środa, 27 sierpnia 2014

Ach śpij, cholero…


Początki były… hmm… (oględnie nazywając) niełatwe.

Już pierwszej nocy w domu po wypisie z kołchozu zwanego szpitalem Duńka urządziła sobie 13-godzinny maraton wycia i tym samym zaserwowała swoim starym pierwszą próbę ogniową.

Wyszlim cało choć Jaśniepan Obłęd machał nam już upierścieniowaną dłonią w koronkowej rękawiczce i słał całuski.

Następnego dnia dziecina zdecydowała, że wystarczy jej tego wycia godzin pięć [może zdarła sobie gardło poprzedniej nocy i nie chciała ryzykować konieczności umawiania laryngologa zaraz w pierwszym tygodniu swojej ziemskiej egzystencji..?] jednak mimo swego rodzaju delikatnego poluzowania napięcia we wzajemnych towarzyskich kontaktach Jaśniepan Obłęd też zamajaczył nam na horyzoncie.

Kolejne dni przyniosły ogrom dalszych atrakcji, z czego na czoło peletonu wybiło się wieczorne usypianie dziecięcia.

Eufemizm ten skrywał dwuipółgodzinną mordęgę wydreptywania ścieżek w panelach z panną dziedziczką rozpartą w rodzicielskich ramionach, w godzinie pierwszej drącą się jakby jej skalp zdzierali, a w godzinie drugiej oraz połowie kimającą z nóżką dyndającą.

Do czasu…
…do czasu gdy rodzic, któremu akurat przypadało wieczorne usypianie postanawiał odłożyć hrabiankę do łóżeczka. Wtedy jednakże dziecinie uruchamiał się żyroskop i ta bezbłędnie wyczuwając zmianę w położeniu zaczynała swoje concertino od początku. Jeżeli natomiast cudem jakimś niepojętym małolata w końcu usypiała, gwarantowana pobudka miała miejsce już godzinkę później. Bosko.

Doszło do tego, że po dwóch tygodniach regularnie już odczuwałam bolesny skręt jelit i kłucie w zwojach mózgowych na samą myśl, iż z wieczora trzeba będzie uskuteczniać usypianie Duni.

Któregoś razu, gdy opadłam z sił na kanapę po czterdziestominutowym seansie kołysania (jakoś mało sennej) córki w zdrętwiałych ramionach, dziecinę do bujania  przejął jej ojciec i tak nagle rzekł:

- Czytałem dziś w necie o jakimś amerykańskim lekarzu, co to wysnuł  jakąś ponoć skuteczną teorię w temacie uspokajania dzieci. Coś tam było m.in. o ciasnym zawijaniu i kołysaniu. Moglibyśmy spróbować, co..?

Odblokowało mi się wtedy coś w umyśle i zakrzyknęłam:

- Ależ ja wiem, o kim mówisz! To niejaki dr Karp. Mamy jego książkę, kupiłam ją kilkanaście tygodni temu.

I zaczęliśmy „czytać”, czyli O. wydreptywał kolejny kilometr w podłodze nosząc jaśnie pannę, a ja kartkowałam literackie dzieło dr. Karpa omijając co niektóre przydługie opisy tudzież przytoczone historie i na głos czytając wybrane fragmenty.

Na początku był dziki szał.
Próbowaliśmy używania rożków, kocyków, flanelowych pieluch… Drąca się wniebogłosy Duńka omotana ciasno materią milkła na kilkanaście (bądź kilkadziesiąt jeśli udało się przyfarcić) minut, ojciec rodzony hiperwentylował się szumiąc i charcząc dziecku nad uchem, od kołysania dziecięcia zaś własny błędnik wariował.

Jednakże.
Dunia i tak w końcu wygrzebywała się z tego, w co ją w pocie czoła motaliśmy (włączając w to własne odzienie).



