poniedziałek, 3 lutego 2014

Półmetek

300 ruchliwych gramów w moich wątpiach.
Nieuchronnie zmierzamy dziś do końca 20. tygodnia.
W absolutnym niedowierzaniu przeszkadzać zaczyna coraz bardziej obły widok (ratunku! piłkę połknęłam, zaklinowała się tuż za żebrem!) i akwarium w moim brzuchu.
Permanentne przelewanie, bulgotanie, szum i bąbelki powietrza.

Epicentrum leśnego jestestwa stanowi podpępkowa rzeczywistość.
Matka in spe powoli zaczyna przemierzać bezkresne pola wu wu wu kropka com śliniąc się na widok dziecięcych łóżeczek oraz przetrząsając walizki z wyprawkami, poradniki, listy, spisy, wykazy i najmniejsze chociaż podpowiedzi w kwestii organizacji postnatalnej rzeczywistości.
Bowiem poczucie bezradności i wrażenie, iż przyszła mać miast wiedzy ma we łbie ścięty w wiórki karton, nie opuszczają tejże z podejrzanym uporem.
Mózg rzeczonej wcięło nad wyraz skutecznie, co może stanowić niejaką przeszkodę w realizacji wyżej wspomnianych planów.



 ______________________________________________________________________

Wspomnienie sprzed dni kilku.

Kilkanaście na minusie.
Na podłożu zaskorupiałe płaty wymieszanego z piachem śniegu.
Żywy lód wyzierający spod chodnikowego syfu.
Ostrożne stąpanie, nóg stawianie, macanie paluchem dogodnych miejsc do takiego postawienia rączej nózi, by tejże nie złamać, nie skręcić, nie zaliczyć spektakularnego fikołka na oczach społeczeństwa.
Dreptanie tiptopkami w żółwim tempie z litanią w głowie do wszystkich świętych i z obsesyjną myślą "omatkojedynaomatkojedyna...byle tylko nie wykopyrtnąć się na trotuar i nie potłuc swego dziecka w brzuchu...".
Wszelkie kroki przedsięwzięte, by jej Kaczochodzia Ciężarność stawiła dzielnie czoła niekorzystnej aurze,a dziecię nadal bezpiecznie doświadczało uroków wynajmu luksusowego apartamentu w trzewiach i Leśnych ostępach.

I co?

- Nie wiem, jak ty to robisz, naprawdę... - O. łapie się za głowę. - Trzeba cię chyba będzie przywiązać grubym sznurem do grzejnika. Omal nie zlecieć z roweru?! 




Ze stacjonarnego, dodajmy.



______________________________________________________________________

Błądząc po internetowych bezdrożach nieuchronnie zazwyczaj zawsze ląduję w jakiejś księgarni. Ot, mól nietajony. Uzależnienie, z którego nie da się wyleczyć.
I tym razem tradycyjnie docieram zatem do jednego z sieciowych książkowych magazynów.

Kategoria: Poradniki.
Podkategoria: Rodzina, ciąża, wychowanie.



Czyli gdy wszelkie środki zawiodą i pedagogika wraz z psychologią spuszczą łby w geście poddaniapozostanie nam jeno zbielałymi wargami szeptać nowenny..?


______________________________________________________________________

Cattus chimerus.
Foch, dąs i dupowypinka.

- Nie gadam z wami. Nie i już!






ja: - Niech po kocie dziecko przejmie tylko jedno - upodobanie do wielogodzinnego, nieprzerwanego snu...
O.: - O, naiwności...

______________________________________________________________________

Rosnę.
Ewidentnie wyszłam poza etap domniemywań "albo się panna zbytnio objadła, albo spuchła, albo jest w ciąży..."
Domniemywanie ustąpiło granitowej pewności, iż nie jest to efekt nieposkromionego apetytu.

A za kilka tygodni to?????!!!
ojejujejujeju....






______________________________________________________________________


Tymczasem na szczycie listy przebojów nadal nieprzerwanie utwór "Damy ci popalić!" kapeli Ciążowe Hormony.

ja: - Bla, bla, bla, bla, bla, bla....
O.: - Pewnie że bla bla bla, ale wydaje mi się, że bla, bla, bla, bla...
ja: ( nieoczekiwanie i zupełnie od czapy szloch, smark, czkawka, dramat, wstrząs)
O. (Bogu ducha winny i skołowany): - Nie chciałem cię zdenerwować, no już, uspokój się.

