Śniadanie, przewijanie, zabawa.
Mija godzina, dwie... Mija w końcu i trzecia.
Tarcie oczu, rozdzierający ziew, że żuchwa aż trzeszczy a oczy łzami zachodzą, ale
zawodniczka siedzi twardo, nie daje się odłożyć do wyra.
Mija czwarta godzina.
Oczy jak u królika, żuchwa wyłamana, zawodniczka mięknie acz
dla zasady wierzga kopytami gdy odłożyć ją na jej królewskie piernaty.
Siadam, nurkuję dłonią do łóżeczka i głaszczę dziecięcy
policzek.
Oczka maślanieją choć wciąż na mnie zerkają, Dunia miarowo
ciumka smoczek, kopytka leżą wreszcie spokojnie.
Nie mogę oderwać dłoni od jej policzka, bo trochę jeszcze
brakuje do osiągnięcia bezpiecznego stanu nieważkości.
Głaszczę więc dalej.
I słucham coraz bardziej spokojnego oddechu.
W ten cichy obraz wdziera się nagle odległy dźwięk
włączonego sygnału karetki. Dźwięk przybiera na intensywności. Jeśli ambulans dojedzie w
nasze okolice nie skręcając gdzieś wcześniej, wyrwie mi dziecko z tego błogiego
stanu zapadania w sen. By rzucić się do okna i zdążyć je zatrzasnąć, musiałabym oderwać
swoją dłoń od Duńczynego policzka.
Jeśli oderwę tę dłoń, cały seans usypiania będzie można o kant d... potłuc.
Pop quiz,hotshot… What do you do? What do you do?!
……………………………………………………………………………………………..
Nauczyła się siadać.
Jak dorosły - z pleców, z lekkim skrętem, opierając się na
łokciu.
Tak się tym zachłysnęła, takim uwielbieniem do ruchowej
nowości zapałała, że zapomniała zupełnie jak się leży.
Zdawać by się mogło, wańkę-wstańkę w domu mamy. Żywą,
niewiele ponad roczną.
Co ją położę, dziecina natychmiast przyjmuje pozycję
siedzącą. Nie zdążę się nawet dobrze odwrócić.
Ja kładę, ona siada.
Kładę – siada.
Kładę – siada.
Kładę – siada.
Kładę – siada.
Po pięciu godzinach tej imprezy podchodzę po raz dwadzieściatysięcydziewięćsetsiedemdziesiątyósmy
do łóżeczka i zastaję swoje dziecko znieruchomiałe:
Usnęła!
Ale, ale...
Jeśli ją ruszę, będzie kwęk i koniec spania. Jeśli zostawię –
dziecko-połamaniec dorobi się wygiętego w paragraf kręgosłupa.
Pop quiz,
hotshot… What do you do? What do you do?!
……………………………………………………………………………………………..
[oficerze Traven, powiadacie więc, że uzbrojony w bombę
autobus to było wielkie wyzwanie, hmm..?]
Uśmiałam się :D Pozycja genialna do spania :P Moja póki co śpi z dupką wypiętą do góry, dajemy jej tak spać z godzinę, później ją odwracamy jak wiemy, że śpi na tyle głęboko, że się nie obudzi. :) Współczuję tego głaskania, nasza już się obywa bez tego za to rolę głaszczącej ręki przejął szumiący misiek. O wiele wygodniejsze!
OdpowiedzUsuńRaz trzeba głaskać i nie ma zmiłuj, bez tego nie zaśnie, innym razem wystarczy buźka w czółko, ze dwa razy przeczesać grzywę i dziecina ulula się sama. Nie ma reguły.
UsuńSzumiący misiek? Cóż to za wynalazek? Czemu ja o nim nic nie wiem?;)
Zuch dziewczynka! A fota przednia :)
OdpowiedzUsuńBłysnęłabyś lepiej autorytetem cioci Meli i wyłożyła dziecku, że zuch-dziewczynki śpią na pleckach a nie skrzywione w zygzak;)
UsuńQ1: głaszczę dalej i mam nadzieję, że A karetka skręci, B sen będzie już na tyle mocny, że karetka przemknie niezarejestrowana.
OdpowiedzUsuńQ2: zostawiłabym. Od jednego razu kręgosłup się nie skrzywi, a ten matczyny od kolejnego usypiania owszem może ;)
Istne pole minowe;)
Q1 - wiedziemy egzystencję w kwartale rozpiętym między dwoma szpitalami. Karetek jak psów. Najgorsze, że czasem jedzie taka spokojnie od szpitala ulicą i włączy wyjca nagle, wypadając zza zakrętu. Takie są najgorsze. A z Duńką, wiesz, nawet głęboki sen nie zabezpiecza przed wybudzeniem na dźwięk sygnału. Taka Duńczyna przypadłość, psia kostka.
UsuńQ2 - ja już się czuję permanentnie zgięta w pół;)
Nom, pole minowe, słuszna uwaga;) \
Buziaki! Dobrze Cię znów "widzieć":)))
Karetki to pikuś. Psy ujadające za oknem plus jeden psi wariat za ścianą to dopiero wyzwanie!
OdpowiedzUsuńPozycja pierwsza klasa :-)
U nas psy ujadające za oknem wpływają raczej na wkurw u matki, dziecina bowiem cieszy się jak głupi do sera i szczeka razem z produkującą się na zewnątrz zwierzyną;)
UsuńPozycję ochrzciliśmy mianem "scyzoryk", gdyż dziecko składa nam się niczym jackknife;)
Ano właśnie. I ta chęć szczekania razem ze stworem za oknem wyrywa mi Klopsa ze snu...
UsuńScyzoryk scyzoryk tak na mnie wołają.
A ja mieszkałam kiedyś przy dyspozytorni karetek. Ł w ogóle na nie nie reagowała ;) Chyba już w brzuchu poznała ten dźwięk (kilkanaście razy dziennie) ;)
OdpowiedzUsuńKochana, zaraz będzie level wyżej - wstawanie ;)
Buziaki z wakacji! :) Wesoło jest ;)
Wstawanie, no tak... Idę szukać tabletek na wielokrotny zawał serca...
UsuńSytuację karetkową znam z własnego doświadczenia, jak nie zamknę okna, bo mi się wydaje, że "tym razem się uda", to nigdy się nie uda. Dodam, że mojego jednego dziecia karetki ani inne straszaki nie ruszają, a drugiego dziecia rusza wszystko, bo śpi jak zając pod miedzą.
OdpowiedzUsuńW odpowiedzi na pierwsze pytanie: cokolwiek nie zrobisz, czy rzucisz się jak pantera na okno, czy nadal smyrasz Dunię zapewne i tak jesteś na przegranej pozycji ;-)
Sytuację nr 2 też właśnie przerabiam, przy czym na siedząco jeszcze dzieć nie zasypia, ale za to próbuje stawać na głowie i w tak dziwnie poskręcanej pozie już go śpiącego zastałam. Prostuję jego gibkie ciało dopiero jak stwierdzam, że sen jest strong inaf :-)
Zdjęcie super!
No właśnie, Promeso, czego by człowiek nie zrobił i tak jest się na przegranej pozycji. Trzeba by mieć pewnie czarodziejski pierścień Arabeli, żeby ogarnąć rzeczywistość successfully;)
UsuńHop, hop!!!
OdpowiedzUsuńŻyjesz???
Tęsknimy za Tobą!
Żyję, żyję... Rzeczywistość się zapętliła, spędzam więc czas na jej rozsupływaniu.
Usuń:*