(…)
Świat obdarowuje uśmiechem wzbogaconym o dwie jedynki –
nówki sztuki.
- Kurczę, a taka fajna
była z tą bezzębną paszczą – marudzi ojciec Duni.
- Spokojnie, za parę
lat wypadną jej po raz pierwszy, za kilkadziesiąt zaś dorobi się sztucznej
szczęki – pocieszam.
(…)
By małemu leniowi zechciał choć nieco drgnąć mięsień,
szczujemy lenia porzuconą beztrosko książką.
Kombinuje wtedy, jak podpełznąć ku niej bez zbytniego
przepracowywania się.
[czy oznacza to, że jak jej starzy, Dunia
w przyszłości zostanie książkową maniaczką?..]
(…)
Niemowlęce menu poszerzyło się o nowe pozycje kulinarne.
Sztukamięs, czyli apetyczna (własna) stopa wraz z pluszowym
dinozaurem zagościły w Duńczynym menu na stałe.
Myślę, że wkrótce spokojnie
będę mogła rozważyć zaprzestanie gotowania dla córki.
Zamiast bukietu warzyw ze schabikiem i owoców na deser plastikowy wstęp do dinozaura…
i kąsek niemowlęcej
stopy…
Z niezaprzeczalną oszczędnością dla domowego budżetu.
(…)
„Gdzie jest Pola?
Wklepuję balsam, zaczynając od żeber – nie chcę dotykać od razu brzucha zimnym
pachnidłem. Nie jest w środku niby wątroba czy inny narząd. Ona jest w mojej
głowie. Mogę się jej domyślać pod pępkiem, ale jej tam sobie nie wyobrażam.
Jest zupełnie gdzie indziej. Pola ma duszę i rozrosła się we mnie. Jest w moich
palcach, kiedy ją głaszczę, w ustach, kiedy ją w myślach całuję, i właśnie w
myślach, naprzeciwko mnie, śpi obok w łóżeczku. Kiedy się budzi, wskakuje z
powrotem i daje się kołysać w brzuchu na spacerze.”
[„Polka” Manuela Gretkowska]
Czytam i czuję, że żal mi czasu ciąży, że to już za mną.
Paradoks.
Bycia w ciąży nie wspominam przecież z maślanym rozrzewnieniem.
(…)
Gretkowska wtedy jeszcze nie wiedziała, że po urodzeniu
dziecko ma się w głowie już zawsze.
Nawet gdy jestem sama, wciąż jestem z Dunią.
Wychodzę, a Dunia wozi się w mojej głowie niczym w
dziecięcym wózeczku.
Pamiętam taki dzień, kilka dni po porodzie, szłam zalanym
słońcem chodnikiem. Wracałam do domu ze sklepu. W domu zostało moje kilkudniowe
dziecko, a ja kompletnie nie miałam poczucia bycia jego matką. Nie czułam się
nią. Czułam się wciąż tą samą, pojedynczą,
przedporodową Leśną.
I myślałam: „To
przedziwne, to niemowlę w moim domu to już zawsze ze mną, już na zawsze
będziemy z sobą związane..?”
A teraz, po dziewięciu miesiącach [mentalnej ciąży po raz
drugi..?] jestem organizmem o dwóch sercach i umysłach.
Moja córka we mnie w(sz)czepiona.
(…)
Lęk separacyjny.
Amok, histeria, rozpaczliwy szloch, gdy na spacer powiezie
Dunię ktoś inny niż ja.
Niemowlęcy powóz wraca do mnie z zanoszącą się od
płaczu zawartością z zapuchniętymi powiekami i nosem, którego Rudolf by się nie
powstydził.
Serce mi pęka na miliard kawałków.
Niemożliwością jest dla nas wyjście choćby na kwadrans.
[Czas tylko dla nas – co to takiego..?]
Jesteśmy uwiązani na smyczy owego lęku.
Lęku?
Raczej separacyjnej fobii.
Do szewskiej pasji doprowadza mnie smętne kiwanie głowami
przez mych bliskich, na siłę pragnących udowodnić Duni, że lęk separacyjny to egzaltowany
wymysł współczesnych psychologów.
Mit i legenda.
Że to żaden lęk, tylko ja, matka, niepotrzebnie tak
dziecko hołubię miast oddawać je wbrew szlochom, histeriom i czerwonym nosom społeczeństwu pod opiekę a samej udawać się w
siną dal.
W siną dal, odnoszę wrażenie, udało się raczej wszelkie wsparcie i
zrozumienie.
Czasem czuję się do bólu samotna na tej macierzyńskiej
wyspie.
(…)
Ekscytuję się jej nabywanymi co i raz zdolnościami.
W życiu bym nie przypuszczała, że szarpnie mnie za serce
widok klaszczącego dziecka, które tłucze powietrze łapkami demonstrując niewerbalnie odpowiedź na moje
pytanie „Duniu, jak się bije brawo?”
Banalne?
W kontekście własnego dziecka nawet banał jest niebanalny.
(…)
- Córko, a kto to teraz wszystko ma posprzątać? - pytam z wyrzutem.
- Mam ludzi od tego – zdaje się sugerować uniesiona brew na
Duńczynym czole.
No ba.
Pozazdrościć zdyscyplinowanej służby.