Analiza będących istnym pocieszeniem i wirtualnym wsparciem wpisów od blogowego babińca
(cmok, cmok ladies!)
pod moim poprzednim, rozmemłanym i nasączonym prolaktyną i progesteronem tekstem plus wstrząsający ramionami szloch w mankiet męskiej
koszuli równoznaczny z wysmarkiwaniem w poliestrowo-bawełnianą tkaninę
wszelkich strachów, dylematów i bolączek zaowocowały upuszczeniem pary,
dorobieniem się nosa à la lśniąca potężnie latarnia morska i zapuchniętej
fizjonomii (kontrolny rzut oka w lustro każe mi powątpiewać w pochodzenie europejskie, chyba
jednak miałam za przodków jakichś podpuchniętych Azjatów ze skośnymi szparkami zamiast oczu…).
Przy okazji wyszło szydło
z wora – mam ci ja w domu istnego Nostradamusa, Jackowskiego z Człuchowa i
legendarnego Wernyhorę w jednym.
On wie, on przeczuwa, on wybiega myślą w (odległą
o sześć miesięcy) przyszłość i może z
pełnym przekonaniem już teraz stwierdzić, że będzie dobrze.
Dobrze będzie.
Dobrze.
A nawet jeszcze lepiej!
Malinowa
matka porodzi malinowe dziecię i na dodatek dokona tego bez najmniejszego
uszczerbku na ciele i umyśle.
Oraz z zachowaniem wszelkich zasad BHP nie uszkadzając zbytnio szpitalnego personelu.
Oraz z zachowaniem wszelkich zasad BHP nie uszkadzając zbytnio szpitalnego personelu.
(zaiste, budująca jest ta męska wiara w moje nadzwyczajne siły i możliwości)
On wie, on przeczuwa, on wybiega
myślą w (odległą o wiele kolejnych miesięcy) przyszłość
i może z nie mniejszym przekonaniem już teraz stwierdzić, że z pewnością
nie będziemy przesadnie się wysypiać, ale
nie pożałujemy tego, co nam się przytrafiło.
On wie, on przeczuwa, on
wybiega myślą w (odległą o wiele lat) przyszłość i może mnie zapewnić, że tak
czy inaczej wysmażymy fajnego potomka, który wyrośnie na równie fajnego
człowieka o sztywnym kręgosłupie moralnym, jasnych zasadach etycznych i z
niezaprzeczalnym poczuciem humoru.
A jak się młode będzie za bardzo rzucać, machniemy dziecinie przed nosem pęczkiem rachunków (psia krew... trzeba było nie wyrzucać do śmieci kwitów z apteki za wagon testów ciążowych i cztery tony duphastonu ...) dokumentujących WSZYSTKIE wydatki na pacholę poczynione z intencją urządzenia mu landrynkowego życia w naszym towarzystwie i zażądamy natychmiastowego zwrotu poniesionych kosztów (plus odszkodowanie za nieprzespane noce, po stówie od każdej godziny) przelewem na konto.
I jeszcze pogrozimy palcem, że niech nam nie podskakuje, bo jak nam nadepnie za mocno na odcisk, to się w akcie zemsty każemy na emeryturze wozić na Barbados.
Bynajmniej nie za nasze wypaśne emeryturki.
A jak się młode będzie za bardzo rzucać, machniemy dziecinie przed nosem pęczkiem rachunków (psia krew... trzeba było nie wyrzucać do śmieci kwitów z apteki za wagon testów ciążowych i cztery tony duphastonu ...) dokumentujących WSZYSTKIE wydatki na pacholę poczynione z intencją urządzenia mu landrynkowego życia w naszym towarzystwie i zażądamy natychmiastowego zwrotu poniesionych kosztów (plus odszkodowanie za nieprzespane noce, po stówie od każdej godziny) przelewem na konto.
I jeszcze pogrozimy palcem, że niech nam nie podskakuje, bo jak nam nadepnie za mocno na odcisk, to się w akcie zemsty każemy na emeryturze wozić na Barbados.
Bynajmniej nie za nasze wypaśne emeryturki.
Wykonując profesjonalną wokalizę do żywego obrazu (czyt. Leśna wczepiona w blondwłosy metr dziewięćdziesiąt i wycierająca nos w męski łokieć) usłyszałam bowiem argument ostateczny i zdaje się bezdyskusyjny:
O.: Jak miałoby być
inaczej skoro jesteś w ciąży z najfajniejszym facetem pod słońcem, a nasze
dziecko będzie miało najrówniejszego ojca z możliwych?
(ach, mój ty skromnością po dziurki w nosie wypchany mężczyzno!)
Wobec takiej retoryki nie
szło się nie ugiąć. W kanalikach łzowych zakręcono kran, niekontrolowany rechot
spowodował czkawkę i bulgotanie w nosie, a czarne chmury na prywatnym niebie
rozpierzchły się jak po zmyciu.
Mityczne hormony ciążowe to nie przelewki - czuję się nimi naćpana do wypęku.
Czynią ze mnie
niepoczytalną, płaksiwą babę o zbyt szerokiej amplitudzie nastrojów, by nie móc
od tego oszaleć.
A od tego szaleństwa... naprawdę idzie zwariować.
"Nie będziemy się przesadnie wysypiać" - bardzo mnie się to spodobało:)
OdpowiedzUsuńZdaje się, że mój dyplomata zaserwował wielce eufemistyczną wersję gorzkiej prawdy "zapomnij w ogóle o śnie na wiele długich lat, naiwny rodzicu";)
Usuńoch, jak ja ryczałam w czasie ciąży. poza ciąźą uważalam się za calkiem wrażliwą osobę - w ciąży ta cecha mi się chyba potroiła :-) ale cudownie jest móc się wyplakać.
OdpowiedzUsuń"rycz mała, rycz" na zdrowie :-)
Nie zachęcaj, nie zachęcaj - przeciętnie w ciągu całego życia człowieka wylewa (bagatela!) 65 litrów łez! Ja już się niebezpiecznie zbliżam do osiągnięcia limitu, a pożyć jeszcze zamierzam. Chcesz, żeby umieszczono kiedyś o mnie notkę w Księdze Rekordów Guinessa o treści "Wyprodukowała 150 litrów, a i tak się ograniczała"? ;-)
UsuńO, a ja z tych nieryczących, o dziwo. Ciekawe, od czego to zależy.
OdpowiedzUsuńAle ja za to panika plus nerwy. Każdy ma swoje kółko zainteresowań ;)
Taaa... każdy sobie sam rozrywki dobiera;)
UsuńNie rycz mała nie rycz!:-) Twój mężczyzna ma rację i bardzo mi się podoba jego podejście :-)
OdpowiedzUsuńJużem w chusteczkę nos wytrąbiła i oko otarła. Wystarczy. (do następnego odcinka telenoweli "Płaksula";)
Usuń