środa, 15 stycznia 2014

Pokłosie


Zaprząta mi to głowę.
Zaglądam na blogi – Wasze i te, na których wydaje się, że nie bywacie lub bywają nieliczni z tego wzajemnie już nieźle znającego się grona; czytam też wpisy komentujących, nie mniej wymowne i dające do myślenia niż same notki, które stanowią powód zabrania głosu. 
Co widzę?
Tu nietajony strach, tam ostrożna radość, powściągliwość  z „nie zapeszajmy…” i „pożyjemy, zobaczymy”, nieśmiały uśmiech – taki bez odsłaniania zębów, bez nieokiełznanej radości.
Emocje na wodzy, ściągnięte cugle, zaklinanie rzeczywistości i kurczowe zaciskanie kciuków.

Bez ekscytacji.
Bez wywoływania złego wilka z lasu.
Ostrożnie, po cichu i na palcach.
Bez infantylnych uniesień.

Czy to na pewno tylko kwestia osobowości danego człowieka? 
Tylko?

Czekamy, aż się okaże, że… Powiemy wtedy, gdy… Wyczekamy jeszcze do… 

To wciąż echo niepłodności? Starej znajomej, która wywróciła życie do góry nogami i doświadczyła tylu ludzi..?.
Czy to może efekt stoczonych bitew i zmian, jakie w ich wyniku zachodzą w człowieku?
Swoisty syndrom Człowieka Po Przejściach z zespołem ROD?
R jak rezerwa.
O jak ostrożność.
D jak dojrzałość.
?

Nikt nie uprzedza, że za niepłodnością snują się jej wierni asystenci  – Strach, Niepewność, Zwątpienie, Niedowierzanie i Dystans…
Że jeśli radość, to taka skulona w kącie i czekająca potulnie na sygnał, kiedy wreszcie będzie mogła wyjść i rozprostować kości. 
Może nawet podskoczy raz czy dwa.
Że jeśli ulga, to taka odczuwana stopniowo i powoli,  z wewnętrznym zakazem głębokiego odetchnięcia.

Nikt nie uprzedza, że tej radości trzeba się uczyć, tak jak małe dziecko uczy się pisać.
Że radar już zawsze będzie nastawiony na tę specyficzną częstotliwość, a na plecach już zawsze czuć się będzie oddech nielubianych Asystentów.  

No właśnie – zawsze..?

10 komentarzy:

  1. Witaj! Przychodzę od Promesy. Muszę napisać, że ostrożność bierze się po prostu z lęku. Ja o utrzymanie ciąży walczyłam prawie całe 9 miesięcy i nawet przez moment nie miałam chwili, by czuć, że mogę już strach schować do szafy. Jak tylko pozwoliłam sobie na leciutki optymizm, to jakoś tak się działo, że dostawałam w łeb, że znowu się sypało. Takie hola, hola panienko wszystko się może jeszcze zdarzyć, nie ma co się cieszyć! Zamroziłam emocje, nawet nie mówiłam do Synka, nie robiłam planów, nie kupowałam wyprawki, tylko leżałam przykuta do łóżka, łykałam pokornie leki i patrzyłam w sufit. Mąż miał żal, że nawet Jemu nie pozwalałam się cieszyć. Żal mi siebie z tego okresu, ale jak ktoś nie przeżył lęku, że za chwilę straci ten cud, to po prostu nie zrozumie. I nie, nie leczyliśmy się na niepłodność, a jednak bardzo boleśnie rozumiem sens Twoich słów. Ja wciąż czuję ogromną zazdrość, gdy ktoś będąc w ciąży planuje, kupuje, opowiada i cieszy się jak głupi, bez żadnych lęków. Pozdrawiam. Magda, mama 3,5 letniego dziś Synka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, masz rację, zwiększona ostrożność jest naturalną konsekwencją strachu. Zwielokrotniony zaś strach - rezultatem długich starań, poniesionych strat, demonów zasiedlających zmaltretowaną głowę i wszystkich negatywnych doświadczeń. Jak wynika z Twojego komentarza, niekoniecznie musiała się komuś w życiu przytrafić niepłodność, by czas oczekiwania, jakim jest ciąża, zainfekowany był niepewnością i dziesiątkami obaw... Niepłodność jednak zdaje się być tym, co niemal gwarantuje nam przeżywanie podobnych rozterek.
      Cieszy mnie ogromnie, że mimo, iż czas ciąży nie był dla Ciebie czasem beztroski, dziś możesz się cieszyć paroletnim Synkiem:) I ogrom Twojej empatii jest doprawdy... poruszający.

      P.S. Witaj w moich blogowych progach, siadaj na kanapie dla VIP-ów - lecę zaparzyć kawkę;-)

