Kołem.
Historia.
Wtedy też był październik. Też
wiało. Liście leciały hurtowo z drzew, deszcz lał bez opamiętania.
Wtedy też gapiłam się bez słowa w telefon przełykając
pospiesznie ślinę.
[tylko się nie rozbeczeć…tylko
się nie rozbeczeć…tylko się nie…. masz, babo… szloch…]
__________________________________________________
Dziś O. wszedł ciężkim krokiem do
domu.
- Też dostałaś? – zapytał.
- Nieee… ?- odparłam pytająco, choć już czułam pod skórą, że to nie
będzie nic miłego.
- Przyszło do mnie niedawno, jak byłem w pracy – kontynuował O.
włączając telefon i wrzucając właściwą wiadomość do odczytu.
Patrzę drętwo.
Szara pikseloza.
Od razu zrozumiałam.
Pośród szarości zarys małego
ciałka.
I podpis.
Że to już „ponad 60 milimetrów życia, najpewniej mały chłopczyk”.
Gapię się.
Nie chcę, ale się gapię.
Aż wokół oczu dostaję czerwonych
obwódek.
I z nosa mi coś leci.
__________________________________________________
__________________________________________________
Jego siostra.
Jej drugie dziecko w drodze.
Znów to samo.
Kołem się toczy…
Parszywa
historia.
[jedyna różnica, że
wówczas odczytałam radosne „czekamy na dziewczynkę!”]
Cóż.
Cóż to niby za wielka różnica, myślę.
__________________________________________________
Uciekam bez słowa do kuchni.
O. drobi za mną.
Przytula.
Jejku, jak mocno. Gnaty mi chrupią.
Czuję jego zapach i łomot jego
serca.
- W końcu nam się uda – mówi, ale tak szczerze to nie wiem, czy sam w to jeszcze wierzy.
- Wszystko musimy sobie wywalczyć, nie..? – pyta retorycznie na
chwilę odsuwając mnie od siebie, by móc spojrzeć mi w oczy.
Kiwam tylko głową.
I szybko łykam pierwszą łzę.
Tę mokrą oznakę rozczarowania, że to
znowu nie my; tę oznakę paskudnej, zabarwionej żółcią zazdrości; to ukłucie
żalu i ściśnięcie w żołądku.
Nie sądziłam, że znów wrócę do tej
bajki.
Tej samej historii.
Co to kołem się toczy…
__________________________________________________
(wtręt aktualizujący;))
Ciśnienie schodzi.
Trudno, by nie zeszło gdy:
1) córuś wokalnie demonstruje "syndrom odstawienia" towarzyszący akcji pozbawiania jej smoczka. Klękajcie narody... Przeklinam chwilę gdym po raz pierwszy zatknęła dziada w jej paszczy...
2) O. za mymi plecami naprędce zorganizował swej pierworodnej zastępcze ramiona do dźwigania jej trzynastu kilogramów, do tego zorganizował knajpę z dorosłymi ludźmi (!), dorosłym żarciem (!!) i - jak sądzę - leniwie sączącą się w tle miłą muzyką (!!!), której nikt (czyt. Dunia) nie każe mi wyłączać po pierwszych trzech taktach.
Jednym słowem.
Będę się odchamiać.
I nawet rzęsy umaluję, by trzepotać grudkami zeschniętego ze starości i nieużywania tuszu;)
Łza spłynęła mi po policzku...
OdpowiedzUsuńTo się nie powinno dziać...
Ponownie...
Uczuciowa, nie roń łez.
UsuńBo mi głupio.
A może dzieje się ponownie, żeby i u Was zdarzyło się ponownie?
OdpowiedzUsuńJak długo po tamtej wiadomości zaszłaś w ciążę?
Też mi to przyszło do głowy. ..
UsuńTeż mi to przyszło do głowy. ..
UsuńDziewczyny, tamtego października to ja już byłam w nieuświadomionej ciąży, którą dwie kreski zaanonsowały mi dwa tygodnie później.
UsuńNaiwnością godną nastoletniej gimnazjalistki byłoby pokładać nadzieję w powtórce z rozrywki.
Nigdy nie byłam nastoletnia gimnazjalistka,ale taka sama mysl mnie naszla jak dziewczyny wyzej...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNapasiona hurraoptymizmem wyobraźnia czy też wiara w cuda przewyższająca moją, niebawem już śniętej pamięci nieboszczkę na marach..?;)
UsuńLeśna, to pragnienie jest tak mocne.... Chyba bardziej pragnę drugiego dziecka, bo jestem świadoma jaki to cud...rozumiem Cię. Polecę frazesem: uda się!
OdpowiedzUsuńEch, Olgo, czasem człowiek chciałby tylko takich frazesów:)
UsuńHmm...z tuszem przezylam podobna historię kiedy to trzy tygodnie temu wróciłam do pracy po wychowawczym. I Ci dorośli ludzie! No właśnie, poobcuj z dorosłymi to organizm odpocznie od dzieci i ze zdwojoną energia zechce je produkować :D powiedziała ciocia dobra rada od siedmiu boleści :O
OdpowiedzUsuńChodź tu, dobra rado, daj się przytulić:)
UsuńJednak z tuszem nie wyszło, usechł, drań jeden, ze starości na kamień. Nawet popluwanie weń nic nie dało. Ale walnęłam za to kreski na powiekach, że Liz Taylor w roli Kleopatry by się nie powstydziła;)
I ludzie dorośli też byli:)
Plan wykonany!
Leśna, Kochana, się toczy! Historia, fortuna, a być może za niedługo my. Znowu. :)
OdpowiedzUsuńCałuję :**
Śliwko, rozbawiłaś mnie;):*
UsuńDawaj lepiej z jakimś wpisem u siebie nim kurz Was przykryje:) Maks cichcem awansował z noworodka na niemowlaka, a tam u Was cisza aż brzęczy.
Leśna, raz się udało i Dunia jest najlepszym dowodem na to, że uda się po raz kolejny. Trzeba w to uwierzyć, odblokować zapory w głowach i nie pozwolić, by niepłodność uprzykrzała Wam życie. Uściski!
OdpowiedzUsuńUściskanam! Dziękuję:*
UsuńJa tej zdziry, niepłodności, nie zapraszałam. Tupet ma, że tak się panoszy.
Żeby ją tak można było za tę wredną mordę i sruu za drzwi...
"Wszystko musimy sobie wywalczyc, nie?" To mowie ja do niego i on do mnie. Tak jak Wy do siebie. Cale nasze wspolne zycie mamy podporzadkowane kompletowaniu rodziny. Woolly tego dzieje sie wszystko inne.
OdpowiedzUsuńJestem jeszcze na wakacjach, tylko czytam, nie komentuje w sumie, ale tego nie moglam zostawic na pozniej. Spacerujac dzis deptakiem przy plazy omowilismy po raz kolejny nasz plan na "zdobycie" Drugiego. A potem Twoj post.
Doczekamy sie. My i Wy. I nasze dziewczyny tez. :-*
Litermatko kochana, dziękuję Ci za to "nie mogłam zostawić na później":*
UsuńŻyczymy zatem Wam, czego życzymy sobie sami.
Skompletowania.
Uśmiecham się do Ciebie na tym deptaku:)