Zakupienie otulacza z „rękawami” na rzepy także było pomysłem o kant dupy potłuc mało udanym.
Nie ma, powtarzam: NIE MA  takich rzepów, takich wiązań i rozwiązań i takich okowów, z których moja córka nie dałaby rady się oswobodzić.
Houdini mógłby jej buty czyścić.
Językiem.

A jednak w końcu los się nad nami ulitował.
Gdy już bliska byłam podjęcia decyzji, by dziecię nasze obwiązywać bandażami i wiązać szpagatem do pieczeni, znalazłam na internetowych bezdrożach stronę na temat pewnego [Baczność! Achtung! Lokowanie produktu!] wynalazku.
Czytając optymistyczne teksty i oglądając zdjęcia spokojnych (!) dzieci zaczęłam się ślinić, a duszy mojej wróciła nadzieja, że może jednak opieka społeczna nie stanie nam w progu, a wieczorne usypianie przestanie przypominać wyrafinowane tortury (pod względem wokalnym także).

Wyszukałam zatem.
Zamówiłam.
Gryząc paluchy ze zniecierpliwienia wyczekałam.
Odebrałam.
Trzęsącymi się łapami pakunek rozdarłam.
Uprałam.
Dziecinę zestroiłam.
Chwilę (chwilę, nie dwie i pół godziny do opadnięcia rąk z furkotem po same kostki) następczynię tronu pokołysałam i…

Ludzie!

Jak położyliśmy Duńkę o 21 lulu, tak zerwaliśmy się rozgorączkowani o szóstej ( o SZÓSTEJ!) dnia następnego, rzuciliśmy się do łóżeczka niepewni czy nam się dziecko wyprowadziło z chałupy, czy co, bo cisza aż dzwoni, dzieć nie wyje, bębenki uszne nie pękają… i oczom naszym ukazało się wielce zadowolone z życia niemowlę gotowe na poranne ablucje oraz załadunek żywności.

O, bogowie… Jaki piękny świat się nagle zrobił!

Pomijając nieliczne incydenty, gdy dziecina sama z siebie wybudzała się w okolicy trzeciej w nocy celem pobrania pożywienia, z ręką na sercu mogę przyznać – od tamtej pory przesypiamy noce.
Wszyscy.
Cała trójca przenajświętsza.

Woombie wraz z metodami dr. Karpa darzymy zatem uczuciem gorącym oraz dozgonnym i uznajemy za nasz patent#1.


_____________________________________________________________________

Żeby dziecinie nie poprzestawiał się dzień z nocą, nie praktykujemy pakowania Duni w woombie w ciągu dnia.
Jak zatem przekonaliśmy miłośniczkę aktywnego spędzania upiornie długich godzin do tego, że odrobina snu jeszcze nikomu nie zaszkodziła?
Ten patent – #2 – przytaszczył sam ojciec rodzony z pracy, na podstawie męskiej wymiany poglądów pozostałych, bardziej doświadczonych osobników dzieciatych.
Voila.



Kawał tetry na ślipia zaiste działa cuda.
Dziecina kima, Matka ma dzięki temu szansę zluzować własny pęcherz moczowy, łyknąć kanapeczkę bądź też otworzyć książkę, a nawet przeczytać kilka stron (!).

 
_____________________________________________________________________


Mam nieco ponaddwumiesięczne niemowlę.
I śpię nocami.

Można zazdraszczać i rzucać pomidorami.

Dobranoc:)

43 komentarze:

