Druga dwadzieścia.
Łóżeczkowa lokatorka w
pasiastym wdzianku postękuje i rozwiera oko. Przeciw stękaniu i rozwierającym
się ślipiom należy działać błyskawicznie. Rodzicielska ręka nurkuje zatem pod
koc, wyławia wypluty smoczek i pakuje go w dziecięcą gębulę.
Dziecko zasypia.
Czwarta dziesięć.
Łóżeczko stęka.
Nurkowanie, wyławianie, pakowanie. Łóżeczko pogrąża się we śnie.
Szósta.
Blady świt.
Nieprzytomne
oko. Potargany włos. Ziew, że żuchwa trzeszczy.
Z łóżeczka dobiega
niepokojące stękanie dzieciny. Brzmi jak zapowiedź rychłej pobudki.
Niedopuszczalne.
Matka lub ojciec dźwigają się na jednej ręce i macając na oślep usiłują
wycelować wygrzebanym gdzieś z koca smoczkiem w Duńczyną paszczę. Stękanie
cichnie. Rodzice dotąd wstrzymujący oddech, wypuszczają ostrożnie powietrze z
płuc i opadają na łóżko.
Lecimy dalej w kimę.
[już nie wspomnę
nawet, że w odległych czasach, w mezozoiku chyba, obudziwszy się razem o takiej porze przyszli
rodzice niechybnie spożytkowaliby dość produktywnie nieco czasu, a teraz? zabieraj te łapy, człowieku, daj mi jeszcze pospać...]
Szósta czterdzieści.
Blady świt continues.
Nieprzytomne oko, potarganie, ziew – zestaw standardowy.
Z łóżeczka słychać
rytmiczne uderzanie odnóżami o przewijak, niedługo potem nieletnia lokatorka postanawia
wygłosić przemowę okraszoną licznymi powtórzeniami. Zapewne po to, by starzy
zakodowali sobie dobrze cały przekaz.
Siódma.
Pokojowa dotąd przemowa nabiera teraz jakby tonów pretensji.
[że co? Jeszcze
śpią? ja im dam „śpią”! wstawać, nieroby!]
Nieroby dźwigają zewłoki wstają.
Przecierają oko, przyklepują zmierzwiony włos, tłumią ziewanie.
Jedno ścieli łóżko,
drugie drapiąc się po głowie i trąc niewyspane oczy podąża do kuchni.
Mleko dla nieletnich,
kofeinowy shot dla tych większych,
Rozdzierające ziewanie
utrudnia konwersację, niemrawo omijamy się bez zbędnych słów.
- Śniadanie?
- Uhm, ja zrobię, ty ją nakarm.
...............................................................................................
Sobotni ranek.
Nikt nie musi iść do
kołchozu, można by było się wyspać po tygodniu orki.
- Takiego wała – zdaje się mówić nam Dunia – wyśpicie
się najprędzej za osiemnaście lat.
________________________________________________
Droga Dunia zaś, z
niedzieli na poniedziałek, gdy ojcu na
dobry początek tygodnia budzik grzmi nad uchem, a matka zwleka się wraz z nim,
prześpi bez przystanków na stękanie całą noc, by następnie otworzyć swe wyspane
oko nieco przed dziewiątą.
Ot, kochane dzieciątko.
[w przyszłości, za
te wybryki, potrącę sobie za inaugurowane bladym świtem weekendy solidne odszkodowanie
z twojego kieszonkowego, córko miła..]
[bez skłębionego
na głowie koca i pozycji "rozjechana żaba" spanie się nie liczy]
I tak wam daje pospać, nie narzekaj :P
OdpowiedzUsuńScoto, wiem, wiem... ale w mezozoiku sypialiśmy w soboty do dziesiątej, otwieraliśmy oko na ćwierć sekundy i zgodnie postanawialiśmy nie ruszać tyłków do jedenastej. Co za czasy, ech...Poza tym nie narzekam, tylko rejestruję rzeczywistość;)
UsuńO. mówi, że znając przewrotność naszej córki, gdy nastaną jej czasy szkolne, dziecina zapewne wtedy cierpieć będzie na poranną śpiączkę i wołami jej nie będzie szło ściągnąć z wyra. Na tę okoliczność chłop już się szykuje z wiadrem zimnej wody :P
Tak to będzie z dużym prawdopodobieństwem. Słyszałam wiele historii o dzieciach, co to niemowlakiem będąc wstawały o 6 rano, a do szkoły to trzeba tortury uprawiać - zabierać kołdrę, ochlapywać wodą itd.
UsuńZnajoma ostatnio mówiła, że kupiła córce taki wielki starodawny budzik z uszami. Pół bloku puka jej w drzwi, że już wstało, a córeczka dalej słodko śpi. Głuchota wybiórcza.
