A niby kto powiedział, że bunt dwulatka nie może rozpocząć się w okolicy czternastego miesiąca, by
trwać nieprzerwanie do końca dwudziestego pierwszego, i – jak mniemam – jeszcze
tu u nas nieco zabawi..?
*Nie! Nie Nie chcę!
– pada gromko w leśnej rezydencji w przeróżnych sytuacjach, kontekstach i sceneriach.
Bywa też, że z absolutnym brakiem wszelkiej konsekwencji.
- Duniu, wstajemy?
Ubiorę cię i zjemy razem śniadanie, co? – kuszę dziecinę o poranku.
- Ne! – dobywa się
z łóżeczka.
- No coś ty, będziesz
tak gniła w wyrze?
- Ne! – odpowiada mi
córuś.
- To może jednak wstaniesz? – podejmuję próbę raz jeszcze.
- Ne!
Acha.
………………………………………………………………………………………
Stanowczo odmawia współpracy z wózkiem.
Z właściwą sobie oprawą dźwiękową.
Gorzej, że podczas spacerów, [gdy matka ugiąwszy się pod presją dziecka sztywniejącego na kawał drewna przy najmniejszej próbie zainstalowania tegoż w wózku porzuca wreszcie myśl o owym wózku w tzw. piździec] odmawia też czasami korzystania
z własnych nóg.
- Mama, opa! – i w
bek dla wzmocnienia siły przekazu. [publicznie! cóż za rozkosz stanowić
wizualną pożywkę dla tłumów]
Jedenaście kilo winduję zatem w górę i pękam kręgosłupem.
Pomyśleć, że kiedyś mi się wydawało, iż 6-kilogramowe
niemowlę stanowi spory ciężar i że "o matko, ja juuuż nie daję raaady..."
Durna baba.
Durna baba.
………………………………………………………………………………………
Bogowie, miejcie w opiece jej przyszłego chłopa…
W jednej chwili komitywa, płomienne uczucia i dzielenie się frykasami z Romkiem,
by już za sekundę upichcić biedaka w rondlu.
………………………………………………………………………………………
W nielicznych antraktach wieloaktowej sztuki zwanej Buntem Kurdupla, chadza między ludzi.
Ludzi w rozmiarze mini.
Cel: integracja, socjalizacja, publiczny poklask i podwędzanie zakazanych fantów innym mikrusom.
Ludzi w rozmiarze mini.
Cel: integracja, socjalizacja, publiczny poklask i podwędzanie zakazanych fantów innym mikrusom.
Jako kursantka w pobliskim Klubie Liliputa ma już także na koncie pierwsze zdobyte męskie serce.
Zdobyte, przeżute i rzucone w zakurzony kąt.
Zdobyte, przeżute i rzucone w zakurzony kąt.
Organ ów należy do niejakiego Karolka, zaś klubowy romans kwitł przez całe dwa poniedziałki.
Upajająca się Karolkową atencją Dunia zdecydowanie i głośno odmawiała udawania się na klubowe spotkania bez uprzedniego udekorowania się solidną porcją precjozów.
Sroka.
Zdecydowanie.
………………………………………………………………………………………
Precjoza precjozami, Karolki Karolkami, a jakąś ciągłość w spektaklach buntu człowiek przecież musi zachować.
Zatem.
- Duńka, wygodnie ci tak na tej podłodze?
- Ne!
- To wstawaj, dziewczyno.
- Ne!
Śmy se pogadały.