Szloch zakręcony, smark wytarty, czkawka opanowana, dramat zakończony, wstrząs zażegnany.
(...za cholerę nie wiem jaka tego była przyczyna...)

(kilka minut później)

O.: - Już wszystko dobrze? No naprawdę cię przepraszam, nie chciałem cię niczym zdenerwować.
ja: - Daj spokój, niczym mnie nie zdenerwowałeś, to ja jestem nieobliczalna, czuję się naćpana tymi cholernymi hormonami, łeb mi od nich paruje. Jestem jak psychiczna.
O.: - Wcale nie psychiczna. Jesteś taka, jak zwykle.
ja: - O matko!... ( szloch, smark, czkawka, dramat, wstrząs...)


Oh Lord... Ileż jeszcze ten facet ze mną wytrzyma we względnym zdrowiu psychicznym..?


______________________________________________________________________

Nocami praktykujemy...

 ... sesje z nasłuchem.

Czyli ja leżę na płasko spłycając oddech, a O. tkwi z uchem pod moim pępkiem.
I raportuje.

- Ależ się kręci! Czujesz ten bulgot? Żabką chyba pływa.

No ba.
Trenuje.
Mistrzostwa świata w końcu już niedługo.



4 komentarze:

  1. Rewelacyjny "Pregnancy Brain" i ostatni cartoon!

    My mamy z Małżem powiedzonko:
    - Ot, 40% - którym to kwituje każde moje roztargnienie, odkąd dowiedział się, że w ciąży u kobiety pracuje tylko 40% mózgu.

    Wtedy ja mu zawsze odpowiadam złośliwie:
    - Dlatego tak świetnie się dogadujemy, bo wreszcie jesteśmy na tym samym poziomie!

    Do hitów mojego "pregnancy brain" należą:
    1) Zauważenie w lutym, że u rodziców nie ma już choinki (rozebranej w okolicach Trzech Króli);
    2) Szukanie kolczyka, który miałam w uchu;
    3) Umieszczenie "zakrętki/zatyczki" (jak to się zwie fachowo??) od kolczyka z przodu małżowiny usznej, a drugiej - z tyłu.

    PS. Książka, o której wspominałam, ponoć z anglosaskim humorem i dystansem to: Kaz Cooke "Ciężarówką przez 9 miesięcy" - sorry za poślizg czasowy! Pardone moi!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wasze dialogi jakby żywcem wzięte z zacisza moich własnych czterech ścian...

    - Jak się czujesz? - pyta chłop.
    - Głowa mnie boli. - odpowiadam wzruszona jego troską.
    - A co cię tam może tak boleć..? Mały orzeszek i sznurek łączący uszy to wszystko, co tam masz. - rzecze na to ten cholernik.

    I tak na ogół w ten deseń właśnie;)

    A propos hitów:
    1) Nasza choinka tak wtopiła się w mieszkaniowy krajobraz, że dopiero wczoraj się zorientowałam, że NADAL sobie grzecznie stoi. Nawet zapomniała wyłysieć z igieł bidula.
    2) Nie mam takich problemów gdyż kolczyki regularnie rozkrada mi kot grzebiący bezczelnie łapą w... (no..? jak to się nazywa to coś na przechowywanie biżuterii..? pregnancy brain się mści, psia kość...)
    3) O, kochana, błysnę - różnie z tym nazewnictwem bywa, bo zależy to od rodzaju zapięcia, ale może to być sztyft albo bigiel. Takam mundra :P

    P.S. Widziałam tę Kaz Cooke w księgarni i... jakoś zniechęca mnie brak uwzględnienia w tych ciążowych zapiskach polskich realiów. Połasiłam się zatem na "Dziecko dla odważnych" L. Talki. Czekam na przesyłkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli uważacie, że powinnam już wynieść na strych ozdoby świąteczne? :)
    No dobra, dziś wyniosę :)
    PS. "Dziecko dla odważnych" znam i luuuubięęę :) Tatuś Karolka jest moim idolem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja wiem... wiesz, Juti, zawsze można dorzucić parę jaj i dekoracja wielkanocna będzie jak znalazł;)

      P.S. No, to teraz tyłek już mnie zaczyna swędzieć od czekania na tę książkę;)

      Usuń