(…)
- Mają państwo
półśpiochy w rozmiarze 80?
- Coś się znajdzie.
Dziewczynka czy chłopczyk? – sprzedawczyni rzuca okiem na Dunię.
- Dziewuszka. Ale
proszę się tym nie sugerować i nie wyjmować nam tu niczego w lila róż.
-Ale jak to? Skoro
dziewczynka to na różowo, to oczywiste. – sprzedawczyni unosi brew w geście
zdziwienia.
- Niekoniecznie. Nie
ma pani nic w innym kolorze? To w takim razie ja za te różowe kwiatki,
falbanki, serduszka i Heloł Kitty dziękuję. – mówię odkładając gacie we
wszystkich odcieniach różu. - Do widzenia.
- Do widzenia... Ale to przecież
takie ładne, tak pasuje…! – nie może przeboleć pani
za ladą.
Kolorystyczny terror z czasów kompletowania wyprawki ma się
w najlepsze.
Do kiedy to potrwa..?
(…)
Leśna jest nieżyciową idealistką.
Lubi, jak ludzie są w stosunku do siebie w porządku, jak nie
łżą, uczciwie pracują, nie migają się od obowiązków i szanują bliźniego.
Leśnej nie raz wzrosło ciśnienie, gdy pod wieczór, po
caluteńkim dniu tkwienia z dzieciną w domu odkrywała niedbale pirzgnięte do
skrzynki, zmiętolone awizo.
Treść
głosiła, iż „adresata nie zastano w domu”
, nierzadko też nosiło znamiona mozolnego przemalowywania odbitej stempelkiem
daty na inną. Fajniejszą dla pana listonosza.
Leśna też nie raz odkrywała ku swemu zdumieniu i drgającej
powiece, iż na dostępnej online
stronie z monitoringiem przesyłek widnieją hasła-niespodzianki:
„Nieudana próba
doręczenia”.
„Pozostawiono awizo.”
„Pozostawiono awizo.”
Czyż trzeba dodawać, że adresatka za każdym razem tkwiła na
swym szacownym zadku w zaciszu swego apartamą?
Czyż trzeba nadmieniać, że adresatka bladego pojęcia o
zielonym wyobrażeniu nie miała w temacie pozostawianego – jak twierdził
internet – awizo?
Leśnej wzmożone ciśnienie zaowocowało wreszcie pracą twórczą
pt. „Skarga”.
Poskarżyła się niedoszła odbiorczyni przesyłek pocztowych
dobrym ludziom zwanym nadzorem. Poużalała na pocztowe obyczaje. Na
nieodwzajemnione uczucia do d(o)ręczycieli, którym nie chciało się zajść pod drzwi raz, drugi i trzeci, i wcisnąć listu do łapy, tylko cichcem, chyłkiem i na jednej
nodze umykali [no? dokąd? na piwo?..] spod skrzynki.
Uroniła korespondencyjnie łzę nad komunikatami dostępnymi online,
które jako żywo nie chciały się zsynchronizować z faktami i rzeczywistością.
Czy doczekała się odpowiedzi?
Bogać!
Wzruszyła się tedy Leśna.
Wzruszyła ogromnie.
I oczy jej na
słupkach stanęły.
„(…) na stronie
internetowej Poczty Polskiej S.A. w podawanych informacjach mogą występować braki
danych czy niezgodności, a wyświetlane informacje mają jedynie charakter
poglądowy. *”
„(…) nadmieniam, że informacja „nieudane doręczenie”
oznacza, że kurier nie był pod adresem podanym na przesyłce *”
*podkreślenia Leśnej ku jej wielkiej
uciesze
Leśna, z racji iż niedaleko
w ogonku stoi za dinozaurami, pamięta dobrze zamierzchłe czasy PRL-u i
urzędy pocztowe, w których, aby zadzwonić do cioci z Sieradza lub wujka z
Radomia, należało zamówić rozmowę, następnie wcisnąć się do ciasnej budki i
czekać na połączenie.
Pamięta te urzędy, w których panie z wąsem z
namaszczeniem przybijały stemple na szarych kopertach.
Pamięta powagę
instytucji i poważanie dla klienteli.
Głębokie poważanie.
Takie w czterech literach.
Niewiele się od tamtej pory zmieniło.
Chyba tylko to, że panie z wąsem zaczęły wreszcie golić zarost.
(…)
„Mały Jasio kotka przy
kominku spotkał…”
„…w ósmym słoń,
niedźwiedź i dwie żyrafy, w dziewiątym same tuczone świnie…”
„Hop sa sa i hop sa sa,
czy – ktoś – widział –bez – pcheł – psa?”
„Dzik jest dziki,
dziki jest zły, dzik ma bardzo ostre kły…”
„Żeby kózka nie
skakała…”
Śpiewam, czytam, recytuję, miauczę, szczekam, mruczę, warczę,
meczę, muczę i beczę…
Zdaje mi się, że w „Old McDonald had a farm” podmiot zdania jest zdecydowanie
nietrafiony.
[że nie wspomnę o bezwzględnym wytykaniu wieku… „old”? – no ładnie
to tak?]
Ija, ija o!
(…)
Kto by pomyślał - Stefan poszedł w odstawkę.
Ech, ta młodzieńcza niestałość w uczuciach…
Próbował jeszcze ratować ten związek, do nóg się rzucał, po stopach całował...
Na nic. Dunia niewzruszona.
No skała, nie człowiek.
Na horyzoncie zamajaczył brand new absztyfikant.
Taki
jeszcze z metką i świeżym paragonem.
Romuald.
Dunia z miłości nosi go na rękach.
[czy nie powinno być czasem na odwrót..? czy to ze mnie obyczajowa konserwa wyłazi..?]
(…)
Gdy się złości, wierzga kopytami, trzaska mostki i marszczy
brewki w jeden długi zygzak na czole.
O. się śmieje:
- Nawet z tą wścieklizną kochany z niej Glut. Nie oddałbym
smarkatej za nic w świecie.
Ja też.
I czuję, że mój mięsień sercowy z powodzeniem okazałby się
wystarczająco pojemny na jeszcze jedną
taką.
Lub takiego jednego.