Córka ma już teraz cierpi na tę odmianę głuchoty. Mówię do niej "spójrz na mamę, dziecino" a ta odwraca łepetynę, udaje, że nie słyszy i tylko oczy jej się śmieją, przecherze jednej. Doskonale wiem, że nie raz będę do niej gadać jak do ściany;)
UsuńA starodawne budziki z uszami to na ogół sposób na obudzenie wszystkich poza głównym zainteresowanym. Miałam lat 10 chyba jak wykupiono mi kolonie w ZSRR (wówczas wypas, szał ciał i uprzęży). Autokar do Moskwy odjeżdżał gdzieś tak o 5 rano, trzeba było wstać o nieludzkiej porze i nie przespać budzika. Matka moja zatem kładąc się spać wzięła talerz, postawiła na nim stary ruski budzik, którym swoim dzwonkiem umarłego na nogi by postawił, a obok na owym talerzy poukładała pęki kluczy, żeby narobiły dodatkowego rabanu.
I co?
I przespała ów budzikowy koncert! Brzęczący raban jej nie dobudził.
Autokar goniliśmy własnym autem do samej ruskiej granicy;)
Kochana, luksus macie, że lokatorka nie robi zakusów na Wasze lokum i tak ładnie daje się spacyfikować. Podwyżkę jej dać, a nie obcinać kieszonkowe! ;)
OdpowiedzUsuńTen drobny druk...o tych łapach. Jesuuu, mam tak samo i juz mi z tym źle, ale cholera nic nie umiem z siebie wykrzesać :/
Ty wiesz co, my ją czasem bierzemy do siebie do łóżka, jak w dziecięcym łóżeczku robi się już zbyt marudnie a nam wciąż nie chce się podnosić odwłoków. Niestety dziecina się wtedy rozkręca i o spaniu kompletnie już nie ma mowy. Najpierw jest szajba, śmichy-chichy, ciągnięcie mnie za włosy (przednia zabawa!), dłubanie paluszkami O. w uchu, a potem zaczyna się kwękanie. I cała familia rada nierada wstaje.
UsuńDrobnym drukiem sama prawda, co? Rano dałabym się zabić za dodatkowe pięć minut snu zatem mowy nie ma, łapy przy sobie. Po południu w wolniejszej chwili, gdy dziecina nie daje do wiwatu i człowiek ma nastrój wielce pozytywny, myślę sobie, że niech no tylko wieczór nastanie, już ja się podomagam karesów. A gdy ów wieczór nastaje, jestem niczym wyżęta ścierka z ochotą na ekscesy na poziomie minus pińcet.
Nie wiem, może na to zmęczenie materiału są jakieś magiczne tabletki albo chociaż syrop..?;)
O to to!
UsuńU nas też było do siódmej.
OdpowiedzUsuńJest różnie, niestety wcześniej ;)
Korzystaj póki masz siódmą ;)
Juti, nie strasz..;)
UsuńU nas jest aktualnie faza na ...5.30 :)
UsuńU nas ostatnio między 6.30 a 7.30; niecierpliwie oczekuje zmiany czasu (nie bez obaw ;-)). Kwekanie o smoka znam doskonale, najlepsze było ostatnio jak nie moglam go po ciemku znaleźć i już już miałam zapalić światło kiedy wpadłam na to gdzie mógł się schować - taaak Klopsik trzymał go w ręce!!! :-D
OdpowiedzUsuńTe zmiany czasu... o kant tyłka je potłuc, żadnego rzeczywistego sensu w tym nie ma, a porządek dnia rozpierdziela na bank.
UsuńKlopsik trzymał w łapie poszukiwany smoczek? To ja Ci powiem, że pewnej nocy niedawno obudziwszy się na kwękanie dzieciny, dźwignęłam się na łóżku, wsadzam rękę do Duńczynego wyra i macam za smokiem. Macam i macam i wymacać nie mogę. No wsiąkł cholernik jeden. Wstałam przeklinając w myślach i poszukuję już energiczniej - macam po kocu, macam po materacu, może przy szczebelkach, może gdzieś w fałdach kocyka... No nie ma, przepadł, Dunia go chyba zjadła.
Zapalam światło, a Dunia już elegancko przez to moje macanie wybudzona patrzy na mnie oczami jak dwie pięciozłotówki a smoczek... międli w paszczy :P
Słuchaj my mamy dwa smoczki. Jednego dostaje do paszczy a drugiego kładziemy jej obok bo często jest tak, że w nocy jak spadnie jeden na podłogę to szuka ręką i znajduje drugiego;)
OdpowiedzUsuńDobre! Gotowa jestem obłożyć dziecko i pięcioma smoczkami;)
UsuńTak w ogóle to jestem zdania, że smoczki powinny mieć zainstalowane jakieś elektroniczne systemy naprowadzające;)
Prześledziłam komentarze w nadziei że znajdę jakiś złoty środek na całonocne uśpienie dziecia, a tu nic. U nas kaszka przed snem się nie sprawdziła bo Koszał dostał wysypki. Choć fakt, okresy między budzeniami były wtedy dłuższe. Alternatyw póki co brak. Natomiast mój sposób na w miarę znośną noc to zabieranie go do łóżka o północy i NIE liczenie i NIE spoglądanie na zegarek ile razy i o której się jeszcze budzi do tej swojej 5.30-6.00. Bo jak sobie policzę, że do 5 razy i przekalkuluję, że to znaczy co godzinę to mi się robi tak niefajnie ;) a tak to działam na śpiocha i w letargu... I nie liczę godzin i laaaat....
OdpowiedzUsuń