„Drugi trymestr ciąży. Senność została opanowana, Twoja skóra promienieje. W drugim trymestrze
większość kobiet rozkwita.”
Trzeba przyznać
zatem, że dosyć to męczące…
„Hormony pracują intensywnie i wpływają pozytywnie na wygląd i samopoczucie przyszłej mamy.”
Samopoczucie na poziomie
dobrze wyżętej ścierki do podłogi. Szara twarz, spuchnięte łydki, koncentracja
na poziomie minus osiemset.
Egzystencja spełza mi na usiłowaniach.
Usiłuję coś czytać – lektura raptem połowy strony wyżyma mi intelekt tak bardzo, że jedną książkę
męczę już trzeci tydzień z rzędu, podczas gdy dawniej łykałam trzy naraz w cztery dni.
Usiłuję coś oglądać – odpuszczam po kwadransie z oczopląsem, maksymalnym stanem
znudzenia i marzeniem o nieprzerwanej drzemce co najmniej do kwietnia.
Usiłuję coś ugotować – kulinarna inwencja ogranicza się do błyskotliwego pomysłu na
obranie kartofli.
I co dalej..? co teraz dalej..?
Śpiączka tak doskwierająca za dnia nocami
przeistacza się w upiorną bezsenność. Taką z leżeniem na wznak (dopóki, po
ośmiu sekundach, noga nie zdrętwieje na amen) i beznadziejnym wpatrywaniem się w
sufit. Tudzież w ścianę. (ożesz, w mordę jeża z tym drętwieniem kończyn!...) Tudzież w plecy O. miarowo oddychającego przez sen (szczęściarz!)
„Jak ręką odjął mijają poranne nudności i wymioty. Masz już też komfort psychiczny już zdążyłaś przyzwyczaić się do myśli, że będziesz mamą.”
„Jak ręką odjął”..? Do kogo więc z pismem reklamacyjnym? Chciałabym zaprzeczyć, stanowczo zaprotestować i… niechże ktoś mnie wyrwie z objęć porcelitowego mebla!!!
Co do komfortu zaś, na razie jedyny, jaki
odczuwam, to ten, gdy przyjmuję pozycję horyzontalną.
Pod kocem naciągniętym
pod nos.
Do żadnych myśli nie przywykłam, do żadnych mimo upływającego czasu się nie przyzwyczaiłam.
No, chyba że w definicji „komfortu” zawiera się także pogubienie,
spanikowanie i neurotyczne wizje.
Oraz ćmiący czerep z
regularnością (nie)godną podziwu.
Nie ogarniam.
Jak to możliwe, że kiedykolwiek mogło mi się wydawać, że dam temu radę..?
Fatalne perspektywy.
I konstatacja
równie fatalna wziąwszy pod uwagę istniejący stan rzeczy oraz jego
nieodwracalność...
„Minęło ciągłe uczucie zmęczenia, przeciwnie - możesz teraz czuć przypływ energii, dzięki któremu będziesz mogła bez problemu pracować, a nawet szykować powoli dom na przyjęcie maleństwa, które ma się pojawić na świecie już za kilka miesięcy.”
Już. Za. Kilka. Miesięcy!!!??!!
Jeśli mam być
bezgranicznie szczera, to nie mam najbledszego pojęcia od czego w ogóle zabrać
się do roboty.
Może jakaś lista? Spis
rzeczy na początek?
Niestety.
Zgubiłam notes. Zgubiłam
długopis. Zgubiłam głowę.
Prześladują mnie
koszmarne sny – rodzę, ale jakieś ćwoki nie chcą nawet pokazać mi mojego
własnego dziecka, o wydaniu mi go ze szpitala nawet nie wspominając.
Kot wyskakuje mi przez
balkon i ginie na wieki.
Dom mam pełen obcych,
ponurych typów o antypatycznych mordach.
Kłóci się ze mną rodzina
i zostawia mnie samą na pastwę losu.
Zaiste, landrynkowe sny.
Zaiste, kwitnąca matka in spe.
Zaiste, różane tiule, fiołki i koronki...
Szkoda tylko, że w tym całym
unurzaniu w pudrowym szczęściu i ciążowych oparach oczekiwania o drugiej w nocy stoję boso w ciemnej łazience.
Na lodowatej podłodze.
Zimno, ponuro, przygnębiająco.
Słone dróżki wyżłobione na policzkach. Bez
powodu. Albo i z całkiem jakiegoś konkretnego, ale aż strach drążyć głębiej i
dokopywać się przyczyn, lepiej przyklepać i zasypać ziemią.
Mityczne hormony?
Ciężko na żołądku? Niekorzystny biomet?
Niechże coś się odmieni,
bom gotowa udusić poduszką samą siebie.
Cóż... jakby to powiedzieć - każdy organizm jest inny, i każdy inaczej reaguje ;)
OdpowiedzUsuńwidać jesteś wyjątkowo wyjątkowa :)
ja jednak wierzę, że z każdym dniem będzie lepiej...
może więc najlepiej po prostu przespać ten "przypływ energii"? ;)
pozdrawiam
"Ciążowy przypływ energii" jak na razie jest dla mnie wybitnym oksymoronem. Przespać go, powiadasz... Wykapany pomysł. Zdecydowanie do realizacji;-)
UsuńZa wiarę w lepsze i dobre słowo po stokroć dziękuję!:)))
Cholerka... strach się bać! Współczuję, ale mam nadzieję, że historia nieco przerysowana (jak ta słoniczka w falbankach, do tej pory się śmieję :-) ), czy może nie przerysowana...? Bo jak nie, to mimo, że ciąży zazdroszczę cholernie, to jednocześnie.... trochę nie zazdroszczę :-) Przytulam rzygowinkę :-)
OdpowiedzUsuńRzygowinka ochoczo podsuwa się do przytulenia:) Jutro będzie lepiej, na pewno. Nie lubię tak skwierczeć, ale czasem trzeba upuścić pary, zanim się człowiek udusi. Powszechnie wszak wiadomo, że człowiek uduszony mało jest estetyczny wizualnie, zatem muszę się natychmiast posklejać do kupy:)
Usuń