  1. O otulaczach słyszałam same dobre rzeczy. Na mojej liście wyprawkowej znalazły się jako "must have" - tak sobie wymysliłam, że moim małym wcześniakom, w dodatku jesiennym, będzie lepiej i fajniej w ciasnych otulaczach. I że będzie się im (i oczywiście nam!) lepiej spało.
    I tu wkroczyła Doświadczona Matka PRL-u, o której już pisałam u siebie... (po co ja w ogóle uzyłam słowa "otulacz" w rozmowie???). I się dowiedziałam, że ja przesadzam, bo skąd mogę wiedzieć jak będą spały moje dzieci i czy w ogóle będą lubiły ciasno (podobno noworodki lubią ciasno, ale doświadczenia nie mam....).
    Takie teksty podkopują moje przekonania o potrzebie zakupu "czegoś takiego". No bo rzeczywiście skąd mogę wiedzieć jak będą spały moje dzieci? Ale z drugiej strony będzie ich sztuk dwie, a nie jedna, wiec mała szansa, żebym akurat trafiła na dwa aniołki.
    Poza tym teraz mam możliwość kupienia tych otulaczy używanych po takich cenach, że mam 2 używane w cenie jednego nowego. A jesli sie okaże, ze moje dzieci wrzeszczą, to zapewne na szybkiego będę musiała zakupywać 2 nowe. Poza tym używane pewnie bedę mogła odsprzedać w takiej samej cenie w jakiej je kupię.
    Wolę słuchać rad współczesnych matek, niż rad z przedawnioną datą do spożycia.
    Co radzisz ciociu Leśna?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciocia Leśna przede wszystkim radzi odpuścić sobie zbyt rozbudowane dialogi z Matkami Doświadczonymi rodem z PRL. Źle to działa na samopoczucie i nawet wysypki w postaci pryszczy na tyłku idzie dostać od zasłyszanych mądrości.
      Ja też nasłuchałam się już na pęczki, że moje dziecko "jak mumia wygląda w tym otulaczu, na pewno jej krzywdy nie robicie..?" albo "a jesteście pewni, że takie energiczne kołysanie to dla niej dobre..?" (gdy O. kołysze Duńkę zgodnie z zaleceniami dr. Karpa, co zresztą bezbłędnie działa na drące się dziecko)...

      Czupurkowa Mamo, to prawda, że nie wiadomo, w jakim stopniu trafią wam się autentyczne aniołki, a w jakim aniołki z różkami. Moje zdanie jest jednak takie, że otulacze warto mieć. Nawet jeśli nie będzie potrzeby pacyfikowania rozwrzeszczanego dziecięcia, w takim otulaczu niemowlę po prostu czuje się komfortowo - ma cieplutko, ciasno, bezpiecznie jak u mamy w brzuchu. Jeszcze istotniejsze jest to, że dziecko zapakowane w taki ciasny otulacz nie jest wybudzane przez swoje własne łapy, które zdają się żyć własnym życiem (odruch Moro). Wierz mi - mówię to nie tylko z mojego własnego doświadczenia, ale też na podstawie wielu rozmów z innymi rodzicami - ten cholerny odruch potrafi notorycznie wybudzać biedne dziecko i przeszkadzać mu w spokojnym śnie. Otulacz skutecznie eliminuje takie zakłócenia.

      Rozważasz zakup woombie, czy jakichś innych otulaczy?

      Usuń
    2. Odruch Moro odruchem Moro, ale czy Wasze dzieci też składają ręce i a) walą się nimi po głowie, b) próbują wydrapać sobie oczy, c) ciągną się za nos ?? Przy tym to odruch Moro nie tak bardzo mi przeszkadza, bo u nas już coraz rzadziej występuje, ale te łapy na twarzy skutecznie ją wybudzają;/

      Usuń
    3. O tak, co gorsza czasem takie cyrki odchodzą i przy karmieniu.

      Usuń
    4. Ciociu Leśna, dzieki za mądre słowo. Parę razy dalam sie wciągnąć w "rozmowy kobiece" o ciazy i dzieciach i czuję sie po nich jakbym miala mocne zderzenie z betonem.... Koniec rozmów - postanowilam.
      Dzięki za rade, oczywiscie o odruchu Moro nigdy nie slyszalam, ale to co opisujecie przemawia do mojej wyobrazni.
      Wczesniej myslalam o "jakims" otulaczu, na rzepy czy na cokolwiek, ale z tego co piszesz to widze, ze lepiej zainwestowac w woombie. Zgadza sie?

