poniedziałek, 16 lutego 2015

A tymczasem...


Przewrotne ta-ta w odpowiedzi na błagalne umizgi o jedną-jedyną, tycią-tyciuteńką ma-mę wzięło i wcięło.
Dunia nawija z przejęciem, wygłasza ogniste przemowy, peroruje, dobitnie domaga się uwagi, reakcji i interakcji, ale ta-ta odszedł w wokabularny niebyt.
Na szczęście ta-ta z krwi i kości trwa nadal na posterunku.
I dobrze, bo tylko on może dostąpić zaszczytu odmaczania Duni z trudów codzienności, niezmiennie w głos informując Odmaczaną (oraz jej matkę szykującą w czasie owych ablucji mleko na wieczorny popas), iż zaraz „zwoduje jej u-boota*” i niechże Odmaczana „przestanie łupać odnóżami w wodne odmęty, bo rozlewa wodę na podłodze”.
[łazienkowa posadzka regularnie zalewana jest wodą z kąpieli... i kto to ma wycierać, pytam się..?]



* U-boot hergestellt  in Polen:




Ponadto.
Córka ma wyhodowała sobie blond futro na głowie, które pokryło już niemal w całości dotychczasową zacną tonsurę.
Do tego upodobała sobie robienie miny zwanej kartoflem (wg Leśnej) bądź też świniakiem (wg O.)
Robieniu miny towarzyszy – jak bum cyk cyk! – chrumkanie. 
[...oraz tężenie mięśni ilekroć matka próbuje uwiecznić grymasy fotoaparatem...]
I w sumie to by tłumaczyło O. uparcie trzymającego się wieprzowej nomenklatury.


Co do tego?

Siedzi, ale tylko gdy posadzą.

Przetoczy się, ale tylko gdy popchną palcem.

Zje, ale pod warunkiem, że przy okazji będzie mogła bez ograniczeń wsadzać sobie palce do paszczy, wyrywać matce włosy z głowy i językiem sprawdzać, czy w tym trzymanym przez matkę słoiku aby na pewno jest dokładnie to samo, co owa matka zapodaje na łyżeczce.

Pojedzie, ale tylko jeśli na zielonej fali. Czerwone światło jest passé, jest spazm, tłuczenie nogą w oparcie i nowenna do wszystkich świętych (w bezgłośnym wykonaniu przez matkę) „Niechże wreszcie te cholerne światła się zmienią!”.

Pobawi się z babcią, dziadkiem, ciotką, wujkiem,  listonoszem, domokrążcą, inkasentem i podejrzanym wysłannikiem firmy energetycznej, ale tylko jeżeli u matki na rękach.
Do omdlenia.
Rąk.

[moich, nie jej przecież. jej nie mdleją nigdy...]

Hitem jest szmacisko z metkami (każdą metkę można bowiem nie tylko wylizać z osobna, ale także wszystkie hurtem, by w finale przykryć sobie ową wymemłaną szmatą głowę i zapaść w pięciominutową drzemeczkę).
I kot. 
Kot też jest hitem.
Ukochaną postacią.

[chyba tylko flaszka z mlekiem go przebije...]

Kot generuje wykwit uśmiechu z kategorii bananus-gigantus, czyli gdyby_nie_uszy_uśmiech_owinąłby-mi_się_dookoła_globusa


_________________________________________________________


Napisała mi kiedyś znajoma, matka dziewczynki kilka miesięcy starszej od Duni:

"Tęsknię za nią , jak tylko pójdzie spać. Nie mogę doczekać się rana."

"Ech, egzaltacja..." - pomyślałam jak na leśną zołzę przystało.

No.
To przyszła pora, by posypać łepetynę popiołem.

Dunia śpi.
A mnie morda się cieszy na myśl, że już za kilka godzin przywita mnie radosny kwik dobywający się z niemowlęcego łóżeczka na mój widok.

Tak się porobiło.



