, Duńka, do środka. Leż i ładnie wyglądaj. Tu masz tetrówkę, możesz sobie przytulic do policzka. Oj, córko, nie rycz, no błagam, przecież już wychodzimy.

[#@&***!!! Czy ta cholerna winda jedzie z sąsiedniego bloku..? szybciej, na bogów!, bo mi tu ryk dziecięcia mury obali lada moment…]

- O, dzień dobry, sąsiadko. Na spacerek, co? Ojej, ale tak bez czapeczki?

- Bez. Nie przesadzajmy, na zewnątrz jest 25 stopni.

- Ale wiaterek powiewa…

[Rozumiem, że w mieście wieje na miarę tajfunu Bopha czy też innej Katriny..?]

- Wiaterki nam niestraszne. Dziękujemy za troskę.

- Takie małe dzieciątko… Powinno mieć czapeczkę…

[czy słychać było szczęk gwałtownie otwierającego się noża sprężynowego w mojej kieszeni..? odejdź, kobieto i nie zmuszaj mnie do przemocy]

- Jeśli będzie taka potrzeba, na pewno ubiorę córkę cieplej. Do widzenia, pani sąsiadko.

(...)
Rany boskie… Szlag by trafił te wszystkie schody, po których muszę cię wytaszczyć na świat. Ty wiesz, co ja bym zrobiła temu dżentelmenowi, który zaprojektował tę klatkę schodową? Ja bym, rozumiesz, coś mu urwała. 
A najpierw zgniotła kombinerkami.
Z całej siły.

No dobra, dałyśmy radę. Poszły konie po betonie, dziecino. W drogę.

- Dzień dobry, dzień dobry, co ja widzę, na spacer idziemy?
- Ano, idziemy. Trzeba się dotlenić.

- Ale dzidzia bez czapki..?

[bez czapki, bez skarpet, w ogóle cała goła jak święty turecki]

Chodźmy, córko. Uwolnijmy się od społeczeństwa zanim twoja matka osiwieje od jego troski o twoją gołą łepetynę.

(…)
No żesz, a teraz znowu czemu kwękasz, co? Bo co, drzewa gałązkami nie majtają ci nad głową? A skąd ci na tej miejskiej wybetonowanej pustyni mam wytrzasnąć drzewa wszędzie dookoła?
Zlituj się. Przecież jeszcze chwila, a przez te twoje wokalizy wylegitymuje mnie jakiś umundurowany patrol albo co gorsza – dopadnie para leciwych emerytek i nie dość, że będę musiała się tłumaczyć z twojego beku, to jeszcze pewnie z braku czapki.
No nie wyj… o, proszę, już się jakaś za tobą obraca.

- Oj, oj, jak to płacze. Pewnie głodne…

[tak jest, zagłodzone. nie dajemy dziecku żreć nic a nic, taki eksperyment, wie pani]

(…)
Uch… córko…bicepsy sobie niezgorsze wyrobię od dźwigania tych twoich kilogramów…
I co, lepiej na duszy jak matka cię wzięła na ręce? Jeśli masz pomysł, jak przy tym prowadzić twój pusty wózek skoro nie dysponuję ponadstandardową ilością rąk, wal śmiało, jestem otwarta na wszelkie propozycje…

(…)
Dziecko kochane, no przecież muszę cię odłożyć do wózka jeśli mamy się wtarabanić z tym całym nabojem po schodach do windy.
Nie wyj, proszę, bo mi się zaraz pół bloku zleci.

(…)
Matko bosko kochano… nerki sobie odbiję od tej nowej metody otwierania drzwi windy, by się z niej wydostać. Projektanta tej jeżdżącej klatki dla ludzi też bym chętnie jakimś ciężkim narzędziem potraktowała…

(…)
O! Teraz to się zasnęło, co? Po półtorej godzinie wycia w plenerach i gorączkowego wyszukiwania kiwających się nad łepetyną gałęzi, co by wizualnej rozrywki dziecku dostarczyć?
Po taszczeniu cię w tę i nazad po pierdyliardach barier architektonicznych - progach, krawężnikach, schodach? 
Po całym tym maratonie po dziurach eufemistycznie zwanych chodnikami?
Po powrocie do domu?
Teraz cię sen zmógł?!


______________________________________________________________________

Spacery z moją córką.
Uwielbiam.

Jak cholera.

______________________________________________________________________ 

Duniu, obiecaj mi, że następnym razem odbędziemy spacer bez tych wszystkich cyrków. Obiecaj.