W ramach
przedświątecznych rytuałów pod koniec listopada zaczęłam suszyć pomarańcze
wypełniając powoli dom ich upojnym zapachem.
Wraz z początkiem grudnia
do aromatu pracowicie suszonych oranżowych cytrusów dołączył cierpki zapach
cytryn.
Wszystkie kule ścięte w
plastry, przypominające swoim wyglądem w przekroju przepyszne twarde lizaki,
jakimi zajadałam się w dzieciństwie.
Tak, drogie
dzieci kapitalizmu, za tzw. moich czasów łase na słodycze dzieciaki latały do
sklepów po twarde landrynki, niemożebnie słodkie galaretki w cukrze i cudowne,
wyginające się od cierpliwego międlenia jęzorem w buzi okrągłe lizaki.
Ot, Leśnej dygresja
kulinarna…:)
Zatem.
Parę dni temu wzięłam,
proszę ja was, owe tymi ręcyma ususzone plasterki, dołożyłam kilka złocistych koralików i
między cały ten miszmasz powtykałam małe pomarańczowe karteczki.
Na karteczkach wypisałam
życzenia.
Dla każdej z Was.
I wszystko to uwięziłam
pod przykrywką. Żeby przeszło cytrusowym aromatem, żeby moje dobre życzenia
skumulowały się jak ciężkie miljony w totku i żeby wszystkie Wasze pragnienia mogły się pospełniać.
Co.
Do.
Jednego.
Dla niektórych z Was będą
to Święta dobre i wyczekane.
Dla innych - takie z kategorii „byle szybciej minęły”…
Jeśli będą te pierwsze –
życzę Wam, by taki dobry, pachnący, pozytywny i rozgrzany od najlepszych emocji był
nie tylko ten świąteczny, ale też poświąteczny czas.
Żeby to, co najlepsze trwało i owocowało.
Jeśli jednak szykują się
te drugie – chciałabym, żebyście nie traciły wiary, że każde czekanie kiedyś w
końcu musi się skończyć. Że do dobrych ludzi Dobro wraca jak bumerang, dlatego
uparcie wierzę, że doczekacie się wreszcie tych autentycznie Wesołych
Świąt.
Bez utajonych, niespełnionych marzeń.
Bez strachu o bolesne pytania.
Bez
igieł w sercu.
Bez smutku w oczach.
Bez zawiedzionych nadziei.
"Raj jest tutaj, Nie ma go nigdzie indziej." - twierdził Osho.
Odnajdźcie więc swój Raj i odpocznijcie wreszcie.
Roztrzaskajcie się na cząsteczki i zbudujcie na nowo.
Rozbijcie się na kolory i poskładajcie w całość.
Chciałabym też, żebyście
wiedziały, że jestem Wam ogromnie wdzięczna za tę codzienną obecność po drugiej
stronie. Za wszystkie dobre słowa. Za wszystkie dobre myśli. Za optymizm
przelewany w pracowicie wystukiwanych pod wpisami komentarzach, dzięki którym
rozmawiam z Wami i z cienkich nitek sympatii ukręcam coraz grubsze sznury porozumienia, wsparcia i
poczucia wspólnoty.
Dziękuję Wam – moje dobre
blogowe dusze. Pod pretekstem świątecznie usprawiedliwionego sentymentalizmu ściskam
każdą z Was z osobna i hurtem także:)
I cicho w myślach powtarzam:
Niech Wam się z tego
słoja marzenia powysypują!
P.S. Mam potężną
kluchę w gardle. Na kluchy w gardle ponoć najlepszym antidotum jest trywialna
aktywność fizyczna. A zatem - ściera w łapę, tyłek w troki i do roboty.
Do "zobaczenia"po Świętach, kochane!