23 komentarze:

  1. Hahaha... Świetnie piszesz :D

    Moja ma 2 miesiące a też już zaczyna zalewać podłogę w łazience :/ Ehh...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa... i tym oto sposobem matka Polka może spokojnie startować w konkursie Miss Mopa;)

      Usuń
  2. Ha, i doczekałam się emocjonalnego postu o relacji z dzieckiem! ;)
    Hurra! (a może wcześniej coś przegapiłam po prostu)

    Podobnie jak Dunia reaguję na falę czerwonych świateł :)
    I dobrze wiedzieć, że niemowlak może lubić koty - czyli dla moich 2 oczekujących jest jakaś nadzieja :)

    Tylko ta zalana sypialka mnie martwi, bo młoda będzie kąpana w sypialni ;) Nasza łazienka ma 4 mkw więc było by trudno.. ;))

    Uśmiech-banan - nie dziwota, żeś zakochana :)
    Każdego by złamał ;)

    Buźka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pink, u nas na początku Dunia kompletnie zlewała kocicę. Zwierz był dla niej niczym przejrzyste powietrze, ale teraz mamy fazę absolutnego uwielbienia. Po cichu przypuszczam, że gdyby ta nasza futrzasta małpa potrafiła trzymać w pazurach butlę z mlekiem, stałabym się w tym domu czymś na miarę zbędnego mebla :P

      Co do kąpieli, nasza łazienka też z tych dla Calineczki i jak się człowiek obróci, to nos o zlew gotów rozkwasić, ale przezornie przy ostatnim remoncie, na parę miesięcy zanim zaciążyłam, zrobiliśmy sobie prysznic z głębokim brodzikiem. Teraz chłop, po zakorkowaniu odpływu, może w nim odmaczać córunię niczym w basenie - wygodna sprawa. Nigdy nie mieliśmy w domu wanienki dla Duni. A z tym rozlewaniem wody, to nie martw się na zapas. Nie wiem, jak tam mają inne dzieci, to powiem Ci tylko, jak u nas było. Otóż przez pierwsze miesiące Duńka była nieruchawą kukiełką, posadzona siedziała, położona leżała. I w kąpieli tylko bezustannie ciamkała w paszczy własne łapy. Odkrycie, że można machać odnóżami i rozlewać wokół wodę przyszło stosunkowo niedawno, zatem może to nie jest tak, że dzieci szaleją w kąpieli od samego początku. Zanim Wasza dziewczyna zacznie wierzgać nogami i urządzać Wam powódź w sypialni, zdążysz do tej pory solidnie ogarnąć temat kąpieli (i nabyć kilka dodatkowych końcówek do mopa :P)

      P.S. Tak podejrzewałam, że Ty z tych pieklących się w korkach i na czerwonych światłach;) Już widzę siebie oczyma wyobraźni, jak po jednej mojej stronie siedzi pąsowa ze złości Dunia, po drugiej Ty, a ja w środku w kaftanie bezpieczeństwa...;)

      Usuń
    2. Pink, a co macie w łazience? Brodzik czy wannę? My kąpaliśmy w wanience parę miesięcy, taka stabilnie siedząca przeniosła się w wanience do wanny, a potem w samej wannie.
      Ja też się już zastanawiam, jak wstawić wanienkę do Laury łazienki, żeby nie przeszkadzała.

      Usuń
    3. Leśna, ja się bardziej obawiam reakcji kotów na dziecko, niż dziecka na koty :) Bo na początku to myślę, że Młodej kot będzie zupełnie obojętny.
      A nasze 2 koty były dla nas dotychczas jak dzieci i właściwie jesteśmy obiektem kpin większości znajomych, jeśli chodzi o naszą wylewność w sprawie kotów.
      Gdyby się kiedyś okazało w przyszłości, że komuś z tej 3 osobowej ferajny (dziecko + 2 koty) coś nie pasuje, to był by istny dramat.
      Mój małż nawet zażartował kiedyś "no cóż, trzeba będzie młodą oddać do babci" :))))) (co było żartem, proszę się nie pieklić :)
      Ale nie będe się tym martwić na zapas póki co.

