Wywołały mnie.
I znów, jak za szkolnych czasów, rumienię się
skubiąc palcami spódnicę.
Tymczasem pierwszy, a nawet drugi kurz
ekscytacji już opadł, zwierzenia szanownych nominowanych już dawno ujrzały światło
dzienne, na zdecydowaną ich większość nie zdążyłam zareagować choćby ćwiercią
komentarza [wiecie: Dunia, skok rozwojowy, nerwowa atmosfera,
marzenia o sprzedaniu dziecka jakiemuś handlarzowi z Zanzibaru lub wykupieniu
biletu w jedną stronę do Peru…] i teraz być może te moje
ekshibicjonistyczne wypociny przemkną jakoś boczkiem niezauważone.
W każdym razie.
Zapytały, to odpowiadam.
Same chciały;)
Mela
Twoje ulubione miejsce na Ziemi.
Każde, w którym zatyka mnie ze szczęścia, w
którym gdzieś z samego środeczka mojego jestestwa wypełza mi myśl „rety, ale
fajnie…”. Takim miejscem może być zarówno mój obecny dom, jak i tatrzański
szczyt, na który właśnie się wdrapałam i łapię oddech; obłędnie ukwiecony balkon
w pewnej kamienicy w środku Berlina, na którym jadłam śniadanie i piłam kawę
tak dobrą, że jej smak z rozrzewnieniem wspominam do dzisiaj; jezioro, na które
wypływałam z moją przyjaciółką dorabiając się zakwasów od machania wiosłami; uliczki
gdańskiej starówki, na których wydeptywałam kocie łby każdego lata; pewna nadbałtycka
plaża, na której piachu zapewne do dziś widnieje odcisk mojego zacnego tyłka…
Każde z tych miejsc i każde z tych, w których
dopiero będę i które z jakiegoś względu zapadną mi w pamięć.
Z jakiego swojego osiągnięcia jesteś najbardziej dumna?
Jeśli osiągnięciem może być pozbieranie się
do kupy po różnych trudach, wykrzesanie z siebie odwagi do zaprowadzenia
istotnych zmian w swoim życiu, tak by je w pełni przeżywać, a nie tylko
egzystować, to właśnie to będzie tym, co bezsprzecznie napawa mnie dumą.
Co jest tą glinką, która scala Wasz związek?
Przyjaźń - fenomenalne porozumienie podlane
gęstym sosem poczucia humoru.
Czego nauczyła Cię niepłodność?
Szybkiego zbierania się w garść i
nieroztkliwiania nad sobą.
Co Ci daje blogowanie?
Przyjemność poznawania innych punktów
widzenia – podobnych i tych odmiennych od moich. To także mój psychiczny wentyl
bezpieczeństwa, sposób na zatrzymanie pewnych zdarzeń oraz emocji, a także
możliwość poukładania tego całego burdelu myśli, które kłębią mi się w głowie.
Z czego ostatnio śmiałaś się na głos?
Z tego:
…i z tego:
…a na tym kwiczałam jak młode prosię;)))
Czego musisz spróbować / chcesz przeżyć / doświadczyć zanim upłynie dni
życia Twego kres?
Nie uniknę niestety odrobiny patosu - chcę
żyć tak, żebym zawsze mogła spojrzeć sobie w lustrze w twarz, mrugnąć okiem,
podnieść kciuk i rzec: Dobra robota,
Leśna!
Nie marzę o doświadczeniu czegoś
szczególnego, chcę tylko móc widzieć swoją córkę najpierw jako szczęśliwe
dziecko, potem jako szczęśliwą dorosłą kobietę. Chcę iść z moim O. ramię w
ramię, tak jak teraz, a za ileś tam lat trzymając się za ręce pójść na spacer
jako para siwych dziadków. I chcę nadal widzieć te jego chochliki w oczach.
Chcę móc myśleć każdego dnia – ale mam fajne życie:)
Juti
Jakich pięć książek jest najważniejszych w Twoim życiu?
