Zatem.
Żaden syndrom, zespół,
ni choćby wiejska kapela.
Żadne wklęsłe nosy,
dodatkowe pary uszu, ni czarci ogon.
Tak wróżbici w białych
fartuchach wyniuchali z sekretnej fiolki szkarłatnej zawiesiny o północy, z
czarnym kotem na kolanach, przy kryształowej kuli i tarocie.
- Jedyny czynnik
ryzyka to pani wiek…
- Jedyny? W
takim razie koniec z tymi towarzyskimi wizytami, tête-à-tête nad gumowym
wężykiem i strzykawką oraz celebryckim wywiadem z towarzyszeniem pierdyliarda
ankiet i zaglądaniem w zęby.
- To pani pisze:
„Nie wyrażam zgody na badania inwazyjne”.
- A z
przyjemnością.
Autograf.
Uścisk dłoni prezesa.
Płaszcz na grzbiet.
Torebka na ramię.
Żegnaj poradnio.
……………………………………………………………………………………………………………………………….
- Uuuu… nieładnie… mierzymy jeszcze raz.
(…)
- …i jeszcze raz. Nie podoba mi się ten pomiar.
(…)
- Pani się czymś zdenerwowała..? Nie? Hmm…
Rzut oka w kartę ciąży.
Szybka analiza wartości notowanych przez ostatnie tygodnie.
- Jak wyjdzie pani od lekarza, zmierzymy raz jeszcze.
(…)
- Hmm… no cóż…
Zatem od jutra pomiar dwa razy dziennie. Rano i wieczorem. Notować. Jakby co to
dzwonić, nie czekać. W przychodni na ul. Iksińskiej nie powinni robić problemów
z robieniem regularnych pomiarów.
Płaszcz na grzbiet.
Torebka na ramię.
Witaj poradnio.
……………………………………………………………………………………………………………………………….
(wieczór)
- Co jest? Spać nie możesz? Czym się martwisz?
- Bo się,
kurczę, boję wejść na wagę i spojrzeć na to, co mi wyświetli. Niech to szlag.
Na koniec tej ciąży słoń będzie przy mnie wyglądał jak baletnica, a ty prędzej
mnie przeskoczysz niż obejdziesz.
(następnego dnia
rano)
- Co jest? Już
nie śpisz? Czym się martwisz?
- A bo nic nie
przybrałam. Właśnie się zważyłam - ni grama. Niech to szlag. Może coś jest nie
tak? Może młode się nie rozwija..?
- Waga pewnie
oszukuje. Może przybyło ci z pół kilo a nasza waga jest za mało czuła. Nie
martw się, wszystko jest na pewno w idealnym porządku.
(wizyta,
wdrapuję się na wagę w gabinecie lekarskim)
położna: -
Kilogram na minusie.
ja: (banan na
pysku i ogólne zadowolenie z życia)
Za ciężarną nie nadążysz.
I nie dogodzisz.
Utyje – dramat. Nie
przybierze – też rozpacz. Schudnie – rozpacz do sześcianu, łzy jak grochy,
wyrywanie sobie włosów z głowy?
Skądże, szczęście absolutne.
Konsekwencjo, gdzieś
polazła, łajzo jedna..?
……………………………………………………………………………………………………………………………….
- W ciągu najbliższych dwóch-trzech tygodni powinna
pani poczuć pierwsze ruchy.
- Nie pomylą mi
się z trywialnym bulgotaniem w jelitach?
- Nie, każda
kobieta wie, że to właśnie to.
Taaa… jasne.
Każda kobieta, ale zapewne nie ja. Nie wierzę.
Nie zorientuję się pewnie nawet wtedy, gdy moje dziecko nada do mnie komunikat
alfabetem Morse’a.
I zastuka kołatką.
………………………………………………………………………………………………………………
(dziesięć minut
po północy, kuchnia)
O. (z pokoju): - Żbiku, co tam
robisz?
ja (odkrzykując): - Szukam czegoś
do żarcia. Żołądek z głodu przyrasta mi do kręgosłupa!
O.: - Jak fajnie, że
wreszcie jesz jak normalny człowiek, a nie: kolacja maksymalnie do 18.00, a
potem o suchym pysku aż do rana.
Kanapeczka staje mi kołkiem
w przełyku.
Mrugam rzęsami, nerwowo przełykam ostatnie kąski.
Różowe falbanki spuchniętej w talii primabaleriny trzepocą mi przed oczami…
………………………………………………………………………………………………………………
Podczas ostatniego
podglądania z użyciem noktowizora, lokalizatora oraz skanera, pod zgaszoną latarnią i z personelem garbiącym się w czarnych
prochowcach, odnotowano niezwykłą ruchliwość Podejrzanego.
Rzeczony wiercił się
niecierpliwie, wygrażał nam rękoma i drapał się po głowie.
Pewnie frasuje się, czy
matce ten panier z mózgu kiedyś wreszcie odpadnie.
Matka natomiast chciałaby
odzyskać swój dawny pęcherz.
Uprasza się o natychmiastowy
zwrot zagrabionego mienia.
W przeciwnym razie nasikam komuś do butów.
Ale czad! Uwielbiam Twoje wpisy :-) Fajna ciążarówka (w panierce) z Ciebie :-)))))
OdpowiedzUsuńA primabalerina i jej falbanki spowodowały u mnie gromki napad śmiechu (w pracy...)
:-*
Niewinne falbanki tak Cię rozbawiły? Śmiej się, śmiej... później wszystkie będziecie rzewnie płakać, jak trzeba będzie zrobić koleżeńską zrzutę na zakup jakiejś plandeki dla mnie. Bo w normalne ciuchy się nie wcisnę :P
UsuńCześć. Czyli ciąża pełną gębusią! Dzisiaj czytałam, że niektóre panie tracą na wadze na początku ciąży, a nie przybierają - no panic. Ja mam galopujący wkurw, PMS do mega potęgi i ogromną ochotę coś rozpierdolić. Ach, być kobietą w stanie błogosławionym!
OdpowiedzUsuńNa razie mam wyłącznie zrzut wagi. Cieszy mnie to przeokrutnie, acz - jak widać we wpisie - bywam mocno niekonsekwentna w owej radości;)
UsuńStan błogosławiony...ach... ja już doszłam do tego, co dokładnie jest w nim takiego błogosławionego - to, że on się kiedyś WRESZCIE skończy;-)))
... a potem zacznie już zupełnie inna zabawa! ;)
UsuńTemat wagi jest dla mnie bardzo drażliwy ;) mam dychę do przodu, ech...
OdpowiedzUsuńTrzymaj się cieplutko i smacznie :)
Zawsze można rzec, że ta dycha ulokowała się wyłącznie w biuście - Lolo Ferrrari wiecznie żywa :P
Usuń