      Szczęśliwie koty jakoś intuicyjnie czują, że nie powinny wchodzić do łóżeczka i na przewijak i raczej się trzymają tej zasady.

      @Wężon
      w naszej mini łazience mamy prysznic, ale jest tak zrobiony, że nie ma brodzika, ale jest na równi z podłogą, także nie ma szans, żeby wodą napełnić.
      Za to brodzik jest na tyle duży, że zmieści się tam wanienka, więc jak Dziecinna będzie już większa, żeby się sama jakoś na siedząco utrzymać, to będzie można tam przykucnąc i ogarnąć temat - chyba.

      Usuń
    4. Pink, fakt, tu trzeba raczej martwić się o to, jak zwierzaki zareagują na dziecko, niż odwrotnie... Ja się tego cholernie bałam. Po pierwsze, moja kocica jest chimeryczną cholerą. Nikomu poza mną nie daje się dotknąć, do tego jest okropną dewastatorką. Bałam się, że zanim dobrze zdążę się macierzyńsko rozkręcić, ta mi na śmierć zadrapie wózek, albo wydrze pazurami materac w łóżeczku. No i obawiałam się też, że może jej (kocicy, nie Duni) paść na łeb w drugą mańkę i może tak się zestresuje, że będę miała bezustanne sranko i rzyganko w ramach kociej demonstracji oporu przed nowym członkiem rodziny. A przecież - i tu Cię doskonale rozumiem - nie wchodziło nigdy i nie wchodzi oddawanie kota komukolwiek, bo nie chce mi się zwierz zintegrować z dzieckiem. No nie ma takiej opcji i już. Jestem tak samo odpowiedzialna za zwierzę, które przygarnęłam, jak i za dziecko, które urodziłam.
      Na szczęście rzeczywistość okazała się jak na razie dość łaskawa. Czarny małpiszon po wielu miesiącach obchodzenia Duni szeeeerokim łukiem, ostatnio zaczął podchodzić do dziecka i je obwąchiwać, na co dziecina reaguje doprawdy entuzjastycznie :D
      Teraz moja jedyna obawa dotyczy zwiększającej się mobilności mojej córki. Już sobie wyobrażam, jak ta ugania się za drogim kotkiem w celu pociągnięcia za ogon czy uszy, a drogi kotek... cóż, nasz zwierz bywa mocno agresywny niestety. I tu mam zgryz. Jak ja sobie poradzę z agresją u zwierzaka.

      Usuń
    5. Leśna, jest nadzieja, że Dunia prędko kotki nie dogoni ;)
      Rozumiem "charakterne" koty - u mnie jeden jest rudy z charakteru i umaszczenia, drugi jest "sierotą ze śmietnika", całkiem uległą i ciapowatą, ale wszędzie włazi za to.
      Jestem póki co pełna nadziei, że jakoś to będzie.
      Koty od samiuśkiego początku uczę, że NIE WOLNO wskakiwać do łóżeczka i na przewijak oraz na wózek (który mamy w chacie od 2 godzin, yaaay! :)

      Sikania się trochę boję, bo rudy lubił sobie siknąć do naszego łóżka.
      Z tym, że odkąd jestem w ciąży, w domu to tak się schillował, że nie zlał się już chyba co najmniej pół roku i liczę, że ten trend się utrzyma.

      W razie czego istnieje taka instytucja jak zwierzęci behawioryści , więc w krytycznej sytuacji można by się szarpnąć i skorzystać.
      Miejmy nadzieję, że ani u mnie ani u Ciebie nie będzie to potrzebne.