      Usuń
    5. Wiesz, ja też z początku sądziłam, że wystarczy owijanie Małej w cokolwiek, np. miękki rożek, tak jak robiły to położne w szpitalu. Niestety, Dunia potrafiła wydostać się na wolność (m.in. dzięki rozlatanym łapom i wierzganiu nogami) i w dziesięć minut po owinięciu dziecina rozgogolona leżała na wierzchu, a cyrk z usypianiem i uspokajaniem ruszał od nowa. Po wielu dniach takiego owijania w co się tylko da (nawet próbowaliśmy prześcieradła zapinanego na grubą agrafkę) stwierdziliśmy, że dopóki Duńka nie będzie zapięta po samą szyję, te cholerne łapy będzie wypychać do skutku.
      Woombie ze względu na sposób szycia i zapinania (nie ma bata, dziecko NIE da rady samo się z niego wyplątać) okazało się jedynym otulaczem do zastosowania. Natraciłam forsy od cholery na pierdyliardy kocyków, rożków i rzepowych otulaczy dlatego rzeczywiście polecałabym od razu zainwestowanie w oryginalne woombie - taniej wyjdzie bez wcześniejszych wydatków na inne, nieskuteczne rozwiązania.

      Kilka podpowiedzi:
      1. Są woombie także dla wcześniaków (http://www.otulacz.pl/tag-produktu/wczesniak/). Musiałabyś tylko przemyśleć sobie, czy rzeczywiście będzie potrzeba inwestowania w takie modele, czy może lepiej celować w zwykłe woombie dla standardowych noworodków. Różnica w rozmiarach niewielka, a taki "normalny" posłuży Ci dłużej, bo przewidziany jest dla dziecka już od 2,5 kg (do 6 kg). Przypuszczam, że Twoi chłopcy będą ważyli po dwa kilo i ciut, z takich wcześniakowego otulaczy mogliby zbyt szybko wyrosnąć.

      2. Tu (http://www.woombie.com/info_which_woombie.html) masz dokładną rozpiskę z dostępnymi modelami i rozmiarami. Jest też info dot. użytych materiałów.

      3. Cena. No nie czarujmy się - jest kosmiczna jak na kawałek szmatki. Ale szmatki jakże cudownej. Magicznej!;) Można spróbować zakupu online z UK (cena zbliżona do polskich) lub ze sklepów dostępnych w Polsce. Ja jednak najpierw polecam przedreptanie Allegro. Swoje woombie kupiłam właśnie tam. Nie ma tego wiele, bo ludzie niechętnie pozbywają się tego towaru, ale zawsze warto spróbować i poszukać.

      A propos egzemplarza, które posiadam - nie chcę się go pozbywać na dobre, bo a nuż, widelec udałoby się dorobić Duni rodzeństwo, ale gdy mojej córce stuknie szósty kilogram i dziewczyna przestanie mieścić się w swoje woombie, mogę Ci to cudo wypożyczyć. Zawsze to jeden otulacz do zakupienia, a nie dwa jeśli zdecydujesz się na takie dla swoich Czupurków.
      Mam ten model: http://www.otulacz.pl/produkt/woombie-air-pumpkin-noworodek-3-65-kg-otulacz/
      Jeśli będziesz reflektowała, daj znać:)

      4. Mamy niemowląt (może nie wszystkie, ale ja z pewnością jestem z tych, co tak;)) maniacko piorą i równie maniacko prasują zatem na wszelki wypadek uprzedzam: woombie NIE WOLNO prasować.