Nie chcę tworzyć rankingu, pozwolę sobie je
wymienić z zastrzeżeniem, że kolejność nie ma tu żadnego znaczenia. W tej
piątce zatem znajdą się:
Album Iwana Ajwazowskiego - mojego absolutnie
ukochanego malarza-marynisty, „Udręka i ekstaza” Irvinga Stone’a (moja fascynacja Michałem Aniołem zaczęła się
właśnie od tej książki), cała bibliografia Robina Cooka (tak, dla odmiany po
nasyceniu się wielką Sztuką uwielbiam taplać się w medycznych thrillerach;)),
„Zapachy miast” Dawida Rosenbauma (jak ten facet pisze, jak on pisze..!)i „Całe
zdanie nieboszczyka” Joanny
Chmielewskiej.
Misz-masz, czyż nie? Ale jak się prosi o wybranie
zaledwie pięciu, to tak to potem wychodzi..;)
A jaka jest Twoja popisowa potrawa (nie bądź taka, daj przepis! :)
Ach... chyba szparagi w sosie beszamelowym.
Świeże, obrane szparagi wrzucić do osolonej i
lekko posłodzonej wody – od momentu zagotowania gotować je 10-12 minut. Po
odcedzeniu wziąć 2-3 szparagi i owinąć w plaster dobrej szynki konserwowej (takiej
uczciwej, a nie w składzie której będzie 5% mięsa a reszta to trociny i pocięta gazeta;))
Na patelni podsmażyć cebulę na oliwie, do
niej dodać posiekany szpinak (z puszki, mrożony, świeży gotowany – wszystko
jedno jaki). Doprawić wg uznania - głównie chyba czosnkiem, można też dodać
trochę „pogniecionej” widelcem fety to nie trzeba będzie solić.
Pora na sos beszamelowy: trzeba roztopić w
rondlu ok. 50 gramów masła, sypnąć do tego łyżkę mąki, wlać trochę mleka (pi
razy drzwi, nie umiem podać dokładnej ilości, w każdym razie powinno to mieć
potem konsystencję gęstego sosu a nie zupy:)), dodać sól, zetrzeć trochę gałki
muszkatołowej, zagotować.
Podsmażony szpinak wraz z sosem ląduje w
naczyniu żaroodpornym, którego nie smaruje się tłuszczem. Na szpinakowym
posłaniu układamy pozawijane w szynkę pęczki szparagów. Na wierzch można sypnąć
startym żółtym serem i posiekaną pietruszką. Zapiekać jakieś 10 minut w 180
stopniach (z termoobiegiem w 160).
Zjeść i się oblizać;)))
Motto życiowe?
„Im więcej mówisz, tym mniej ludzie z tego pamiętają.” (François Fénelon)
Upodobanie do tej mądrości wynika pewnie z
mojej małomówności. Możliwe, że tym sposobem próbuję sobie udowodnić, iż nawet
borsucza natura może błysnąć jakąś zaletą;)
Czupurkowa Mama
Czy kiedykolwiek zrobiłaś
coś szalonego lub niebezpiecznego w swoim życiu? Jeśli tak, to co to było?
Do popełniania rzeczy niebezpiecznych nie mam ciągotek, a do kategorii
„szalone” mogłabym za to co najwyżej zaliczyć swoją małą zagraniczną przygodę,
z początku lat 90.
Niepełnoletnią siksą będąc udałam się na wojaże z moją
niemiecką koleżanką do… Szwecji. Był kwiecień, rok szkolny w pełni, a myśmy
omotały swoje rodziny błagalnym miaukoleniem i wyłamzałyśmy pozwolenie na
tygodniowe wagary. Spieszyło nam się do tej Szwecji, bo zakochane wówczas po uszy
w szwedzkim duecie Roxette [o mój Boże, czy ktoś jeszcze pamięta
te dwa dinozaury…?] wymyśliłyśmy sobie
obejrzenie ich studia nagrań, pospacerowanie tymi samymi ścieżkami, co nasze
bożyszcza i – o rety, rety! – być może zobaczenie ich na własne oczy gdzieś z
niedaleka.
[o, nastoletnia naiwności i przyprawiający o palące uszy guście
muzyczny…;)]
Termin wycieczki był ściśle związany z zapowiadanym wydaniem nowej płyty i
naszym dedukowaniem, że skoro zapowiedziano premierę płyty, nasi idole na pewno, NA
PEWNO będą wtedy w Sztokholmie.
