wtorek, 19 listopada 2013

Krzywa prosta


         - Should I have a baby after 35?
         - No, 35 children is enough.

Spotykam czasem taką jedną w autobusie. We wtaszczonym na pokład wózku jedno dziecko. Zawsze w stanie głębokiego snu i żaden zgrzyt, pisk oraz z jazgotem zatrzaskujące się drzwi nie są w stanie wyrwać młodego z totalnego uśpienia.

[Matka podaje mu środki zwiotczające mięśnie na czas przewozu miejską komunikacją? Usypiają go trzeszczące resory na asfaltowych nierównościach? (eufemizm! eufemizm! toż to istne kratery!) Czy to może jakaś odmiana podróżniczej śpiączki?]

Drugie dziecko, na oko trzyletni malec, uczepione matczynej nogi (jedną ręką) i poręczy wózka (drugą) kontempluje z uwagą przewijające się drogowe obrazki za autobusowymi zaplutymi ( czy ktoś je czasem myje? ) oknami. Czasem coś pokazuje matce wysuwając palec przed siebie. Po około dwunastu sekundach spokojna kontemplacja ustępuje pola niespokojnej aktywności w postaci fikołków kręconych  na poręczach oraz  przewrotach w przód na podłodze.

Dziecko trzecie, pobieżnie przeze mnie ocenione na jakieś pięć lat, z kolorowym plecakiem, workiem z butami, plastikową wędką ( niezależnie od sezonu, widać pasjonat  ) i z nonszalancką niedbałością wlokące za sobą po podłodze szalik z frędzlami po trzykroć nadrabia nieruchawość  i senną apatyczność  pierwszego,  aktywnością przewyższając także nadpobudliwość drugiego i  testuje w owym autobusie wszelkie możliwe prawa fizyczne (jak zachowuje się ciało, na które zadziałała siła w wyniku gwałtownego hamowania? czy na ciało upuszczone na podłogę ZAWSZE działa siła grawitacji?. )

Czwarty potomek niczym rasowy chart zawsze bezbłędnie zlokalizuje jedyne wolne miejsce w pojeździe, kłusem do niego dobiega depcząc wszystkie obce stojące mu na drodze ludzkie kończyny, zalega na siedzeniu, po czym natychmiast uruchamia komórkę i śmiga w jakieś gry pełne donośnych efektów akustycznych w postaci ustawicznego wycia, fałszywych melodyjek, trzasków i wizgów.

Barwne pięcioosobowe stadko towarzyszy reszcie nieszczęśników pasażerów przez jakieś cztery przystanki. Matka w tym czasie CAŁY czas wisi na telefonie. Z telefonem przy uchu (bo przecież brak wolnej ręki -  jedną pcha wózek, drugą ciągnie drugiego syna, trzecią dźwiga siatkę, czwartą chwyta wymykającą się plastikową wędkę, piątą… - nie stanowi żadnego problemu) wsiada do autobusu i z telefonem nadal przy uchu go opuszcza, ani na chwilę nie przerywając pogawędki i nie gubiąc (!) żadnego ze swoich dzieci.

Czy ja też chcę posiadać liczne potomstwo?

No, thank you. I’ll pass… 





Grunt, by to pierwsze, obecnie w wydaniu prenatalnym, wyhodować na dorodnego następcę tronu... 

Tymczasem potencjalny następca (bądź następczyni) drenuje mnie ze wszystkich sił, energii i nawet chęci do głębszego oddychania. Ziewam rozdzierająco narażając  stawy żuchwowe nie tyle na zwichnięcie co na urwanie z donośnym trzaskiem, zasypiam w mig ułożywszy się w pozycji horyzontalnej pt. położę się na kwadransik i poczytam książkę – kwadransik błyskawicznie przekształca się w półtorej godziny, książka zaś dekoruje mi klatkę piersiową nietknięta. 