      A tak btw. to dziś mamy Światowy Dzień Kota :)
      Najlepszego tym naszym sierściuchom ;)

      Usuń
    6. Na "NIE WOLNO" wszelkiej maści u nas działa jedynie spryskanie zadka kociej anarchii wodą z butelki - rewelacyjna metoda! Niestety doraźna. Jak wyjeżdżamy, mogę sobie tylko wyobrażać, gdzie ta futrzasta zołza włazi ze swoimi pazurami... Niby wie, że do łożeczka nie, i do wózka też nie, ale już ją parę razy wywabiałam z owych rejonów wspomnianą butelką z wodą. Tak więc, gadaj zdrów kotu, człowieku, zwierz i tak wlezie tam, gdzie zechce.
      Ale rację masz z tym behawiorystą. Już zrobiłam wstępne rozeznanie w tej sprawie i jeśli tylko w relacji dziecko-kot pojawi się kocia agresja, wzywam posiłki do domu.
      Światowy dzień sierściucha? Wiem, wiem...:) Już wymiętoliłam kotę z tej okazji:)

      Usuń
    7. Butelka z wodą jest dla mnie niezastąpionym środkiem tresury. Mam taki spryskiwacz do kwiatków i z tego korzystam. Kilka razy dostały strzała, teraz spryskiwacz postawiłam w łóżeczku, stoi sobie na środku a koty z niechęcią mijają to miejsce szerokim łukiem.
      Bo samo NIE WOLNO to sobie możemy gadaaać i gadaaać :)
      Mam wrażenie, że one rozumieją to stwierdzenie, jeszcze z odpowiednią intonacją i uniesionym palcem w górę, ale... mają to w poważaniu. Spryskiwacz to co innego :) to to jest argument ;)

      Usuń
  3. Coraz radośniej u Ciebie. :) Mgła przegoniona?

    Ja tam nigdy nie tęskniłam. Nawet jak była taka malutka i słodziutka.
    A teraz to aż miło odpocząć od tego nieustannego gadania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mgłę rozdmuchuję. A gdy się podnosi płodzę radośnie, co by się dobry nastrój nie marnował;)

      Po aktualnych produkcjach wokalnych mojej córki wnoszę, iż za kilka lat moim artykułem pierwszej potrzeby będą solidne zatyczki do uszu...;)

      Usuń
  4. Uśmiech Duni zarazliwy, pięknie Leśna :-) u nas podłogę po wyczynach Klopsika myje tata, a jedzenie bez ręki w ustach po łokieć nie smakuje jak trza :-)
    A co do tęsknoty to cholerka też to mam. Najpierw błagam by przyszła już jakaś drzemka, a później czekam tylko żeby mnie zawołał choć naczynia kwitną w zlewie, choć kurz obrasta meble grubą warstwą :-) ściskamy mocno z zębuszkowa, do którego zawitał właśnie zębowy katar ,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, właśnie! Najpierw wyczekuję nierzadko wieczornej kąpieli, odłożywszy dziecinę do wyra wzdycham sobie głęboko w ramach odczutej ulgi, a po paru godzinach stoję jak ten głupek nad łóżeczkiem i z rozrzewnieniem na pysku gapię się na zmierzwioną kołderkę, małe malinowe policzki i łapki w geście "Hände hoch!" ;)

      P.S. Na naczynia w zlewie i kurz gęsto ścielący się na meblach jest prosty sposób - NIE patrzeć;)))

      P.S.2 Bidulo z małym Rekinem... Bardzo Wam dają w kość te zębiszcza? Co oprócz żelu dajesz Klopsowi, by mu ulżyć?
      A słyszałaś o czopkach Viburcol? W kontekście zębów jeszcze tego nie praktykowałam (tylko w pierwszych tygodniach, gdy Dunia wyła mi całymi dniami bez tzw. obiektywnej przyczyny a ja byłam bliska obłędu), ale owe czopki, jak mi powiedziano, są zalecane także przy bolesnym ząbkowaniu.
      Na Duńczyne wycie czopki działały, może Klopsikowi też by pomogły...

