piątek, 22 listopada 2013

Przegląd techniczny

Jedni leżeli, inni stali, a jeszcze inni badali.

Jedni mieli kluchę w gardle z poruszenia, inni udawali, że im coś do oka wpadło, a jeszcze inni niewzruszenie robili to, co do nich należało tchnąc przy tym zawodowym profesjonalizmem, pewnością siebie i nieudawaną życzliwością.

We trójkę (O., mła i znachor) odbyliśmy tajną naradę oceniając dotychczasowe postępy i ustalając dalszą strategię działania.

…aby Polska rosła w siłę, ludzie żyli dostatniej, a mała śliwka wzrastała wzorcowo w swoim M1;)


Wczorajsze podglądanie na kozetce ujawniło, iż latorośl wczepiona w mą macicę wzrasta książkowo (nie wiem gdzie się dziecię zdążyło już książek naczytać, ale stosuje się do wytycznych z podziwu godnym zdyscyplinowaniem rosnąc wszerz i wzdłuż i nabywając nowych cech fizycznej atrakcyjności).

 Regularnie i powoli wypiekana zaś matka, równie książkowo, ów rozwój przypłaca zaburzonym metabolizmem, drętwieniem kończyn, gigantycznymi mdłościami i postępującym drenażem portfela (kulinarne zachcianki, apteczne smakołyki...). Hitem tego tygodnia zostały piguły z wyciągiem z imbiru, który to (wmawiam to sobie z wielką mocą) ma zbawienne działanie na organizm zmaltretowany bezustannym zwisaniem nad wytwornym porcelitowym meblem (jak tak dalej pójdzie, przyjdzie mi urządzić sobie salonik w toalecie…)

 Wszelka garderoba wymagająca dopinania w talii zdaje się pić lekko ową talię, bynajmniej nie wywołując w jej właścicielce spazmów i wybuchów rozpaczy na tle zazwyczaj znienawidzonej  refleksji  matko_bosko_chyba_przytyłam!

Do rozpaczy przywodzi mnie jedynie ponura myśl, iż niedługo rozkręci się zima, do której mój stosunek jest mało pozytywny (eufemizm! nienawidzę dziwy jak sto zbójców…) , w perspektywie zatem mam wizję rozłażącego się na brzuchu coraz bardziej na boki ciepłego płaszcza, którego guziki będą pozostawały w coraz większej odległości od przeznaczonych im dziurek. Albo będę przymusowo chłodzić pępek na mrozie, albo będę zmuszona udać się w maraton po sklepach odzieżowych – obie opcje po równo nieatrakcyjne.

 Wyczekuję z utęsknieniem drugiego trymestru. Pierwszego bowiem zaczynam mieć po dziurki w nosie, drugi zaś zdążył już dla mnie obrosnąć w mity dobrodziejstw. Jawi mi się osypany pudrem, confetti, anielskim włosem i skrzącymi gwiazdami – no more wyprania z energii, no more awersji do pożywienia przy jednoczesnym rytmicznym marszu wygłodniałych kiszek, no more niechęci do wyściubiania nosa poza cztery ściany.



- Jakieś pytania? –rzekł wczoraj lekarz po dokładnym badaniu, rozwianiu różnych wątpliwości i zapewnianiu, że wszystko jak dotąd świetnie i w ogóle że ho ho.

- Wszystko jasne, do zobaczenia za kilka tygodni. – odparłam chowając do kieszeni czarno-biały wydruk z badania usg.


 I tak teraz siedzę, i tak patrzę, i tak obok mnie zmięta chusteczka, bo przecież te małe nóżki, bo te rączki (!), bo to już całe 2,5 cm ciała, w którym wartkim strumieniem krąży krew, a serce tłucze jak szalone…


 Napatrzeć się nie mogę. I wciąż trudno uwierzyć.

To myśmy zrobili?!

mryg

7 komentarzy:

  1. Tak to wasze dzieło:) Zobaczysz jakie ładne będzie jak osiągnie tak około 10 cm:) Można zobaczyć jak rusza rączką :) Ja miałam to szczęście, że ukłon nad muszlą klozetową robiłam tylko kilka razy. Wiem, że są dziewczyny, które cały I trymestr spędzają przy sedesie. Z tygodnia na tydzień będzie lepiej. Zobaczysz jak szybko zleci ten czas. Ja nadal nie mogę uwierzyć, że jestem już na końcówce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie stoję w rozkroku między 10. a 11. Pocieszam się, że ten zwis nad klozetem potrwa jeszcze najwyżej ze dwa tygodnie. Tak sobie wmówiłam i tej opcji z uporem się trzymam;)

      Usuń
  2. mi niedowierzanie towarzyszy do dziś. a dziś teoretycznie mogę już lądować na porodówce :) ściskam i życzę powodzenia!

    OdpowiedzUsuń