Lubię ten mój coroczny rytuał. Tę chwilową reanimację,
podczas której pierdyliarem dżuli wstukanych liter zasilam blogową emanację
Duni.
Siadam po raz dziesiąty do dobrze mi znanej ceremonii z
wirtualnym zdmuchnięciem kolejnej świeczki.
Uwierzcie lub nie, ale myślę w tej chwili o wszystkich tych
superbabkach, dzielnych dziewczynach, blogowych ciotkach. Myślę o Was, laski.
Wy też macie dziatwę, która dałaby się opisać na przestrzeni
minionej dekady.
Właśnie, dekada.
Tyyyle długich lat. A jednak jakby z bicza strzelił.
…
- Mommy, how are you feeling today?
Słyszę to bez mała codziennie. Zawsze pytaniu temu
towarzyszy autentyczne zainteresowanie. I chęć opowiedzenia, jak tam z tym ‘feelingiem’
u niej.
Cieszy mnie to.
…
- Mom, can I have some juice?
Mamy tzw. szwedzkie słodkie weekendy. Nie jadamy słodyczy w
dni powszednie, w soboty i niedziele za to hulaj dusza, piekła nie ma. A jak
już to posypane ono erytrytolem albo
polane syropem klonowym.
I podsypane karobem.
Dunia wzrasta wraz z rosnącą świadomością tych dobrych
rzeczy do spożycia. Docenia je. Odmierza sobie kuchenną miarką ilość soku do
wypicia.
- Na dziś to wystarczy. Nie chcę źle się poczuć.- mówi.
…
- Can I record a short movie? – pyta.
Oddanie jej telefonu na tzw. minutkę, to pozbycie się aparatu
na minimum godzinę. ‘Short movie’ bowiem to pojęcie względne.
Nagrywa, dodaje filtry, robi muzyczne podkłady, slow mo i
tym podobne cuda. Ja nie ogarniam, ona aż za bardzo.
Trochę mnie to martwi.
…
- Can we play? I spy with my little eye… - mówi, gdy idziemy
z ronda w kierunku szkoły.
Dwa lata to praktykowałyśmy. To chodzenie do szkoły.
W trzecim nam się ulało.
…
- Jesteś pewna, że chcesz spróbować edukacji domowej? Nie
będzie ci brakować koleżanek z klasy?
Była pewna.
Nie brakowało.
…
- Mommy, can I watch something on TV?
„Marta mówi” sprawdza się od lat.
Wszyscy uwielbiamy tę biszkoptową labradorkę.
…
- Uczeszesz mnie?
Już raz skracałyśmy te megadługie blondwłosy. Ile nerwów z
ich rozplątywaniem było, tego nie zdołam zliczyć. Ale jak już je rozpuści,
efekt jest powalający.
Acz z deka splątany.
…
- I’m sooo excited! Moje urodziny już jutro! – mówi mi we
wtorek.
A potem wyłazi z wyra, by poinstruować mnie, że gdyby mi się
spać nie chciało, ma dla mnie poradę – mogę liczyć owce. A gdyby jednak ich
liczenie mi się znudziło, mogę przerzucić się na gęsi, wyobrażając sobie, jak te
przeskakują nad chmurami.
- Ech, owco jedna, idź ty może w końcu spać. – mówię.
I oklejam pierdyliard książek w ozdobny papier dla mojego
dziesięcioletniego mola książkowego na prezent.
…
- Mogę poczytać? Mogę trochę porysować? Mogę poszydełkować?
Pyta Dunia, z mojego punktu widzenia zupełnie niepotrzebnie.
- Dziecko drogie, po co w ogóle pytasz, nie musisz ze mną
uzgadniać takich rzeczy. – odpowiadam.
Pokłosie szkolnego rygoru..?
…
- I've got a question. Mommy, jak powiedzieć ‘ że’ po angielsku?
- Na ogół ‘that’ powinno wystarczyć. – odpowiadam.
- Mommy, do you know THAT you beautuful. THAT you ARE
beautiful? – poprawia się w ułamku sekundy.
- Really..?
- Yes!
- Mommy, do you know THAT I love you? – upaja się tym ‘że’ moja
dziesięcioletnia już za paręnaście godzin Dunia.
- I do. And I love you more. – odpowiadam.
Bo tak jest.
…
- Mommy, how are you feeling? [a nie mówiłam, że słyszę to
codziennie?]’Cos I’m feeling wonderful.
…
Wonderful, powiadasz.
No to oby tak zostało, Duniu moja kochana.
Tysiąc sto lat!