      Usuń
    6. Bardzo, bardzo chętnie pożyczę/odkupię wasze woombie :-) Myślisz, że Duni stuknie szósteczka w okolicach połowy/końca listopada? Bo wtedy moje czupury będą się witały ze światem.
      Ja z kolei jestem z tych co nigdy nie prasują (opcja "mniej zagnieceń" w pralce :-) ), dziecięcych ciuszków też nie będę prasować, więc nawet by mi na myśl nie przeszło przelecieć woombie ;-)
      A co do rodzeństwa dla Duni: podobno często z drugą ciążą idzie to rachu-ciachu, więc może się okazać, że ani się obejrzycie i... :-)

      Usuń
    7. @ Mama Czupurów: Dunia w tej chwili mknie ku piątemu kilosowi, w listopadzie - tak myślę - szósty już będzie wspomnieniem ustępując pola siódmemu;) (Bosz... kto to będzie dźwigał...!)

      Opcja "mniej zagnieceń" uskuteczniana jest i u nas, no ale jak ktoś ma chorą głową i mimo to prasuje nawet gacie...:P

      Z drugą ciążą nie strasz - na razie jesteśmy na etapie "Łojezusicku, tylko nie to, tylko nie teraz". Chodzi toto po głowie, ale litości, Duńka czasami sama wytrwale zdaje się pracować na to, by zostać jedynaczką;)))

      @ Ewelina Malina: Składanie rączek? Hania już teraz zanosi modły?;) Moja panna tak nabożna nie jest. Nosa też sobie nie urywa, ale oczy, owszem, wydłubuje sobie chętnie z oczodołów. A do kompletu - tak podczas karmienia zagina sobie uszy, że boli mnie od samego patrzenia na to;)

      Usuń
    8. Pytanie tylko o co ona się już modli?;))

      Usuń
    9. Może są to modły meteorologiczne? W czasie deszczu o słońce, w słoneczną pogodę o nieco deszczu..?;)

      Usuń
  2. Leśna, bardzo się cieszę, że otulanie zadziałało :)
    Pisałam kiedyś o woombie u mnie, nawet fotę wkleiłam tego cudu. I choć sama nie miałam, słyszałam, że działa.
    I Ty potwierdzasz. Super :)
    Kolorowych snów z Dunią! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potwierdzam. Działa jak ta lala!:)))
      Jakoś umknął mi wpis na ten temat u Ciebie... Możliwe, że po prostu nie zwróciłam uwagi albo uznałam wtedy woombie za kolejny gadżet w rozbuchanym okołodzieciowym biznesie. Jednak co innego wczytywanie się w porady "na sucho" z pozycji matki in spe, teoretyczki, a co innego, gdy trzeba zmierzyć się z jakimś zagadnieniem z perspektywy już rodzica.
      Na przykład takiego, który marzy o kilku godzinach nieprzerwanego snu;-)

      Usuń
  3. Oj czemu ja o tym wcześniej nie słyszałam?? Co prawda Hania pięknie zasypia na noc w łóżeczku, ale budzi się o 1, 3 i 5 i o tej 5 to już jest gotowa do witania nowego dnia. No niestety ja trochę mniej;/ Ciekawe czy ten wynalazek by pomógł...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłabym gotowa w ciemno zaryzykować, że by pomógł.
      W którymś momencie mieliśmy bardzo podobnie - Duńka zasypiała w łóżeczku, ale dwie godziny później już się wybudzała, potem nie było wiadomo, czy prześpi z godzinę, a może trzy i w sumie niby wstawało się do niej ze dwa-trzy razy, ale rano czułam się po takiej posiekanej nocy jak na kacu gigancie.
      W woombie zasypia w kwadrans i mamy gwarantowane przespanie wielu godzin. A gdy zdarza jej się obudzić np. o 4 nad ranem, karmię ją, pakuję z powrotem w otulacz i Mała śpi np. do ósmej jak Anćka w kwiatkach;)

      Usuń
    2. A to mnie teraz nakręciłaś;) Myśl o przespaniu w nocy ciągiem więcej niż 2 godzin będzie mnie dziś chyba prześladować;D