      Usuń
  2. U mnie chyba podobnie, jak u Madziusiolka. W tej ciąży obiecałam sobie się cieszyć i nie myśleć o lękach. I muszę powiedzieć, że kilka razy próbowałam. Od razu jednak, gdy tylko osiągałam stan spokoju i (zapewne względnego) szczęścia COŚ się działo. Na pewno jest na to jakieś mądre psychologiczne wyjaśnienie :)
    Zatem w pewnym sensie bezpieczniej czuję się właśnie "ściągnięta", nie pozwalająca sobie na euforię.
    Ale - ku pocieszeniu innych, którzy też ogarnięci lękiem noszą dziecko i nie potrafią się cieszyć - w III trymestrze, mimo wyraźnego już spadku formy, gorszego fizycznego samopoczucia i typowych, niewygodnych dolegliwości ciążowych, zdecydowanie jest lepiej. Świadomość, że na tym etapie "dzieci ratują" pomaga.
    Pociesza mnie też myśl, że z córką ciąża wyglądała podobnie, a nawet ciut gorzej chwilami (na leżąco, z kosmetyczką pełną leków, z zagrożeniem przedwczesnym porodem) i bardzo bałam się, że będę taka sama po rozwiązaniu - przewrażliwiona, dmuchająca na zimne, spięta. Tak się nie stało. Przyszedł luz, spokój (nawet mimo tego, że były pewne problemy zdrowotne). Nie było prasowania ciuchów przed zarazkami, sterylizowania, wyparzania, przegrzewania.
    Teraz też na to liczę.
    A co do radaru nastawionego na niepłodnych - mam i pamiętam. Półka zapełniona luźnymi ciuchami, choć brzuch trudno już teraz ukryć. W ogonku do pobrania krwi odsiaduję (łatwiej ukryć brzuch) na swoją kolej. Może obok ktoś właśnie bada amh? Robi betę, bo liczy na ciążę? Albo roni? Nie będę go kłuć widokiem brzucha. Poczekam.
    I to na pewno pokłosie niepłodności...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Od razu jednak, gdy tylko osiągałam stan spokoju i (zapewne względnego) szczęścia COŚ się działo. Na pewno jest na to jakieś mądre psychologiczne wyjaśnienie :)"
      Z pewnością. Jak sądzę, można by pokusić się tutaj o teorię 'samospełniających się przepowiedni'.

      Twoje pociążowe wyluzowanie i zdrowy dystans dają nadzieję, że to otumanienie strachem i instynktowna chęć ochronienia własnego dziecka przed całym złem tego świata nie przybiera absurdalnych rozmiarów. Czyli jest szansa, że nie będę stroić swojego dziecka w strażacki skafander ognioodporny, hełm oraz rękawice i nie będę przykuwać kajdankami do kaloryfera, by dzięki temu samej uniknąć zawału, wylewu i mroczków przed oczami za każdym razem, gdy spuszczę z potomka oko..?;)

      Chowanie brzucha, starania, by nie kłuć nim innych po oczach, uważne dobieranie słów, ostrożne ich selekcjonowanie - ech... ta wyjątkowo rozwinięta empatia i uwrażliwienie na drugiego człowieka wydają się być czymś bez mała charakterystycznym dla kobiet, które o swoje szczęście się nawalczyły i jak nikt inny rozumieją te, które wciąż jeszcze walczą...

      Usuń
  3. Mnie jest przykro, że pokłosie niepłodności niesie się jeszcze długo po tym jak jest się już w upragnionej ciąży. Mam wrażenie, że nie tylko zostałyśmy pozbawione poczęcia po ludzku, ale i ciąży po ludzku. Cały czas życie w strachu.... Najpierw o to czy w ogóle, a później o to czy się donosi szczęśliwie tą ciążę. Niepłodność to piętno głęboko wyryte w ciele i duszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Co gorsza, zdaje się, że trzeba po prostu przyjąć ten fakt do wiadomości i już - walczyć się z tym nie da. Myślę, że pora najwyższa doszukać się w tym jakichś plusów. Ot, choćby taka spotęgowana wrażliwość i fakt, że jeszcze więcej niż oczami, widzi się sercem.

      Usuń
    2. Ja jestem za! Z takim podejściem szlam wczoraj spać po lekturze posta. Postanowienie się umocniło rankiem po ciężkiej nocy, bólach brzucha i kolejnej serii koszmarów z bobo w roli głównej :) zawsze byłam wywrotowcem! Czas pokaże na ile to postanowienie wytrwa we mnie... Trzeba by jakimiś pozytywnymi informacjami pokarmic mozgownice. Moze jakieś linki? :)
      Melka z pociągu

      Usuń
    3. Mówisz i masz;-) :
      http://coaching.focus.pl/zycie/jak-przetrwac-ciaze-i-nie-zwariowac-384
      http://www.modanaciaze.pl/zdrowie/trudna-ciaza-jak-przetrwac

      P.S. Pozdrawiaj obsługę pociągu :P Możesz nawet wylewnie uściskać samego kierownika i konduktora do kompletu;)

      Usuń
    4. Haha, zapomniałam zapytać jak TY się miewasz? Pozytywnie, mam nadzieje? Mam namiar na dowcipna książkę o ciąży, podam tytuł jak do domu wrócę.
      Mela juz poza pociągiem :)

      Usuń
    5. Dawaj tę książkę! Pożrę na raz. Mam już po dziurki w nosie straszenia mnie "ułożeniem stupkowym zupełnym" (pisownia oryginalna;-) oraz informacji w stylu: "Pierwszy trymestr obejmuje 13 początkowych tygodni. Początek drugiego trymestru przypada na 14 tydzień. Trzeci trymestr, "finiszowa prosta", zaczyna się w 18 tygodniu."(!!!????!! :P) Cuda te prosto z dzieła o tytule "Ciąża. Poradnik dla rodziców." pod red. niejakiej A. Deans.Można urodzić od samej lektury podobnych arcydzieł literatury;)

      P.S. Samopoczucie? Huśtawka z tendencją (wreszcie!) ku zwyżce psychicznej formy. Zresztą pewnie wypocę jakiś wpis zatem stay tuned i sama też raportuj co u Ciebie (u was!) :)

      Usuń