Sięgnąwszy po trofeum w postaci pasa mistrzyni w dyscyplinie poruszania się poprzez
ciągnięcie chudych pośladków po podłodze (technika ta zwana dżdżownicą zapewnia permanentny błysk
podłogowym panelom [rozwiązanie godne polecenia wszystkim matkom-pedantkom]), postanowiła osiągnąć wyższy poziom motorycznego
wtajemniczenia i stanęła przy kanapie w
celu kurczowego przytrzymywania się siedziska i przemieszczania się przez
dostawianie stopy do stopy.
Aż się skończy kanapa.
Tam, gdzie się kończy kanapa, przypadkiem zaczyna się
krzesło.
Też niezłe jeśli planuje się zaciskać paluszki na jego oparciu i tym
samym utrzymywać względnie poprawne baletowe coupé.
Dobrnięcie do krawędzi krzesła niechybnie oznacza deficyt
mebli w zasięgu ręki.
Cóż, pozostaje szukać pomocy w drzwiach balkonowych
tęsknie przywierając do nich nosem.
Z kolei na balkonowej szybie dzień w dzień od nowa powstaje
kolaż abstrakcyjny .
Kolaż wykonany masłem starannie startym z porannej bułki.
- Mjam, mjam – rzecze
Dunia oblizując się na poparcie swych słów.
………………………………………………………………………………………………………
À propos kulinariów.
Zaiste, warto czytać etykiety.
………………………………………………………………………………………………………
- Titamy? – pyta Dunia
podpełzając do mnie.
- Dobrze, Duniu,
poczytamy – odpowiadam uradowana, że dziewczyna tak szybko połknęła czytelniczego
bakcyla.
Po dwóch miesiącach mordowania historii nieszczęsnego
króliczka, który [pewnie w tłumie w Auchan podczas kupowania pieczywa] zgubił
się swej nieprzytomnej rodzicielce, po pięciu tygodniach śledzenia z wypiekami na Duńczynych pyzach losów pana Maluśkiewicza [taa… Tuwim też ośliniony i wymemłany na rogach…],
przyszła kolej na siedem tygodni [a licznik wciąż bije] z Księgą Dźwięków.
Strasznie zmolestowaną, przyznać się trzeba.
Małoletnia wielbicielka słowa pisanego wgryza się bowiem w
literaturę dolnymi i górnymi czwórkami z trójkami.
Nad wyraz skutecznie.
Teraz już rozumiecie czemu duch robi uuuuu...?
……………………………………………………………………………………………………
À propos literatury.
- Piernikowy ludzik
buduje swą chatkę i... i... i ma kredyt we frankach! – czyta na głos Duni jej ojciec
wprowadzając gładko luźne wtręty finansowe w czytaną treść.
Wiedza o społeczeństwie w domowym planie lekcyjnym.
Plus podstawy rzemiosła budowlanego.
Plus podstawy rzemiosła budowlanego.
Boże, za co się temu biednemu duchowi dostało? :)
OdpowiedzUsuńNo popatrz, a u nas Księga dźwięków nawet 7 dni nie była na topie, za to niezmiennie od kilku miesięcy trwa szał na Ulicę Czereśniową. I to koniecznie część letnią.
No nie wyczujesz gadów.
Gratulacje poziomu wyższego!
PS A może jakieś spotkanko? Dziewczyny? Pomyślcie!
Juti, duch musiał mieć sporo za uszami. Mysz też. Ja tam nie wiem, to sprawy między duchem, myszą a Duńką. Nie wtrancam się;)
UsuńZa gratulacje dziękujemy! I drepczemy dalej:)
PS Idea w dechę:) Tyle że najwcześniej w nowym roku kalendarzowym. Się pomyśli:) :*
Ależ się Ciebie czyta super ! Dunia fajowa dziewczynka wie co chce. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńO tak, Iskro komplementująca (dziękuję, dziękuję:D), co jak co, ale zgrzeszyłabym mówiąc, że moja córka to zwiędła mimoza. Wie, dziewczyna, czego chce i wie także, jak to wyegzekwować nawet od najbardziej opornych jednostek;)
UsuńNoooooo matka...tylko patrzeć a się, za przeproszeniem, puści ;)
OdpowiedzUsuńCzy ślimak, który elegancko porusza czułkami tez oberwał z zęba czy Dunia w swej łaskawości go oszczędziła? :D
Bajko, z tego co ostatnio podglądałam (a podglądam kilkanaście razy na dobę:P), Dunia nie miała na pieńku ze ślimakiem, zatem cały zdrów niebożątko i wciąż macha tymi swoimi czułkami. Do czasu zapewne, do czasu;)
UsuńKsięga dźwięków!!! Brzmi szałowo :-) Czupurom na pewno się spodoba, bo kochają wszystkie dźwięki (na nieszczęście matki). Co to za księga i gdzie ją zakupię?
OdpowiedzUsuńBuziaki dla Duni!
Leśna, pisz do nas częściej :-*
Promesa, o Księdze pisała kiedyś pani kierowniczka Juti;)
UsuńO, tutaj: http://www.myczytamy.pl/2014/09/18-ksiega-dzwiekow.html
Ja właśnie po lekturze tego wpisu nabyłam książkę i to był jeden z najlepszych zakupów, jakie zrobiłam dla Duni. Ona tę książkę (dosłownie) pożera. Co zresztą widać na fotkach;) A tak poważnie - Księga jest cudowna, dzieciak faszerowany takim mnóstwem onomatopei po jakimś czasie produkuje tyle wyrazów dźwiękonaśladowczych, że cała rodzina ma ubaw po pachy. Nie zastanawiaj się, kupuj książkę. Czupury na bank będą zachwycone.
O! Mamy tę samą książeczkę! Dostał Koszał na 1 urodziny. Jeden minus - dość szybko się rozpadła od częstego "titania". Pozdro dla młodej pannicy!
OdpowiedzUsuńPo wielu (mało skutecznych) akcjach sklejania i ratowania rozpadającej się literatury doszłam do odkrywczego wniosku, że książki dla maluchów powinno wytwarzać się z kawałków litego drewna. Albo nawet z arkuszy ciętej blachy;)
UsuńPozdro back dla Koszałka!
'titanie' rządzi! Ach jak ja kocham te chwile, gdy siadam na dywanie, a mała pupa Klopsa pcha się żeby usiąść z książeczką między moimi nogami. Już on by Wam pokazał, jak przeogromny jest wieloryb! :-) buziaki miłe panie :-*
OdpowiedzUsuńEch, szkoda, że demonstracja gabarytów wieloryba nas ominęła, ale może jeszcze kiedyś to się nadrobi:)
UsuńMy też lubimy mościć zadki na podłodze do "titania" :D:*