piątek, 7 października 2016

Się toczy

Kołem.

Historia.

Wtedy też był październik. Też wiało. Liście leciały hurtowo z drzew, deszcz lał bez opamiętania.
Wtedy też gapiłam się bez słowa w telefon przełykając pospiesznie ślinę.

[tylko się nie rozbeczeć…tylko się nie rozbeczeć…tylko się nie…. masz, babo… szloch…]
__________________________________________________

Dziś O. wszedł ciężkim krokiem do domu.

- Też dostałaś? – zapytał.
- Nieee… ?- odparłam pytająco, choć już czułam pod skórą, że to nie będzie nic miłego.
- Przyszło do mnie niedawno, jak byłem w pracy – kontynuował O. włączając telefon i wrzucając właściwą wiadomość do odczytu.

Patrzę drętwo.
Szara pikseloza.
Od razu zrozumiałam.
Pośród szarości zarys małego ciałka.
I podpis.
Że to już „ponad 60 milimetrów życia, najpewniej mały chłopczyk”.

Gapię się.
Nie chcę, ale się gapię.
Aż wokół oczu dostaję czerwonych obwódek.
I z nosa mi coś leci.
__________________________________________________

Jego siostra.  
Jej drugie dziecko w drodze.
Znów to samo.
Kołem się toczy…
Parszywa historia.

[jedyna różnica, że wówczas odczytałam radosne „czekamy na dziewczynkę!”]

Cóż.
Cóż to niby za wielka różnica, myślę.
__________________________________________________

Uciekam bez słowa do kuchni.
O. drobi za mną.
Przytula.
Jejku, jak mocno. Gnaty mi chrupią.
Czuję jego zapach i łomot jego serca.

- W końcu nam się uda – mówi, ale tak szczerze to nie wiem, czy sam w to jeszcze wierzy.
- Wszystko musimy sobie wywalczyć, nie..? – pyta retorycznie na chwilę odsuwając mnie od siebie, by móc spojrzeć mi w oczy.

Kiwam tylko głową.
I szybko łykam pierwszą łzę.
Tę mokrą oznakę rozczarowania, że to znowu nie my; tę oznakę paskudnej, zabarwionej żółcią zazdrości; to ukłucie żalu i ściśnięcie w żołądku.


Nie sądziłam, że znów wrócę do tej bajki.
Tej samej historii.




Co to kołem się toczy…



__________________________________________________

(wtręt aktualizujący;))

Ciśnienie schodzi.

Trudno, by nie zeszło gdy:

1) córuś wokalnie demonstruje "syndrom odstawienia" towarzyszący akcji pozbawiania jej smoczka. Klękajcie narody... Przeklinam chwilę gdym po raz pierwszy zatknęła dziada w jej paszczy...

2) O. za mymi plecami naprędce zorganizował swej pierworodnej zastępcze ramiona do dźwigania jej trzynastu kilogramów, do tego zorganizował knajpę z dorosłymi ludźmi (!), dorosłym żarciem (!!) i - jak sądzę - leniwie sączącą się w tle miłą muzyką (!!!), której nikt (czyt. Dunia) nie każe mi wyłączać po pierwszych trzech taktach.

Jednym słowem.
Będę się odchamiać.
I nawet rzęsy umaluję, by trzepotać grudkami zeschniętego ze starości i nieużywania tuszu;)

19 komentarzy:

  1. Łza spłynęła mi po policzku...
    To się nie powinno dziać...
    Ponownie...

    OdpowiedzUsuń
  2. A może dzieje się ponownie, żeby i u Was zdarzyło się ponownie?
    Jak długo po tamtej wiadomości zaszłaś w ciążę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi to przyszło do głowy. ..

      Usuń
    2. Też mi to przyszło do głowy. ..

      Usuń
    3. Dziewczyny, tamtego października to ja już byłam w nieuświadomionej ciąży, którą dwie kreski zaanonsowały mi dwa tygodnie później.
      Naiwnością godną nastoletniej gimnazjalistki byłoby pokładać nadzieję w powtórce z rozrywki.

      Usuń
    4. Nigdy nie byłam nastoletnia gimnazjalistka,ale taka sama mysl mnie naszla jak dziewczyny wyzej...

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    6. Napasiona hurraoptymizmem wyobraźnia czy też wiara w cuda przewyższająca moją, niebawem już śniętej pamięci nieboszczkę na marach..?;)

      Usuń
  3. Leśna, to pragnienie jest tak mocne.... Chyba bardziej pragnę drugiego dziecka, bo jestem świadoma jaki to cud...rozumiem Cię. Polecę frazesem: uda się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, Olgo, czasem człowiek chciałby tylko takich frazesów:)

      Usuń
  4. Hmm...z tuszem przezylam podobna historię kiedy to trzy tygodnie temu wróciłam do pracy po wychowawczym. I Ci dorośli ludzie! No właśnie, poobcuj z dorosłymi to organizm odpocznie od dzieci i ze zdwojoną energia zechce je produkować :D powiedziała ciocia dobra rada od siedmiu boleści :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodź tu, dobra rado, daj się przytulić:)
      Jednak z tuszem nie wyszło, usechł, drań jeden, ze starości na kamień. Nawet popluwanie weń nic nie dało. Ale walnęłam za to kreski na powiekach, że Liz Taylor w roli Kleopatry by się nie powstydziła;)
      I ludzie dorośli też byli:)
      Plan wykonany!

      Usuń
  5. Leśna, Kochana, się toczy! Historia, fortuna, a być może za niedługo my. Znowu. :)

    Całuję :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śliwko, rozbawiłaś mnie;):*
      Dawaj lepiej z jakimś wpisem u siebie nim kurz Was przykryje:) Maks cichcem awansował z noworodka na niemowlaka, a tam u Was cisza aż brzęczy.

      Usuń
  6. Leśna, raz się udało i Dunia jest najlepszym dowodem na to, że uda się po raz kolejny. Trzeba w to uwierzyć, odblokować zapory w głowach i nie pozwolić, by niepłodność uprzykrzała Wam życie. Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uściskanam! Dziękuję:*
      Ja tej zdziry, niepłodności, nie zapraszałam. Tupet ma, że tak się panoszy.
      Żeby ją tak można było za tę wredną mordę i sruu za drzwi...

      Usuń
  7. "Wszystko musimy sobie wywalczyc, nie?" To mowie ja do niego i on do mnie. Tak jak Wy do siebie. Cale nasze wspolne zycie mamy podporzadkowane kompletowaniu rodziny. Woolly tego dzieje sie wszystko inne.

    Jestem jeszcze na wakacjach, tylko czytam, nie komentuje w sumie, ale tego nie moglam zostawic na pozniej. Spacerujac dzis deptakiem przy plazy omowilismy po raz kolejny nasz plan na "zdobycie" Drugiego. A potem Twoj post.

    Doczekamy sie. My i Wy. I nasze dziewczyny tez. :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Litermatko kochana, dziękuję Ci za to "nie mogłam zostawić na później":*
      Życzymy zatem Wam, czego życzymy sobie sami.
      Skompletowania.
      Uśmiecham się do Ciebie na tym deptaku:)

      Usuń