No to właśnie do Sztokholmu się udałyśmy.
Studio obejrzałyśmy po sto razy, bez mała cegły muru go okalającego
ponadgryzałam. Ścieżkami także się wyspacerowałyśmy do wypęku. Jedno nam tylko
wyjść nie chciało – zobaczenie na żywo naszych idoli, choć cuda wyczyniałyśmy
nie z tej ziemi, by to się udało.
Cóż, rekompensując sobie rozczarowanie, postanowiłyśmy któregoś dnia
obłowić się w płyty w sztokholmskim sklepiku muzycznym. A tam kompletnym
zbiegiem okoliczności poznałyśmy kilku szwedzkich dziennikarzy, którzy ubawieni
naszą determinacją, zaprosili nas na… prasową imprezę z okazji premiery
nowej płyty naszych ulubieńców (!).
I tak właśnie wieczorem tego samego dnia z płonącymi z emocji policzkami i
radością parującą mi z uszu dwie godziny spędziłam gawędząc z dziennikarską
śmietanką Sztokholmu oraz… moimi ówczesnymi idolami;)
Jaką radę (lub jakie
rady) dałabyś dziewczynom, które oczekują na swoje pierwsze dziecko? (wiem, że
dobrymi radami piekło wybrukowane, ale ja tam lubię posłuchać nawet szatańskich
wersetów ;-) ).
Nie uraczę na pewno radą zaskakującą ani wybitnie odkrywczą:
Trzeba słuchać przede wszystkim siebie.
Sobie ufać. Swojej matczynej intuicji.
A co do reszty to odrobina pocieszenia: to się naprawdę wszystko poukłada do kupy. Te lęki o to, czy
będzie się dobrą matką, to poporodowe zagubienie, frustracje, zmęczenie –
wszystko z czasem elegancko się porządkuje, harmonizuje i dostraja.
Jakie są Twoje 3
największe zalety i 3 największe wady w byciu mamą?
Odpowiedzialna, uważna, troskliwa.
Choleryczna, choleryczna, choleryczna.
;)
Isa
Co sądzisz o przenoszeniu, a raczej rozszerzaniu znajomości blogowych na
tzw. świat realny?
Że to bywa świetna rzecz. Ja patrzę na to
tak: świat wirtualny pozwala na zawarcie tych znajomości, których być może w
tym realnym nie byłoby nam dane doświadczyć (bo np. mieszka się w kompletnie
różnych miejscach bez szans na wpadnięcie na siebie gdzieś na ulicy i
przypadkowe zawarcie znajomości). Jeżeli się czuje jakąś więź, wspólnotę myśli
i doznań, taka wirtualna znajomość ma wielką szansę zaistnieć poza ekranem
komputera. I czasem naprawdę warto się o to przeniesienie do świata realnego
postarać.
Dlaczego czytasz "j'espere"
Bo lubię zwięzłość, konkret, poczucie humoru
i uczciwość, które tam znajduję w wersach i między nimi także. No i ładną
polszczyznę, którą bardzo cenię. Poza tym, traf chciał, że zostałyśmy mamami
niemal w tym samym czasie, razem nabywamy macierzyńskiego doświadczenia, co tu gadać więcej - czuję swoistą więź, Sista;)
... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ... ...
Uff.
I to już wszystko.
Kto wytrwał do końca, temu order na klatę i talon na balon!
Nie posyłam dalej żadnych pytań, bo zdaje się, że już wszystkie z Was zmagały się z udzielaniem blogowych wywiadów, zatem pora na chwilę odpoczynku:)
Buźka w czółko.
To ja pierwsza po talon ;)
OdpowiedzUsuńPoznałaś Pera i Marie?! O ja Cię! Też ich uwielbiałam i wcale się nie wstydzę :) Szacunek za determinację!
Kurczę, widzę po odpowiedziach, że to poczucie więzi z Tobą nie wzieło mi się znikąd. Dzięki za dobre słowo!
Talon przyznany:) Ba! Dwa nawet! A co;)
UsuńTa, poznałam i Pera, i Marie. I zaskoczona byłam, jaki z niego wieeelki chłop, a z niej - tycia kobitka;)
P.S. Prawda, że tę więź się czuje..?:)
Kochana! Dzięki!
