wtorek, 23 czerwca 2015

O byciu ojcem


"Ojcem zostać łatwo, znacznie trudniej nim być."(Ernst Busch )


No, akurat niejedna z nas doskonale wie, że to nie do końca prawda z tą łatwością... Zostać ojcem bywa rzeczą skomplikowaną, wymagającą czasu, wysiłku i determinacji. Czasem zamiast prostej, gładkiej, wyasfaltowanej szosy ku ojcostwu - podobnie jak u nas ku macierzyństwu - wiedzie parszywie wyboista dróżka dziesiątej kategorii. Pełna kamlotów, zielska na poboczach i zaskakujących człowieka dziur wypełnionych błotem.

Ale jak już taki jeden z drugim w ojca się szczęśliwie przeistoczy, staje się oczywistym, że czym innym jest ojcem się stać, czym innym nim być.

Ja wiem z perspektywy córki, jak się wzrasta w domu, w którym ojciec był. Był pełną gębą, intensywnie, mądrze, nie podnosząc ręki, nie krzycząc, nie zawodząc człowieka, nie rozczarowując, ucząc na własnym przykładzie czym jest odpowiedzialność, niezawodność, autentyzm.

O takim właśnie marzyłam po cichu dla swojego dziecka.

Wybrałam więc.
Wybrałam najlepiej, jak umiałam.
I jestem przekonana, że moja córka kiedyś potwierdzi, że lepiej wybrać nie mogłam.



Od samego początku, od pierwszego dnia życia Duni, jej ojciec w jej życiu JEST.
Jest w pełni, angażując się, otwierając się na coraz większą więź między swoją córką a sobą.
Jest ojcem bardzo wspierającym mnie - matkę swojego dziecka.
Gdyby O. nie był takim ojcem, ja nie byłabym tak oddaną Duni matką.
Jesteśmy tandemem, w którym jedno od drugiego zależy, w którym jedno w drugim ma oparcie.




Lubię patrzeć na nich dwoje.
Lubię podglądać, gdy myślą, że ich nie widzę, że jestem zajęta czymś innym.
Trzepoce mi wtedy coś w samym środku  środka, pod powieką kłuje jakieś zaplątane ziarenko.

Doceniam każdy gest.
Każdą rzecz.
Każdą chwilę.
Gdy solidarnie wraz ze mną wstawał po raz enty, budzony nocą przez płaczące niemowlę. Gdy nie spał, bo i ja nie spałam karmiąc głodne dziecko. Gdy czekał aż skończę, a potem troskliwie otulał mnie kocem, bym mogła złapać jeszcze nieco snu. 
Doceniam każde jego "Leż sobie, ja ją przewinę", "Zostaw tę robotę, połóż się lepiej, odpocznij", "Nie wychodźcie w taką pogodę, ja zrobię zakupy", "Wyjdź sobie, na jak długo potrzebujesz. Ja się nią zajmę"...

Wzrusza mnie postawa O., gdy ten pracuje tak intensywnie, że brak mu czasu na zjedzenie posiłku, na własne hobby, na odpoczynek, ale mimo to wraca do domu pod wieczór, by Dunię wykąpać, dać jej kolację, ucałować i odłożyć do łóżeczka a następnie... wrócić do pracy i siedzieć w niej do północy.
Bo skończyć robotę trzeba, ale być ojcem także.
Przede wszystkim.

..................................................................................................................................................





[z TAKIM  ojcem, Duniu, jasna świetlista droga przed tobą]



19 komentarzy:

  1. Leśna, zdecydowanie nie mogłaś wybrać lepiej!!! Wiele z nas mogłoby Cię spytać: to tacy mężczyźni istnieją??? Nie żebym narzekała na swojego męża, ale aż tak dobrze to nie mam...
    Ale dobrze to ujęłaś: to Ty wybrałaś go na ojca swojego dziecka. Mam wrażenie, że im lepszy kontakt z własnym ojcem, tym lepszych dokonuje się później wyborów. Coś w tym jest, że szuka się partnera podobnego do swojego ojca, a jednocześnie paradoksalnie, gdy absolutnie nie chce się męża podobnego do swojego ojca, to okazuje się, że i tak jest podobny.
    A Tobie nic tylko pogratulować!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pewnie nie dzieje się w każdej rodzinie - to przenoszenie wzorców z dzieciństwa w dorosłą rzeczywistość. Gdyby tak było, bylibyśmy w swoich zachowaniach okropnie przewidywalni... Jednak na pewno masz rację pisząc, że dobre, zdrowe relacje z własnym ojcem zwiększają nasze szanse na znalezienie równie dobrego kandydata na ojca naszych dzieci. I z pewnością zdarza się również tak, że mając kiepski wzorzec ojca, wbrew własnym chęciom odkrywamy, że partner niewiele się od niego różni. Tyle że nie znam statystyk i nie wiem, jaki odsetek kobiet, które nie mogą wiele dobrego powiedzieć o swoim ojcu, wiążą się z mężczyzną do niego podobnym, a ile z nich uwalnia się od kiepskiego wzorca i wchodzi w związek z przeciwieństwem swojego ojca.
      Z tego, co wyczytałam w pewnym artykule, w przypadku traumatycznych doznań w dzieciństwie istotna jest nie tylko postawa ojca, ale też matki, która swoim zachowaniem, tolerowaniem bądź też brakiem tolerancji dla doświadczanej patologii wdrukowuje swoim dzieciom model zachowania na przyszłość. Zresztą tutaj ów artykuł, warto przeczytać:
      http://www.psychologia.edu.pl/czytelnia/63-terapia-uzalenienia-i-wspouzalenienia/382-czy-historia-musi-sie-powtarzac.html

      A ja? Cóż, naszukałam się i naczekałam na ten swój ideał. Guzów sobie nabiłam co niemiara, pozdzierałam skórę, rozczarowaniami ufetowałam się do wypęku. Dobry wzorzec z dzieciństwa, czyli świadomość "wiem, co dobre i czego należy szukać" plus doświadczenie życiowych wybojów pozwoliły mi jednak dokonać bardzo dobrego wyboru.

