Czasem trzeba by chyba stanąć
przed lustrem i spoliczkować samą siebie…
Przecież doświadczam cudu.
Mam udział w niewytłumaczalnym. Bezpośrednio uczestniczę w wielkiej tajemnicy –
rozwija się we mnie nowe życie.
Wzrasta mały Człowiek.
Ja to wszystko wiem. Nie
straciłam nagle pamięci – wciąż mam świadomość tego, że nie wystarczy sobie ot, tak pstryknąć palcami, że potrzeba morza cierpliwości, pokory, zagryzania warg, prób aż po zwątpienie.
Wciąż mam żywo w pamięci, ile rozczarowań musiałam
przeżyć, żeby doświadczyć tego absolutnego braku tchu, gdy pierwszy raz w życiu
patrzyłam na monitorze na szary, rozmazany obraz maleńkiej istoty.
Obraz mojego dziecka.
(!)
Jednocześnie, przy całej tej
swojej świadomości, mam ostatnio ewidentnie gorsze dni.
Pal licho fizyczne
aspekty ciąży, jej trudy, niedogodności i ograniczenia.
To tymczasowe, kiedyś w
końcu przecież minie – mogę sobie pomarudzić, mogę chwilowo pogwiazdorzyć, postękać,
że tu boli, tam ciśnie… - przecież i tak doskonale wiem, że wszystko
to będę znosić jeszcze najwyżej przez kilka miesięcy.
Kto wie, może kiedyś
zatęsknię za tym permanentnym zwisem w łazience (Śniadanie
– zwrot raz! Obiad – nie wydajemy!), za niemożnością dopięcia butów, bo łydki spuchnięte, za tępym ćmieniem w
kręgosłupie, odpadającą z bólu głową; sennością, która sprawia, że dotychczasowe
zniecierpliwione komentarze O. (Rany boskie, ty
masz chyba jakieś swoiste ADHD! Usądźże wreszcie na tyłku!) obecnie mają się do mnie jak pięść do nosa…
Może i kiedyś
wspomnę tęsknie ten czas, gdy uskuteczniwszy wyjście do sklepu, czuję się jak
sterany życiem emeryt, a zrobienie prania staje się wyczynem na miarę zdobycia
alpejskiego szczytu.
Sprintem na wierzchołek i
to bez śladu zadyszki.
Niewykluczone.
To, co mi ostatnio pęta
sznurami umysł, co obezwładnia, przyprawia o płytki oddech jest strach.
Strach, co ma ponoć
wielkie oczy (co ma podobno być informacją pocieszającą), ale z pewnością ma także równie wielkie łapska, którymi ściska mi szyję.
I poddusza.
I każe wątpić.
I wierzyć w swój brak rozsądku.
I myśleć, że.
Że porwałam się z motyką
na słońce.
Że doprawdy straszny
muszę mieć tupet jeśli mi się zdaje, że dam radę
wychować małego człowieczka na dobrego dorosłego, któremu zadrży ręka, gdy
zechce ją podnieść na kogoś w niecnych zamiarach.
Że się nadaję jak wół do
karocy.
Że trema mnie zeżre, że dobrymi chęciami piekło wybrukowane, że
tu zrobię źle, a tam jeszcze gorzej.
Że nie zrozumiem,
dlaczego płacze.
Że choćbym wyszła z siebie i stanęła obok - nic to nie da.
Że mi kiedyś w złości
wykrzyczy Ja się na ten świat nie
prosiłem!
No boję się, no.
Ło jeju, ale żeś sobie znalazła strachy! Ja to tak daleko myślami nie wybiegam, moje strachy wiążą się z tu i teraz i z tym, żeby wogóle to dziecko urodzić. A co potem... Jakoś to będzie;)
OdpowiedzUsuńStrachy same mnie znalazły - ja za nimi wcale nie wyglądałam;)
UsuńDedykuję Ci na odpędzenie strachów piosenkę zespołu "Strachy na lachy". Znasz? Ja nie znałam dopóki małża nie spotkałam, a tekstem refrenu wyznawał mi nieśmiało miłość na początku sms-owo;) http://www.youtube.com/watch?v=_EdZbopNeS8 Uściski!
UsuńSłucham, noga mi podryguje, nucę pod nosem i odpędzam;)
Usuń(a Małż spryciarz, że tak się smacznym tekstem podpierać postanowił;)))
Spryciarz, oj spryciarz. Potem się wypierał, że on wcale pierwszy mi miłości nie wyznał, że on tylko piosenkę cytował;)))
UsuńTaki kochany ten Twój wpis. Inne laseczki w Twoim stanie i na tym etapie to się raczej martwią, żeby urodzić dziecko z dwiema nogami i dwiema (dwoma?) rękami, a Ty zapodajesz już problemy egzystencjonalne :-) I love it!!! :-))) Widać, że hormony dają Ci popalić! ;-) Nie mogę się już doczekać jaką będziesz mamą! Ale na pewno fajnie będzie :-) I dasz radę!!! :-*
OdpowiedzUsuńOj, Promeso... ech...:*
UsuńPorodem też się martwię, bez obaw, nie tylko filozofią egzystencjalizmu wycieram sobie oczy;)
A ja dość mocno rozumiem, bo czasem mnie dopada, może mniej egzystencjalnie, a bardziej przyziemnie: jak dam sobie radę niemal sama (m jedynie w weekendy) z dwójką dzieci???. Jak odprowadzę córkę do szkoły i ją odbiorę, skoro będę mieć noworodka w domu???