OdpowiedzUsuń"Udręka i ekstaza"- piękna! i choć kompletnie nie moja działka (z malarstwem nie mam nic wspólnego, a jak rysuję krowę, to muszę podpisać "to jest krowa", bo nie ma szans, by ktoś rozpoznał), podobała mi się bardzo. Mam taki zeszyt, który wpisuję cytaty wypatrzone z książek. Cała strona jest z "Udręki...".
Blogowanie jest dla mnie tym samym. Inne punkty widzenia bardzo mnie interesują. Naprawdę z przyjemnością je poznaję.
Order i talon poproszę :) Należy się, gdyż dotrwałam.
I to zupełnie bez jakiejkolwiek męczarni :)
Ja też mam taki swój specjalny zeszycik na cytaty!:)
UsuńI jeszcze miałam kiedyś (paskudny) zwyczaj podkreślania (na szczęście ołówkiem jedynie) co ciekawszych zdań/fragmentów w książkach przez siebie czytanych. No ale to próbuję wyrugować i dlatego zeszycik puchnie:)
Order przytwierdzę na specjalnej gali, talon prześlę poleconym:)
Dzięki Bogu, że ominęły Cię męczarnie;)
Buźka!
O kochana, to ja gorzej... ja długopisem w książkach podkreślam :))))
Usuń!
UsuńNiniejszym czuję się rozgrzeszona i idę dalej mazać ołówkiem;)
Hello! Doczytałam, jak fajnie, jak miło! Chyba pod koniec swoich opowieści już urwałaś ten rąbek spódnicy, co? :D
OdpowiedzUsuńIrving - YES, YES, YES! Rechoczę przy nim w głos, na każdej stronicy. Czytałaś "Czwartą Rękę?"
Roxette - NO, NO, NO! Nie lubię, a Małż celowo zapodaje mi ich hity w samochodzie. Niemniej historia super przednia! Pełnam podziwu! I nawet pod koniec tej historii ciut bardziej ich polubiłam :) (oooo Franko zapodał właśnie długą i głośną serię bączków, w aprobacie, jak mniemam)
3) Sraczkę znam (ojej, jakoś zaraz tak po bąkach, jak to i w życiu bywa, mi się wyrwało) - śmiałam się równie mocno z reakcji pani nauczycielki hihihi
Ściskamy mocno z jednej kanapy: ja, Mr. Kanonada i Psica
Daj spokój... ze spódnicy zostały strzępy...;)
UsuńP.S. Mr Kanonada - uwielbiam!:))) I przywłaszczam na użytek domowy gdyż albowiem Duńka też lubi strzelić solidnie z armaty;)
PS. aaaaaahaaa! Miałam jeszcze zapytać o te zaropiałe oczka... nooo, just kidding! :D sorry, że Cię zaspamowałam pod poprzednim wpisem jak jakaś starsza pani z alzheimerem.
OdpowiedzUsuńNo bez jaj, Melka, jaki znowu spam..?
UsuńA oczka (no kiddin', no kiddin'!) OK! Nic nie ropieje, nic nie łzawi:))
Kurna, jestem jednak beznadziejna :) wiedziałam, ze pomyliłam Irvingow, drobiazg! :D to wszystko dlatego, ze ilekroć Ciebie czytam to opanowuje mnie pewien rodzaj radosnej ekscytacji :)
OdpowiedzUsuńTo skoro 3 komentarze wygrzmocilam, to jeszcze podziekuje za info nt. przeklejania tekstów z Worda...
Od. Jak chcesz, to dorzucę jeszcze jakoś moment jako Anonimowy? :P
Mogli się, Irvingi, ponazywać jakoś inaczej, to by pomyłek nie prowokowali, a tak to... sami sobie winni;) Nic się nie stało. Poczytaj sobie "mojego" Irvinga w wolnej chwili (mój Boże, "wolna chwila" to jakieś językowe dziwadło w obecnej rzeczywistości...), bo naprawdę warto.
