wtorek, 10 września 2013

Pierwsze koty za płoty

Myślałam o tym od kilku miesięcy. Myślałam, myślałam... i nic z tego nie wynikało. Bo przecież to swoisty wirtualny ekshibicjonizm. No i przecież jak to, tak wywlekać z siebie to, co tkwi głęboko pod powierzchnią; jak to, tak wykręcać wszystko na lewą stronę, do góry nogami,  wytrząsać z rękawów i kieszeni..?
Ale w końcu ulotna pierwotnie myśl dojrzała, spęczniała i zaowocowała.
W nosie mam te wszystkie obiekcje.
Pouprawiam sobie to moje zielone poletko.
A co.
Może pozwoli mi to ogarnąć trochę ten pieprznik w głowie, który ponoć mam - tak przynajmniej twierdzi O.

Mam 37 lat.
Jestem związana z O., wyjątkowym człowiekiem, od kilku lat.
Nie powiem, że do pełni szczęścia brakuje nam dziecka, bo byłoby to nieprawdą.
Jesteśmy szczęśliwi.
Niesamowicie szczęśliwi.

Jednak dziecko, którego oboje bardzo byśmy chcieli, wciąż jest dla nas w sferze marzeń jedynie.





2 komentarze:

  1. wirtualny ekshibicjonizm? a ja mówię: whatever helps... a to pomaga, naprawdę! Trzymam kciuki!
    PS. Ta twoja ognista czerwień aż woła...

    OdpowiedzUsuń
  2. gdy ja zaczęłam pisać mój blog (wprawdzie już po zajściu w ciążę), też miałam wątpliwość czy słusznie robię i po co właściwie. ale teraz nie żałuję. w internecie zawsze ktoś odpowie na ECHO.

    OdpowiedzUsuń