      Usuń
  4. To Ty też masz Houdiniego? ?? Może jakąś trupę cyrkową założymy i niech potomstwo zarabia na te wynalazki oraz prozę życia, typu pieluchy ;)
    W sumie sypia podobnie, więc nie rzucę pomidorem. Udaje się bez woombie, czasem owinięte kocykiem tylko rączki, bo one najbardziej chyba rozbudzają małego. Patent z tetra chętnie wypróbuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też już rozważałam, czy nie wypożyczać Duni na jakieś występy specjalne w cyrku - godziwy zarobek byłby z tego;) Z Miłoszem mogliby stanowić superatrakcyjny duet inkasując poczwórną stawkę. Rzecz godna przedyskutowania. Szukamy menedżera? :P

      Widzisz, u nas woombie pomaga właśnie na te rączki. Odruch Moro to coś, na co wiele razy klęłam, gdy dziecko ledwie zdążyło usnąć a tu po kilku minutach machając sobie łapami skutecznie się wybudzało.
      O przypadkowym wydłubywaniu sobie smoczka z paszczy i konieczności bezustannego wciskania go z powrotem już nawet nie wspomnę.

      Z tetrą spróbuj, nie musi od razu zadziałać, szczególnie jeśli dziecko nie jest jeszcze dostatecznie senne, ale wystarczy wtedy pogłaskać chwilę po łepetynie, zakryć oczy tetrówką raz jeszcze i dziecina powinna przejawić już większe zamulenie. U nas działa to tak, że Dunia pod tą tetrą błyskawicznie zamyka oczy.
      Tylko nie stresuj się, jak Miłosz sam sobie naciągnie tetrę na całą twarz - nic mu nie będzie. Ja w takich sytuacjach podciągam trochę pieluszkę, czekam chwilę aż Duńka przyśnie i ściągam tetrówkę całkowicie. Kładę ja wtedy koło jej policzka, bo zauważyłam, że D. lubi się do niej przytulać "nasennie".

      Usuń
  5. Woombie trafia na moją listę wyprawkową ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie!
      A ja chyba powinnam zgłosić się do producenta po wypłatę honorarium za tak entuzjastyczne zachwalanie;)))

      P.S. Czytałam u Isy, że robisz sobie listę w excelu - świetny pomysł. Też tak robiłam. Nawet tabelki z ciuchami dziergałam;) Gdybyś potrzebowała jakiejś podpowiedzi, wal śmiało:)

      Usuń
    2. Tak tak, Woombie powinno w jakiś specjalny sposób docenić Twój wkład :))

      Listę postanowiłam zrobić, po pierwszej wizycie w sklepie dla dzieci. Trafiłam tam przypadkiem, stanęłam przed sekcją dla noworodków i gapiłam się jak "ciele w malowane wrota". Gdyby ktoś dał mi do ręki kasę i powiedział: masz, kupuj - to miała bym nie lada problem, bo o połowie rzeczy nie miałam zielonego pojęcia. Postanowiłam więc, że czas to jakoś usystematyzować, bo intuicja intuicją, ale...

      Ciuszki to dla mnie największe wyzwanie, bo jest tyle rodzajów, tyle sposobów zapinania, tyle dziwnego, zbędnego, drogiego shitu, że głowa boli.
      Na razie cierpliwie i z zapałem debiutantki czytam i skrzętnie notuję :) A z pytaniami na pewno się zgłoszę :)

      Usuń
  6. Widać że ciotka Leśna się wyspala bo się odezwała :-) ja melduje przedterminowe wykonanie zadania, jako że nasz klopsik postanowił wyskoczyć w dramatycznych okolicznościach już dwa tygodnie temu zamiast za tydzień... jak się przestanę mazac na samą myśl co by było gdyby to opiszę na razie cieszę się wyjątkowo spokojnym i cierpliwym dla nieumiejetnych starych synkiem. Buziaki i samych przespanych nocy - itsallinmyhead