UsuńBardzo chętnie. Czas się znajdzie - wieczorem w wannie, gdy Małż już przejmuje Koszałka. Ostatnio jakoś znów mnie wzięło na wzniosłe i głębokie lektury, lubię pogimnastykować ostatnią szarą komórkę, co mi się ostała. Skoro obie panie sporo cytatów tam znalazły, to ja zapewne też! Już się cieszę!
UsuńAaaa...! ja mam jeszcze gorszy nawyk w książkach. Zaginam róg strony i potem, przy barku ołówka, na marginesie pazurkiem zaznaczam podobywujący misię fragment...
Ło jessu... pazurem?! Oj, Melka, Melka...dawaj dzienniczek, będzie uwaga;)
UsuńA jakąż to ostatnio wzniosłą lekturę stwierdzałaś? Bom ciekawa.
Kolejne podejście do http://lubimyczytac.pl/ksiazka/47547/biegnaca-z-wilkami-archetyp-dzikiej-kobiety-w-mitach-i-legendach (będzie wpis na blogu w odniesieniu do wcześniejszego kryzysu)
Usuńplus wpadł mi w ręce esej Kołakowskiego w starej Wyborczej o tym, jak współczesny świat odnosi się do figury Jezusa i wartości chrześcijańskich, odnosząc się do nich jako "śmieszne" a nie np. "nieprawdziwe". I tak se podumałam o dzikiej kobiecie i sprawach ostatecznych przy karmieniu piersią...
że się niegrzecznie wtrącę - właśnie trzeci raz planuję podejść do "Biegnącej..." coś ma w sobie ta pozycja :D także tego... jestem ciekawa postu :)
UsuńBajka, wtrącaj się, wtrącaj!:)
UsuńOooo, Melka... skoro o "Biegnącej..." będzie u Ciebie, to ja już nie mogę się doczekać tego postu:)
A to czytałyście może kiedyś?:
http://www.taraka.pl/matkowanie_sobie_samej
Dzień dobry. Ja chciałem tylko powiedzieć, że moja komórka również notorycznie PS. zmienia na Od. i słowo "koment" na "moment."
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
PS. Wszelkie podobieństwo do postaci wirtualnych jest przypadkowe!
Trzeba było jeszcze prochowiec na grzbiet narzucić, kapelusz na czerep i ciemne okulary na nos;)
UsuńHryhryhry... Anonim z Krainy Deszczowców!
UsuńTą wycieczką to mi zaimponowałaś. Miałam nawet kasetę Roxette (tak, tak, kasetę...), to były czasy podstawówki. Ale głównie jarałam się Guns'n'Roses i Metallicą - i ubierałam się (do szkoły...) na modłę Axel'a Rose :-) Fajne to były czasy. Nigdy jednak nie wpadłam na pomysł wyjazdu w celach poszukiwawczych moich idoli ;-) Niezła historia!
OdpowiedzUsuńAxl Rose!? Welcome to the jungle...;) Włosy na blond farbowałaś?;)
UsuńWiesz, za jednymi i drugimi trzeba by śmigać do Kalifornii - zawsze to nieco dalej niż ganiać do takiej Szwecji, czuj się zatem usprawiedliwiona;)
Ja też zglaszam się po talon :-)
OdpowiedzUsuńI ja tez jestem pod wrażeniem przygody z Roxette - malo kto może się pochwalić taka przygoda... oczywiście latwiej ja przeżyć jak są z Europy, ale co dopiero jak wogle juz nie stapa po ziemi taki idol? Ja bym nie miala szans spotkać mojego z przelomu podstawowka-lo :-)
A komu to się zeszło zanim poznał jedną ze swoich fanek?:)
UsuńTalon przyznany. Balon proszę dostarczyć Klopsowi do łapki:)
Oja oja oja oja oja oja!!!!!!! Chwilę mnie nie ma a tu taka historia, TAKA HISTORIA! Wagary wymietły ;) Proszę dwa talony, jeden za komentarze - ubawiłam się przy nich setnie :D I w ogóle! Klawe rzeczy lubisz :D
OdpowiedzUsuńChwilę trwało, bo musiałam talony dodrukować, ale niniejszym przyznaję!
UsuńPrawda, że komentarze boskie? Jakie Komentujące, taki komentarze :D