OdpowiedzUsuńAle wychodzę z założenia jak Isa - że jakoś będzie. Musi się jakoś ułożyć. Zawsze się układa. Jakoś.
Przyziemna logistyka też mi zaprząta głowę. Twoje obawy doskonale rozumiem acz nie będę walczyła z rzeczywistością, w której dni wypełni opieka nad dwójką dzieci... Musi się jakoś ułożyć, powiadasz..? No, skoro musi..:)
UsuńTrzymam kciuki! Hormony, nie hormony - ja mam to samo! Ni stąd, ni zowąd, dotarło do mnie, że przed 40 to ja raczej nie dam rady urodzić 3 dzieci, a w mojej idealistycznej głowie planowałam powrót po moje wszystkie blastusie... A z piętnastej strony nie chcę tak daleko wybiegać w przyszłość, bo wiadomo - w przyszłości kryją się też smutne rzeczy, różne nieuniknione pożegnania, zmiany itepe... Ech... I get ya, sister! cmok!
OdpowiedzUsuńPS. do trosk dodam jeszcze, że nie mam żadnego etatu, jestem na małym ZUSie i jak tu żyć z 300 zł macierzyńskiego i myśleć o powiększaniu rodziny? ach jo...
OdpowiedzUsuńJałmużny dla niepoznaki zwane pensjami, niepłatne urlopy wychowawcze (śmiało, obywatelu, wychowuj se w domu dzieci i żryj styropian), fikcyjna polityka prorodzinna... - przyczyn do nowych zmarszczek na mózgu od groma, można przebierać i wybierać. Perspektywa posiadania choć dwójki dzieci? Wyrobienie się do czterdziestki? Melka... nie dobijaj. Powinnyśmy na to wszystko wzruszyć ramionami i golnąć sobie czystej wódki, ale nawet człek się zalkoholizować nie może..;)
UsuńKurde blaszka, ja do ciąży mam jeszcze daleko o ile w ogóle do niej dobiję, ale nie ukrywam, że czasami nachodzą mnie podobne wątpliwości egzystencjonalno-logistyczne.
OdpowiedzUsuńJest ich tak dużo, że wstydzę się je wszystkie wypunktowywać :) Mogłabym poświęcić temu osobny wpis na blogu, ale jednak troszkę mi wstyd :)
Bo jakże ja i małż mamy wychowywać odpowiedzialnie dziecko, skoro sami jesteśmy parą porąbanych dzieciaków koło trzydziestki. Z całym szacunkiem, no.
Czemu wstyd..? Chętnie skonfrontowałabym własne strachy z cudzymi. To dobra metoda na przeżucie, przetrawienie, oswojenie się z nimi i ugłaskanie. Myślę, że nikogo dojrzałego i odpowiedzialnego (jak to ładnie nazwałaś: egzystencjalno-logistyczne) wątpliwości nie trapią. Zatem to chyba dość normalne..?
UsuńZ całym szacunkiem, no;)
Eh, aż poświecę chyba temu osobny wpis.. namówiłaś mnie :))))
UsuńZatem słowo się rzekło i kobyłkę stawiaj u płotu;) Czekam na wpis. A ja tymczasem widzę, że w tym ciążowym amoku pisuję czasami jak obłąkana - chodziło mi oczywiście o to, że wątpliwości są chyba jedynie pozbawieni ci niedojrzali o mentalności czternastolatka. Przepięknie mi wyszło :P
Usuńteż miałam i mam takie strachy... ja kiedyś rodzicom wykrzyczałam to o proszeniu się na świat. teraz wiem, że bezpodstawnie. poza tym ja np boję się, że źle go chwytam przy podnoszeniu, że może sprawiam mu ból czasem, że odziedziczy jakieś brzydkie cechy charakteru a co gorsze - chorobę ( w rodzinie są różne przypadki), że nie będę umiała pomóc dziecku w nauce przedmiotów ścisłych (fizyka, chemia, matematyka - moje pięty achillesowe), że syn będzie tak samo roztrzepany jak ja i nie wyjdzie mu to na dobre, że będzie mu się podobało oglądanie tv i w szczególności "świata wg kiepskich", że to przeze mnie ma teraz katar, że źle go pielęgnuję, że kiedyś naprawdę zrobi sobie krzywdę uderzając po raz kolejny swoją chybotliwą i ciężką jeszcze główką w mój kościsty dekolt i wystające obojczyki, że ... itd itp... każdy ma jakieś strachy. więc łączę się w strachu z Tobą, ale jednocześnie mówię: nie bój się, dasz radę!
OdpowiedzUsuńRoztrzepanie, antytalent do jakichś przedmiotów i inne drobiazgi nie są ani poważnymi deficytami, ani czymś, co czyni człowieka gorszym. Nie obawiaj się, że Twój syn może wykazywać jakieś cechy nie do końca mile przez Ciebie widziane - to właśnie one sprawią, że Twój chłopaczek będzie jedną wielką wzrastającą indywidualnością:) A wątpliwości co do podnoszenia, gorączki, katary i chybotliwe główki... Cóż, jestem granitowo pewna, że nie ma w tym ani krzty Twojej winy, tak jak nie ma w waszej relacji matka-dziecko ani odrobiny złej woli, prawda?:)
UsuńPozdrawiam serdecznie i po cichu zazdraszczam, że poród masz już za sobą. Ło matko...