Ponadto:
- kot z uporem maniaka wysiaduje młodocianego arystokratę niczym kwoka jajka pokładając mi się na brzuchu i grzejąc niczym termofor;

- mogę spokojnie zaprzestać dostarczania jakiegokolwiek pożywienia swojemu organizmowi – zwrot zawsze gwarantowany;

- Lee Strasberg Theatre and Film Institute mógłby  spokojnie zaoferować mi etat – niczym rasowa aktorka dramatyczna popadam z jednego skrajnego nastroju w drugi i na zawołanie produkuję fontanny łez;

- ktoś mi rąbnął jakiś fragment płatu mózgowego lub jakiś zestaw neuronów – wcięło mi pamięć. Zwlekam ciało bladym świtem celem udania się do laboratorium i… zapominam nasikać do przygotowanego z wieczora wytwornego naczynia. W związku z tym maltretowanie organizmu (na czczo kochanieńka, na czczo) i otwieranie siłą oka o potwornych godzinach porannych psu na budę i o kant tyłka.


Odkrywcza konstatacja? Czas popyla jak szalony. Przecież dopiero co robiłam dwukreskowego sikańca i tarłam oko z niedowierzania, a tu właśnie wchodzę w dziesiąty tydzień w tym dualistycznym stanie.
Niepojęte…


Ciąża.
Czysta fizjologia.
Powtarzalny schemat o stałych punktach.
Robimy zrzutkę z własnych genów, kreujemy nowe życie, nosimy je,  żywimy, nawiązujemy emocjonalną więź cienką nitką, by kiedyś przekształciła się w okrętową linę, obarczamy swoimi oczekiwaniami, nadziejami, obawami, wysiadujemy i wyczekujemy.
Zmieniamy się.

To takie proste.

Proste, ale wcale niełatwe.

19 komentarzy:

  1. No muszę, bo się uduszę, no muszę - jaki smaczek i rarytas - no, po prostu, ajlawju.
    Dzięki za kawałek literatury z rana.
    PS. Wielodzietność... biorę odpowiedzialność za naszą "zrzutkę hormonów" w postaci mrożonek... Jak będzie? Czas pokaże.
    Całus dla Literatki, Melka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to kiedyś Kryszak mawiał - ajlawju Cię tu :P
      Wielodzietność? Nie jestem obecnie w stanie myśleć nawet o dwudzietności. Owszem, nie chciałabym, by mi się potomek samotnie tułał przez życie, ale wyprodukowanie tego jednego egzemplarza już było niełatwe i mam poważne obawy co do swoich dalszych możliwości - głównie biologicznych. Już mam traumę, że wśród innych rodziców na wywiadówkach będę robić za dyżurną starą rurę;)
      Melka, kiedy termin zdeponowania mrożonek?

      Usuń
    2. Deponejszyn w przyszłym tygodniu. Jutro będę wiedzieć więcej. A artykuł możesz sobie zakupić tu: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,127763,14944643,Rodzenie_na_zyczenie.html

      Usuń
    3. Ło matko, ło matko, przyszły tydzień! To się będzie działo...

      Usuń
    4. będzie zabawa.... ;) M.

      Usuń
  2. Na chwilę obecną nie myślę o kolejnych ciążach. Biorąc pod uwagę mój stan zdrowia zanim znalazłam się w obecnym stanie mogę chyba śmiało stwierdzić, że nasza córka rodzeństwa mieć nie będzie. No chyba, że wszystko ułoży się inaczej i nadal będę miała dwa jajniki albo chociaż jeden:/ Moja przyjaciółka miała ochotę na drugie dziecko, ale zmieniła zdanie jak to pierwsze zaczęło raczkować:) U mnie na brzuchu często leżał pies, ale teraz jak kilka razy oberwała od małej to trochę się brzucha boi:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I trymestr przespałam:) hihihi II trymestr to najlepszy czas na zakupy i można w pełni cieszyć się ciążą i jeszcze niewielkim brzuchem. III trymestr to męka. Boli każda część ciała. Nie mam siły nawet psa wyprowadzić na sikanie.

