Przystanek tramwajowy.
Wysiadam wraz z około trzydziestoletnią dziewczyną, która ciągnie za sobą dwójkę
paroletnich dzieci. Na całą trójkę na przystanku czeka matka (?) dziewczyny,
która wita się z wnukami i głośno cmoka nad urodą jesiennego płaszczyka swojej
wnuczki.
- Daj buzi babci. Babcia specjalnie po nas wyszła. – słyszę z boku.
Z tramwaju wysiadła spora
grupka ludzi, wszyscy jednocześnie ruszamy w kierunku najbliższego przejścia
dla pieszych. Dochodząc do pierwszych z dwóch świateł regulujących tymi
przejściami słyszę, jak dziewczyna zaczyna coś opowiadać matce, a że głos ma
donośny, opowieść słyszę nie tylko ja, ale i reszta tłumku.
- Ty wiesz – mówi dziewczyna – taki
motorniczy to musi mieć jednak anielską cierpliwość.
- A co? – dopytuje domniemana rodzicielka.
- Czerwone światło dla pieszych, rozumiesz, tramwaj zaczyna ruszać z
przystanku i, wyobraź sobie, dokładnie w
tej chwili na przejście, na tym czerwonym, wchodzi para z dzieckiem w wózku. Z
dzieckiem! W wózku! Nie dość, że na czerwonym dla siebie, to jeszcze facet,
który pchał wózek, zaczyna się awanturować i coś tam pyszczyć do motorniczego,
który oczywiście zaczął na nich dzwonić.
(Prawdopodobna) matka
słucha uważnie i kręci z dezaprobatą głową.
Tłumek powoli dochodzi do
drugich świateł. Dziewczyna trzyma chłopca za rękę, tuż obok jej matka ściska w
dłoni małą łapkę dziewczynki.
- Wiesz, – ciągnie dalej dziewczyna – co ja bym zrobiła jakbym była tym motorniczym?
- No?
- Ja bym, rozumiesz, wpierd….ła tej parze.
Sekundę później obie wraz
z dziećmi wchodzą na drugie, ostatnie przejście dla pieszych.
Na czerwonym.
DOOOBRE! :D
OdpowiedzUsuńPrawdziwe do szpiku (k)ości :P
OdpowiedzUsuń