      Usuń
    2. Na Miłoszka te czopki zadziałały tak, że poszła kupa :))) 2 razy! Trzeci raz jeszcze nie próbowałam ;)

      Usuń
    3. Ja się boje czopkow... Wiem, strasznie to głupie, pewnie jakby było trzeba to bym się przemogla. Obecnie mamy dwa żele - jeden ziołowy, drugi ze znieczuleniem lidokaina się to pisze? na hardcore ten drugi. Poza tym lód w takiej siateczce do podawania owoców, gryzaki wszelkie i ja czasem pije meliske na wieczór coby ja dostał w mleku. Jakoś to idzie, modlę się żeby nie doszła nam gorączka i żeby się z tego kataru nic nie rozwinęło (frida non stop w użyciu)

      Usuń
    4. @ Isa: Bo to taki obowiązkowy niemal punkt programu po czopkach;) Ale co do skuteczności w przypadku bezustannie wyjącej Duni, jak najbardziej się sprawdziły. A że kupiszcze przy okazji poszło... Efekt dwa w jednym, można rzec;)

      @ MsHead: To nie Jest głupie, to jak najbardziej zrozumiałe. Ja też się wzbraniałam, bałam się wręcz zaaplikować D. ten czopek, obawiałam się zrobić jej niechcący krzywdę. Ale wyjące kolejną już godzinę mimo braku realnej przyczyny dziecko skutecznie mnie z tego strachu wyleczyło. No i nie takie te czopki straszne, jak można by przypuszczać.
      Na gorączkę u nas dajemy Pedicetamol. Pomaga.

      Usuń
  5. Hehe, no czysta prawda, czysta prawda....
    Od zawsze twierdzę, że dzieci są najlepsze na zdjęciach i jak śpią :)
    (nie żeby poza tymi sytuacjami były złe, ale zdecydowanie w tych dwóch powyższych mnie najbardziej rozczulają :) ).
    Buziaki wielkie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... to pewnie dlatego czasem jednak się budzą, żeby człowiek nie ogłupiał od tego rozczulenia;) Bo gdyby one tylko na zdjęciach i we śnie, to nam z mózgu zrobiłby się budyń z sokiem malinowym od tego macierzyńskiego rozanielenia;)

      Usuń
  6. Mój też chlapie, co gorsza w pokoju po panelach. Od niedzieli zaczynamy basen, to może tam się wyżyje chłopak?
    Ja nie tęsknię aż tak. Może dlatego, że zasadniczo zajmuję się nim non stop, łącznie z kąpielą, którą tata wykonuje od święta, czyli gdy jest w domu o właściwej porze. Toteż kiedy Młody śpi w swoim łóżeczku ja z radością umykam do garów, prania, ogarniania chaosu ogólnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też chciałam na basen, ale brak miejsc. Szkoda mi, bo Dunia ubóstwia pławić się w wodzie.
      U nas kąpiel należy do Duńczynego taty, ale fakt, zdarza się co jakiś czas, że spada to na moją głowę i karmienie wieczorne także, co oznacza, że zajmuję się samotnie Dunią cały boży dzień i padam już potem na pysk. A jednak jak stanę o tej pierwszej w nocy (po wszystkich przyjemnościach w rodzaju zmywania, prasowania i latania z mopem of course :P) nad jej łóżeczkiem, ciepło mi się robi gdzieś w okolicy serca mimo okrutnego zmęczenia. I cieszę się wtedy, że rano znów ją zobaczę:)

      Isa, Ty jesteś po prostu zbyt zmęczona i zbyt często w pojedynkę ogarniasz ten wasz Mozambik...:/

      Usuń
  7. świetny blog ale jak przeczytałam o tych metkach przy szmatce to poczułam sie jak u siebie:-) Błazej ma juz 3 latka i nieodłacznym elementem (teraz naszczescie tylko do spania i picia mleka) jest jego 'szmatka' - reczniczek z persila z najlepsza metka swiata:-) pozdrawiam i zapraszam do mnie ;-)

    OdpowiedzUsuń