      Usuń
    2. Ja w tych chwilach zwątpienia co do własnych możliwości prokreacyjnych przywołuję pocieszającą myśl "dzięki Bogu, że choć z tym jednym się udało" (tfu, tfu!).
      Przyznam szczerze, że drugiego trymestru czekam jak zbawienia. Wiszenie nad klozetem, przeżywanie doznań równych atrakcyjnością kacowi gigantowi i mordercze migreny, od których mózg wycieka mi uszami to nie jest coś, za czym kiedyś będę tęsknić...

      P.S. Dostęp do bloga szlag trafił :/ Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządeczku:)

      Usuń
    3. Nie możesz do mnie wejść? Nie wiem co się dzieje. Jesteś trzecią osobą, która nie może się do mnie dostać mimo zaproszeń. Wyślę raz jeszcze zaproszenie i mam nadzieję, że będzie ok. A jak nie to pisz: omnie@onet.com.pl
      pozdrawiam

      Usuń
  3. Genialnie napisane:)))) Mam 3 siostry i jest nam wspaniale :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zazdraszczam bo wiem what u mean :D Ja sama mam dwie:) Trójca przenajświętsza, babiniec zakamieniały... Rodzeństwo to kapitalna sprawa, ale wyprodukować towarzystwo dla pierworodnego pewnie nie będzie tak prosto niestety.

      Usuń
  4. Bardzo podoba mi się Twój styl, a temat też mi bliski. Nawet bardzo. Zapraszam nieśmiało do siebie, to przeczytasz dlaczego:) Blog jest zamknięty, więc jeśli masz ochotę to napisz isaarcher@o2.pl, wyślę zaproszenie. Moja sytuacja teraz różni się od Twojej mniej więcej o tydzień;), a historię można przejrzeć we wcześniejszych postach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Młodą mi też kot wysiadywał, hehe :)
    I nawet ładna mu wyszła ;)
    PS. A ja chciałam mieć drugie jakoś od razu, za rok po pierwszym. Na zasadzie: pewnie ledwo przeżyję, ale za to potem mam dwójkę odchowaną, która bawi się razem. Ogólnie to żałowałam, że się nie trafiły bliźniaki. A po tych hormonach to spokojnie mogły. No ale z mężem to jeszcze można dyskutować, z niepłodnością się nie zawsze da...
    W każdym razie, po czasie się chce bardziej, więc wszystko przed Wami, dziewczyny! I żeby nie było, żadna tam młoda dupa ze mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My z O. też od czasu do czasu rozmawiamy na temat drugiego. Że najlepiej byłoby bez robienia długiej przerwy - bo i razem by się chowały, no i mój wiek, który nie pozwoli na odsuwanie (ewentualnej) drugiej ciąży na "za pięć lat". Mam jednak cały czas świadomość, że nasze chęci mogą rozminąć się z możliwościami. Na razie zatem to czyste dywagacje i gdybologia stosowana.

      Co do kota w roli kwoki, daj Boże, by z tego futrzastego wysiadywania nie wyszedł nam taki charakterologiczny zołzun jak nasz zwierz;)

      Usuń
    2. Mój też był zołzun. I Młoda także nielekka się narodziła z charakteru ;) Zatem bądź gotowa! :)

      Usuń
  6. będę śledzić i ten blog. jest extra! pozdro!

    OdpowiedzUsuń
  7. A mnie sie podoba Twój lekki styl, ale przede wszystkim ta zmiana z "mrocznego" pisania na takie... radosne. Też czekam na tą zmianę u siebie...
    Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana, doczekasz się. Naprawdę w to wierzę!
    I dzięki za dobre słowo - wykwitły mi malinowe rumieńce;)

    OdpowiedzUsuń