środa, 30 marca 2016

Ne! Ne! Ne-te-te! *

A niby kto powiedział, że bunt dwulatka nie może rozpocząć się w okolicy czternastego miesiąca, by trwać nieprzerwanie do końca dwudziestego pierwszego, i – jak mniemam – jeszcze tu u nas nieco zabawi..?

*Nie! Nie Nie chcę! – pada gromko w leśnej rezydencji w przeróżnych sytuacjach, kontekstach i sceneriach.
Bywa też, że z absolutnym brakiem wszelkiej konsekwencji.

- Duniu, wstajemy? Ubiorę cię i zjemy razem śniadanie, co? – kuszę dziecinę o poranku.
- Ne! – dobywa się z łóżeczka.
- No coś ty, będziesz tak gniła w wyrze?
- Ne! – odpowiada mi córuś.
- To może jednak wstaniesz? – podejmuję próbę raz jeszcze.
- Ne!

Acha.

………………………………………………………………………………………

Stanowczo odmawia współpracy z wózkiem. 
Z właściwą sobie oprawą dźwiękową.
Gorzej, że podczas spacerów, [gdy matka ugiąwszy się pod presją dziecka sztywniejącego na kawał drewna przy najmniejszej próbie zainstalowania tegoż w wózku porzuca wreszcie myśl o owym wózku w tzw. piździec] odmawia też czasami korzystania z własnych nóg.

- Mama, opa! – i w bek dla wzmocnienia siły przekazu. [publicznie! cóż za rozkosz stanowić wizualną pożywkę dla tłumów]

Jedenaście kilo winduję zatem w górę i pękam kręgosłupem.
Pomyśleć, że kiedyś mi się wydawało, iż 6-kilogramowe niemowlę stanowi spory ciężar i że "o matko, ja juuuż nie daję raaady..."
Durna baba.

………………………………………………………………………………………

Bogowie, miejcie w opiece jej przyszłego chłopa…

W jednej chwili komitywa, płomienne uczucia i dzielenie się frykasami z Romkiem,


by już za sekundę upichcić biedaka w rondlu.



Doprawdy, nie wiem, czym jej podpadł, ale sprawa wygląda na beznadziejną.

………………………………………………………………………………………

W nielicznych antraktach wieloaktowej sztuki zwanej Buntem Kurdupla, chadza między ludzi.
Ludzi w rozmiarze mini.
Cel: integracja, socjalizacja, publiczny poklask i podwędzanie zakazanych fantów innym mikrusom.
Jako kursantka w pobliskim Klubie Liliputa ma już także na koncie pierwsze zdobyte męskie serce.
Zdobyte, przeżute i rzucone w zakurzony kąt.
Organ ów należy do niejakiego Karolka, zaś klubowy romans kwitł przez całe dwa poniedziałki.
Upajająca się Karolkową atencją Dunia zdecydowanie i głośno odmawiała udawania się na klubowe spotkania bez uprzedniego udekorowania się solidną porcją precjozów.

Sroka.
Zdecydowanie.





………………………………………………………………………………………

Precjoza precjozami, Karolki Karolkami, a jakąś ciągłość w spektaklach buntu człowiek przecież musi zachować.
Zatem.

- Duńka, wygodnie ci  tak na tej podłodze?

- Ne!


- To wstawaj, dziewczyno.

- Ne! 


Śmy se pogadały.