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko! Polko! Gratulacje!!!:)))) Klops wylądował, nie dość, że spokojny to jeszcze cierpliwy - faktycznie, dla zestresowanych rodziców to najważniejsze, zaraz obok kategorii "zdrowie":)
      Pamiętaj, że stan rozmazania i rozmemłania jest teraz dla Ciebie czymś najzupełniej normalnym, dojdziesz sobie powolutku do siebie. Trzymam kciuki za pomyślny obrót spraw.
      No i czekam na relację:)

      Usuń
  7. Ach, ach, ale się wstrzeliłam z czytaniem w nasze życie codzienne! Ja dopiero dziś spróbowałam patentu z otulaniem - u nas - tfu, tfu - sprawdził się kocyk i Koszałek śpi już od półtorej godziny! (Jezu, co z wolnym czasem zrobić?). Ale w takie cudeńko też się wyposażę, gdy okaże się, że kocyk na dłuższą metę się nie sprawdza.
    PS. Dziś wyczytałam, że jak dziecko jest rozjuszone, to go stresują własne latające kończyny przed oczami, bo jeszcze nie wie, że należą one do niego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, że dopiero gdy ma się niemowlę w domu, zyskuje się zupełnie nową perspektywę jeśli chodzi o pojęcie czasu..?;)
      Jeśli się trafia bodaj kwadransik wolny od ukochanego dziecięcia, człowiek durnieje i najczęściej miota się jak poparzony. "Siku! Nareszcie pójdę siku!" natychmiast ustępuje innej palącej potrzebie: "Jeść! Niech mi ktoś da coś do zjedzenia!", a te z kolei przetykane są spanikowanymi myślami o burdelu do sprzątnięcia, liście zakupów do zrobienia, praniu do wstawienia, wypranych szmatach do rozwieszenia bądź też snuciem marzeń o zapadnięciu w sen, tutaj!, teraz!, natychmiast! w butach i całej odzieży!
      Albo się siada do kompa i najpierw ściera z niego kurz, a potem szybko, szybko wczytuje się w dawno nieczytane blogi. Na przykład:)

      Ciesz się i doceniaj, że grzeczny Koszałek daje się spacyfikować kocykiem - cud-malina chłopak! Mam nadzieję, że tak mu zostanie:)
      A z tymi kończynami jako własnymi rozlatanymi wrogami to też czytałam. Zastanawia mnie tylko kiedy dziecko zyskuje świadomość, że te ręce i nogi to jego osobiste a nie np. sąsiada spod siódemki...

      Usuń
    2. Hej! My mieszkamy pod siódemka. I gwarantuje że Klopsik nie wymachuje Duni rączkami przed nosem :-) itsallinmyhead

      Usuń
    3. To kto, u licha, macha jej tymi grabiami !? ;))

      Usuń
    4. My też spod siódemki;) Hanka macha łapkami wyłącznie sobie;D

      Usuń
  8. He, he... To i kończynach sąsiada...

    A z czasem, fakt, teraz widzę ile można zmieścić w 15 min! Ale ze mnie był wcześniej leniuszek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, nie bez powodu matki dzieciom są uznawane za najlepiej zorganizowane jednostki. Nikt nie potrafi zmieścić tyyyyle w jednym kwadransie co my;)

      Usuń
  9. Rany ja pamiętam co się u nas działo. Jak zaczynała wyć o 21 tak wyła do 1- 2 w nocy a od 5-6 pobudka i zaczynamy od początku. To trwało miesiąc może dwa. Potem już spała normalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że te "atrakcje" są przemijające. Zważywszy na fakt, jak bardzo potrafią ostudzić człowieka w marzeniach o dalszej prokreacji, czarno widziałabym przyszłość ludzkości;)

      Usuń
  10. Leśna, blog jednak istniej, tylko bez zdjęć, a sporo ich było. Próbuj do skutku.
    Mam też drugi opuszczony blog - wezon. blog.pl. Nie wiem więc, czy zakładanie kolejnego to dobry pomysł. W komentarzach jakoś tak łatwiej pisać na gorąco, jak ktoś temat podrzuci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, jeśli się trochę pogoogluje, da radę znaleźć oba Twoje blogi. Szkoda, że zarastają chwastami.
      Jeżeli nie czujesz potrzeby, zupełnie zrozumiały wydaje się brak przesadnego parcia ku założeniu nowego. Zresztą zawsze możesz wrócić do któregoś z tych wcześniej prowadzonych. Lub, tak jak piszesz, ograniczyć się do udzielania się w komentarzach. Choć przyznam szczerze, poczytałabym nieco o Twojej aktualnej rzeczywistości.

