klawiatury pod palce.
Podpisujcie.
Nie pozwólcie, by mówiono o nas bez nas.
poniedziałek, 26 września 2016
niedziela, 18 września 2016
Dialogi (roz)ważne
- Powiedz „lampa”- zarządzam.
- Bampa – odpowiada Dunia.
- Nie. Lam-pa – sylabizuję dobitnie, trzymając dziecię kciukiem pod
brodą.
Dunia patrzy na mnie, przekrzywia
głowę, podnosi jedną brew i mówi:
- La-la-la...
- No?... - sekunduję jej z nadzieją w głosie.
- ...la-la-la-bampa! - triumfalnie kończy Dunia.
- Przechera z ciebie, co? – rzucam do córki rozbawiona.
- No?... - sekunduję jej z nadzieją w głosie.
- ...la-la-la-bampa! - triumfalnie kończy Dunia.
- Przechera z ciebie, co? – rzucam do córki rozbawiona.
Ta zanosi się kwikiem.
…………………………………………………………………………………………………
- Duniu, co robi ten miś? – pyta terapeutka, pani G.
- Pi! – rzecze dziecina.
I chrumka pokazowo niczym
konkursowy wieprzek dla dźwiękowego zilustrowania swego komunikatu.
Widzicie, gdy się (ś)pi, okazuje się, że charczy się
niczym dorodna świnia.
…………………………………………………………………………………………………..
- A ten? Co robi ten drugi miś? – nie ustaje w dociekaniach terapeutka.
- …??? – patrzy pytająco nań Dunia.
- Śpi?...- pomaga sugestią pani G.
- Njee…- kręci głową Dunia nie dając się złowić w pułapkę.
- Jest smutny? Płacze? – drąży terapeutka.
Taaa. Dunia kiwa głową. Zgadza
się, miś płacze.
- Widzisz, Duniu, misie czasem są smutne, czasem płaczą. Dzieci też. - wyjaśnia dalej G.
- Widzisz, Duniu, misie czasem są smutne, czasem płaczą. Dzieci też. - wyjaśnia dalej G.
- Mama tesz – uzupełnia Dunia znienacka.
Łzy błyskawicznie stają mi w
oczach.
Ostatni dzwonek, by zacząć się
pilnować.
[…alboteż za późno już na
to…]
………………………………………………………………………………………………….
- Du-ja, no oć, oć, ne bój śe – przemawia me dziecko do misia trzymanego
na swych podrapanych kolanach siedząc w kucki na balkonie, papugując wielokrotnie do niej uskuteczniane komunikaty.
Kolejny raz dociera do mnie, że
wszystko, WSZYSTKO, co wygłaszam pod jej
adresem, trafia do tajemnego schowka, małej skrytki gdzieś w głębi splątanych
neuronów.
By potem znaleźć ujście w jej
dziecięcych komunikatach produkowanych względem ukochanych przytulanek.
………………………………………………………………………………………………….
- Tata ajtem? – dopytuje Dunia z rana, wierzgając beztrosko odnóżami.
- Tak, króliku, tata pojechał autem – potwierdzam.
- Do pacy? – docieka Dunia.
- Zgadza się, do pracy – kiwam głową.
- Brrum, brrum – podbija Dunia, nie pozostawiając miejsca dla
wątpliwości.
I zachodzę w głowę, jak to jest,
że jeszcze parę miesięcy temu nadawałam komunikaty bezzwrotne, odbierając jedynie
uśmiechy, odgłosy paszczą tudzież oklaski czynione małymi rączynami, teraz zaś
ROZMAWIAM ze swoją córką, poruszając
przy tym ważkie tematy.
………………………………………………………………………………………………….
- Wiesz, że cię kocham? – rzucam jej przy śniadaniu gładząc palcem po
policzku. - Bardzo.
Dunia kiwa głową odstawiając kubek
z herbatą.
- Tooo-tam – mówi moja mała papuga. - To-tam-te! – dopowiada.
………………………………………………………………………………………………….
Ja ciebie bardziej.
wtorek, 6 września 2016
Lato mija, wszystko mija
Rośnie mi Dunia.
Wzrasta.
Dorasta.
Zmienia się.
To niby już trzecie lato z nią, a jednak tyle w nim pierwszego.
[nie ma już małego Pulpeta siedzącego mi na kolanach i spijającego mleko z butelki na śniadanie; nie ma malucha powożonego na spacery czterokołową karocą; nie ma kaszki aplikowanej w ramach "kolacji"; nie ma bodziaków zapinanych na napy w kroku; zniknął gdzieś spokój, że "gdzie ją posadzę, tam będzie", albowiem JEST WSZĘDZIE (!) gdziekolwiek ją pozostawię]
Poniewczasie dostrzegam te zmiany, koduję je w pamięci, porównuję z poprzednim stanem rzeczy, analizuję.
...................................................................................................................................
Niegdysiejszy Pulpet stawia żądania.
- Chleb czy bułka na śniadanie, Duniu? - pytam.
- Buła! - odpowiada dziewczę. - Z keczupem. - dodaje kiwając głową dla podbicia siły wyrazu komunikatu.
By następnie bezwstydnie zlizywać ów keczup hojnie wykładany na rzeczoną bułę.
