środa, 9 października 2013

ZmanipulowanyLekarz.pl


Internet po dziurki w nosie wypchany jest opiniami aktualnych i byłych pacjentów na temat lekarzy zajmujących się to tym, to tamtym narządem, tą lub tamtą jednostką chorobową, leczeniem bądź też czasem usilnym przeszkadzaniem w owym leczeniu. Serwisów z refleksjami, opiniami i wypowiedziami – jak psów. Można do woli przebierać, wybierać, przesiewać, poświęcać się lekturze i wyciągać wnioski. Cała heca polega jednak na tym, by trafić na stronę rzetelną. By mieć do dyspozycji konkretne argumenty. By miast obraźliwych obelg rzucanych pod adresem tego lub owego bądź też nic nie wnoszących ogólników („Gabinet czysty i świetnie wyposażony”- no, ludzie kochani, gdyby z gabinetu wionęło jak ze stajni, a do leczenia lekarz używał chleba z pajęczyną wtedy pewnie uznałabym komentarz na temat gabinetowej estetyki za pomocny ), móc przeczytać rzeczowe komentarze, które pozwolą na podjęcie ostatecznej decyzji , czy do danego lekarza warto się udać, czy będzie to raczej strata czasu.

Zdawać by się mogło, że swego czasu trafiłam na taką właśnie sensowną stronę. Administrator wymagający od osoby wystawiającej swoją opinię zarejestrowania się w serwisie, dbał także o to, by każdy komentarz był merytoryczny i obiektywny. Mile widziane było dzielenie się konkretami – fakty, fakty, fakty, proszę państwa, żadnej zbędnej histerii i infantylnego rzucania się bo doktor krzywo na mnie spojrzał. Po kilku miesiącach regularnych randek z moim lekarzem, czując się już nieco zdegustowana pewnymi zdarzeniami,  postanowiłam zatem skorzystać z możliwości i napisałam komentarz. Wystawiłam niską notę mojemu (byłemu już na szczęście) lekarzowi, rzeczowo argumentując swoją nienajlepszą o jego zawodowej postawie opinię. Ów komentarz zatwierdzono wówczas  i opublikowano. Może komuś krótki opis moich doświadczeń z panem doktorem pomógł w podjęciu decyzji? Mam nadzieję.

Minął rok. Administrator serwisu zatęsknił za mną i przysłał mi pozdrowienia. Pozdrowienia zatytułowano zgłoszenie nadużycia. Uściski, serdeczności znad morza i takie tam wyrazy sympatii miały taką oto formę:

Otrzymaliśmy prośbę o ponowną weryfikację Twojej opinii .
Prosimy o potwierdzenie, że opisana przez Ciebie sytuacja rzeczywiście miała miejsce.
 Jeśli nie potwierdzisz swojej opinii w ciągu 7 dni, zostanie ona usunięta.
 Opinia, której dotyczy zgłoszenie:
„Nie polecam i to zdecydowanie. Miła aparycja, względny takt i kultura osobista na poziomie powszechnie przyjętym za normę nie wystarczą, żeby uczynić z człowieka lekarza, któremu się ufa. A pan doktor bywa bardzo niecierpliwy, odmawia udzielenia wyjaśnień zarówno w kwestii diagnozy, która dla pacjentki-amatorki ma prawo stanowić zagadkę ("Ja pani nie będę tego tłumaczył. Proszę sobie poczytać"), jak i sposobu dawkowania przepisanego leku... ("Tam jest wszystko napisane, pani sobie przeczyta" - rzekł mi pan doktor znad jakichś wypełnianych przez siebie papierów, gdy bezradnie obracałam w palcach otrzymaną receptę i prosiłam o wyjaśnienia odnośnie dozowania leku). Szczytem wszystkiego było podsunięcie mi pod nos jakiejś ankiety (?), już wypełnionej po zdawkowym wywiadzie i obcesowe zażądanie: "Pani to podpisze", bez słowa wyjaśnienia czemu ma to służyć i czego dotyczą zdania, pod którymi żąda się mojego podpisu. Oburzające. Podczas wizyty czuję się jak intruz, który mocno przeszkadza i zabiera cenny czas swoimi pytaniami. A ten czas faktycznie jest niezwykle cenny - ważniejsze jest pilnowanie, by nie przekroczyć przewidzianego na wizytę kwadransa i wypisanie dokumentacji. Gdyby było mnie stać na latanie po prywatnych gabinetach, nie wybrałabym się do pana doktora za nic w świecie. Odradzam, dziewczyny.”

Litościwie pominę już aspekt porażającej naiwności drogiego Administratora (Prosimy o potwierdzenie, że opisana przez Ciebie sytuacja rzeczywiście miała miejsce. !!!??? A gdybym konfabulowała? Wymyśliła sobie wszystko od początku do końca z czystej ludzkiej złośliwości? To co, przy próbie potwierdzenia, że podobne zdarzenia miały miejsce, za karę eksplodowałby mi komputer? Ręka by mi uschła? Zęby wypadły?..)

Nic to. Potwierdziłam, kliknęłam gdzie należało i… mimo to za jakiś czas moja opinia zniknęła (!) w internetowym niebycie. Przyjrzałam się wtedy uważniej profilowi lekarza. Do standardowo umieszczanych danych osobowych, adresu przychodni, numerów telefonów dołączyło estetyczne foto pana doktora w bieli i błękicie z uśmiechem numer osiem dookoła głowy, a także pokaźna samochwałka z listą schorzeń, które drogi specjalista zwalcza zawodowo. No miód, landrynki i pomada w czekoladzie. 

Profil zweryfikowany – tak to się nazywa.

Nie przypuszczałam jednak, że zweryfikowanie oprócz możliwości  uzupełnienia swojego profilu oraz odpowiadania komentującym (co skądinąd jest świetnym pomysłem) daje możliwość uczynienia ze swojego profilu azylu z zasiekami , drutem kolczastym, elektrycznym pastuchem i strażnikami jedynie słusznych opinii. Moja druga (i ostatnia – szkoda czasu na tłuczenie w klawisze po próżnicy) opinia nie została zatwierdzona do publikacji, choć była suchym wykazem faktów – Wielki Brat Administrator z podziwu godną wytrwałością chroni społeczeństwo przed trudną prawdą. Otrzymałam kolejne pozdrowienia z poleceniem bym „przeredagowała swoją opinię” (Jak?! Zamiast pisać, że pan doktor odmawia wykonania badań i na oślep faszeruje mnie lekami robiąc sobie ze mnie medyczny poligon doświadczalny, mam ułożyć okrągłe i gładkie zdania, jak to podejmuje mnie kawą i rozścieła czerwony dywan? To się nazywa właściwe przeredagowanie, panie Administratorze?).

Odpuszczam.
Jeśli tak się właśnie prowadzi wielki serwis, tak manipuluje informacjami, profile wygładza się i rozprasowuje zagniotki, polewa lukrem i osypuje pudrem… ech…


1 komentarz:

  1. O tym wyśmienitym portalu niedawno napisano tutaj: http://www.feminasum.pl/blog/znany-lekarz-udostepnia-dane-pacjentow/

    Dag

    OdpowiedzUsuń