      Usuń
  11. Dziękuję za miłe słowa. Obecnie w miarę regularnie bywam na Ogrodowisku, gdzie mam swój wątek. Choć też dłuższe przerwy mi się zdarzają. Nawet w Mai w ogrodzie byłam.

    Jeśli coś ruszy w kwestii ivf, to założę nowy blog. Z poprzednich dużo osób zna mnie w realu. To chyba byłby zbytni ekshibicjonizm. Ale w kwestiach ogólnych możę odkurzę któryś. Mam ochotę, tylko doba za krótka na wszystko. A ja lubię sobie też poleniuchować. Nie jestem z tych, co jak siedzą to się męczą.
    Właśnie pięć minut temu skończyłam malowanie tarasu.
    Jakbym coś gdzieś napisała, to dam znać.
    A Ty też stwórz jakąś nową notkę.

    OdpowiedzUsuń
  12. Leśna, pisałaś, że psuje Ci się laktator. Ja mam Medelę Swing. Przeżyła bez problemu pół roku mojego ciągnięcia, potem sąsiadka na wszelki wypadek wzięła. Leży w domu i się starzeje. Jak chcesz, mogę Ci wysłać. Tylko lejek nowy byś musiała kupić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobieto! Z nieba mi spadasz:) Masz na myśli odsprzedanie? Daj znać na: lesna7@gmail.com

      Usuń
  13. Cześć Mamuśka, żyjesz? Chciałam tylko powiedzieć, że już dwie koleżanki radziły mi na ropiejące oczka następującą rzecz: masowanko (np przez gazik) tego miejsca, gdzie łezki się rodzą (przez dziury w mózgu nie pamiętam jak to się zwie). Ponoć bardzo pomaga, czasem powodem ropki są zapchane kanaliki łzowe. Nam lekarz kazał brać antybiotyki nadal, a jak nie pomogą, to zrobi nam wymaz z oczka. Przesyłam uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyję:)
      Wczoraj właśnie powiozłam dziecię na audiencję u okulisty i jego świty. Zrobili jej przepłukanie, wykluczyli zatkanie kanalików, podrapali się w czoło ("Hmm, nie wiadomo, co jest przyczyną tego ropienia...") i... zaordynowali w związku z tym krople będące połączeniem antybiotyku i sterydów (!). Szlag mnie trafił jak tylko przeczytałam ulotkę zapoznając się ze składem, uwagami (NIE stosować u dzieci do lat 18) i potencjalnymi skutkami ubocznymi (jaskra, zaćma, problemy z widzeniem...).

      Mela, jeśli przyczyną nie jest zatkany kanalik łzowy, to masowanie przez gazik coś pomoże, tak? Dobrze zrozumiałam?

      Usuń
    2. Tak! Pomoże. Dwóm kumpelom po kilku dniach ... trach!... wyleciało ropsko (hmm nie wiem, czy trach to dobra onomatopeja, ale jak to ja, piszę co mi ślina na palce przyniesie). Od tamtej pory oczka przestały ropieć.

      Aha, zasugeruj może nieśmiało pediatrze, aby zrobił wymaz z oczka. Będzie posiew, dowiemy się jakie to bakterie i co z nimi zrobić! A nie tak w ciemno działać!

      Usuń
  14. PS. Woombie u nas się nie sprawdził! Ale poczekam z nim do drugiego dziecięcia!

    OdpowiedzUsuń