Wciąż domagając się dokładki.
Keczupu.
W nieskończoność.
- Idemy tu-tu-tup? - pyta Dunia wskazując na szafę, w której trzymamy jej obuwie.
- Bde chała wódet? - uzupełnia pytanie moja mała sklepowa pomocnica, która faktycznie wzorowo pcha wózek i wrzuca wszelkie podawane jej produkty z impetem godnym rzucania odbezpieczonym granatem o zbity grunt.
[... a nie daj bóg dać jej do rąk dziesiątkę jaj...]
- Miś dany! [miś zostanie w domu - przyp. tłum. :P] - obwieszcza Dunia dowiedziawszy się, że - faktycznie - wybieramy się na spacer, i jednym z jego punktów kontrolnych będzie wizyta w pobliskim sklepie.
Romek zatem bez szemrania zostaje na stanowisku, na osłodę bezspacerowej niedźwiedziej egzystencji zestrojony w zgrabny damski kapelusik.
[i co z tego, że Roman jest facetem? - ma, dziewczyna, gust!]
...................................................................................................................................
"Titamy?" - pytanie-hasło, pytanie-wytrych, towarzyszy nam bezustannie.
Niezależnie od kontekstu.
Każde, powtarzam : KAŻDE miejsce dobre do titania.
Własny przewijak też.
...................................................................................................................................
... a gdy nie tita?..
Wówczas wyżywa się artystycznie...
...przestrzennie, z lekceważeniem nawet najbardziej niesprzyjających warunków pogodowych...
[Gene Kelly z jego "Singing in the Rain" może się schować głęboko do piwnicy]
... sprząta w kuchni...
... tudzież nawadnia spragnioną wody roślinność.
Wzrasta.
Dorasta.
Zmienia się.
To niby już trzecie lato z nią, a jednak tyle w nim pierwszego.
[nie ma już małego Pulpeta siedzącego mi na kolanach i spijającego mleko z butelki na śniadanie; nie ma malucha powożonego na spacery czterokołową karocą; nie ma kaszki aplikowanej w ramach "kolacji"; nie ma bodziaków zapinanych na napy w kroku; zniknął gdzieś spokój, że "gdzie ją posadzę, tam będzie", albowiem JEST WSZĘDZIE (!) gdziekolwiek ją pozostawię]
Poniewczasie dostrzegam te zmiany, koduję je w pamięci, porównuję z poprzednim stanem rzeczy, analizuję.
...................................................................................................................................
- Chleb czy bułka na śniadanie, Duniu? - pytam.
- Buła! - odpowiada dziewczę. - Z keczupem. - dodaje kiwając głową dla podbicia siły wyrazu komunikatu.
By następnie bezwstydnie zlizywać ów keczup hojnie wykładany na rzeczoną bułę.
Wciąż domagając się dokładki.
Keczupu.
W nieskończoność.
- Idemy tu-tu-tup? - pyta Dunia wskazując na szafę, w której trzymamy jej obuwie.
- Bde chała wódet? - uzupełnia pytanie moja mała sklepowa pomocnica, która faktycznie wzorowo pcha wózek i wrzuca wszelkie podawane jej produkty z impetem godnym rzucania odbezpieczonym granatem o zbity grunt.
[... a nie daj bóg dać jej do rąk dziesiątkę jaj...]
- Miś dany! [miś zostanie w domu - przyp. tłum. :P] - obwieszcza Dunia dowiedziawszy się, że - faktycznie - wybieramy się na spacer, i jednym z jego punktów kontrolnych będzie wizyta w pobliskim sklepie.
Romek zatem bez szemrania zostaje na stanowisku, na osłodę bezspacerowej niedźwiedziej egzystencji zestrojony w zgrabny damski kapelusik.
[i co z tego, że Roman jest facetem? - ma, dziewczyna, gust!]
"Titamy?" - pytanie-hasło, pytanie-wytrych, towarzyszy nam bezustannie.
Niezależnie od kontekstu.
Każde, powtarzam : KAŻDE miejsce dobre do titania.
Własny przewijak też.
...................................................................................................................................
... a gdy nie tita?..
Wówczas wyżywa się artystycznie...
...przestrzennie, z lekceważeniem nawet najbardziej niesprzyjających warunków pogodowych...
[Gene Kelly z jego "Singing in the Rain" może się schować głęboko do piwnicy]
... sprząta w kuchni...
... tudzież nawadnia spragnioną wody roślinność.
Moja mała Pszczoła.
..................................................................................................................................
Kiedyś Pulpet, dziś detynka*, jak rzecze Dunia.
[* dziewczynka].
Faktycznie.
Zastanawia mnie tylko, KIEDY to mija.
?
Cały czas wszak mam wytrzeszczone trzecie oko.
Obserwuję ją, gdy śpi.
A nawet gdy tylko zmruży oko.
Na milisekundę.
Niby rejestruję wszystko, a potem i tak okazuje się, że coś mi umknęło i Dunia znów doroślejsza o kolejne piętnaście sekund a na miarce z krasnoludkami do odznaczenia kolejne trzy centymetry.
Kiedy to się dzieje, pytam się...?
Subskrybuj:
Posty (Atom)