      Usuń
  2. Moj tata zdecydowanie taki nie byl w latach mojej malenkosci, choc rekompensowal wiele rzeczy innymi zaletami. On odnalazl sie w roli taty chyba troche pozniej, kiedy ja i brat dorastalismy. Ale za to o moim mezu moglabym powiedziec dokladnie to samo, co Ty: nie moglabym wybrac lepszego taty dla naszego Skrzata. Co ciekawe, wsrod naszych znajomych widze wiecej takich fantastycznych ojcow. Dobrze, ze tacy naprawde sa!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli piąteczka, Żółwico!:) Fajnie, że coraz więcej jest porządnych, odpowiedzialnych facetów, odnajdujących się w rodzicielstwie i autentycznym partnerstwie. Napatrzyłam się w swoim życiu na Piotrusiów Panów i typy w stylu "budyń z soczkiem" i powiem Ci, że w pewnym momencie poważnie wątpiłam w to, że będzie z kim się o to wymarzone dziecko starać...

      A wracając do ojców. Na stronie, do której link podałam wyżej Promesie, jest też inny artykuł, o ojcostwie właśnie. Smakowity tekst. Jak będziesz miała chęć, polecam:
      http://www.psychologia.edu.pl/czytelnia/58-maestwo-i-rodzina/664-ojcostwo-jako-wartosc-studium-empiryczne.html#gora

      I jeszcze jedno.
      Jak co roku, uderza mnie medialne zlewanie tego dnia. Medialne i społeczne. Specjalnie siadłam wczoraj wieczorem przed TV, by obejrzeć główne wydanie Wiadomości. Nie padło ani jedno słowo na temat Dnia Ojca. Ani jedno!
      Wytężam pamięć i sięgam do odległej epoki chadzania do szkoły i nie przypominam sobie, byśmy uczestniczyli w jakichkolwiek apelach, akademiach itp. "ku czci" ojców. Dzień Matki? A proszę bardzo - laurki, akademie, recytacje, kwiaty, matki zapraszane do szkół na dziecięce występy. Dzień Ojca - cisza.
      Widzę tu ogromną niesprawiedliwość. To nie fair.
      Chwalmy ich. Doceniajmy. Wielu z nich bardzo się stara, by ich rodzicielstwo było najwyższej jakości.

      Usuń
    2. A wiesz, że w przedszkolu Ł a także w mojej dawnej szkole (pracy - tam była też podstawówka, wiadomo, że w gimnazjum to już jakoś specjalnie nawet Dnia Matki się nie świętuje) świętowano zawsze Dzień Rodzica. Po prostu :)

      Usuń
    3. Wiesz co, masz racje. Ja dopiero teraz zdalam sobie sprawe, ze nigdy, przenigdy nie robilam w szkole laurki na Dzien Taty! Tutaj w Krainie Deszczu jest inaczej. Akurat ten pierwszy Dzien Ojca obchodzilismy po angielsku, 21 czerwca, bo to niedziela byla i latwiej o swietowanie:-) Zaraz sobie poczytam to, co zalinkowalas.

      Usuń
    4. Juti, ten Dzień Rodzica sami sobie w obu przez Ciebie wspomnianych placówkach wymyślili? Czy w kalendarzu jest faktycznie taki dzień i ja, niemota, tyle lat w nieświadomości tkwię?
      Tak czy siak pomysł przedni. Dzień Rodzica - jak to ładnie brzmi. I jak sprawiedliwie pozwala docenić i matki, i ojców. No i jest jeszcze jeden pozytywny aspekt. Półsieroty mają szansę nie czuć się wyizolowane. Domyślam się, że dla dziecka, które ma tylko ojca, szkolne fetowanie Dnia Matki musi być trudne. Zatem z tym Dniem Rodzica to bardzo mądre posunięcie.


      Żółwico, no właśnie. Ja też ze swojego dzieciństwa nie jestem w stanie przywołać ani jednego wspomnienia związanego z obchodzeniem Dnia Ojca w szkole. Nie jestem w stanie, bo takie rzeczy po prostu nie miały miejsca. Nadrabiałam w domu. Z nabożeństwem produkowałam koślawe malunki na laurkach i... sporządzałam własnoręcznie podarunki. Np. z całą pewnością każdemu ojcu niezmiernie w życiu potrzebną serwetę na stół, którą wycięłam z własnej koszulki a następnie naszyłam na niej krzywego tulipana posiłkując się atłasową poszewką na poduszkę;) Nie pamiętam dobrze okoliczności towarzyszących twórczym zmaganiom, ale domyślam się, że w owych czasach permanentnego kryzysu moja matka musiała być zachwycona zniszczeniami, których w ten sposób dokonałam;)

      Usuń
  3. Jak pięknie :) :) :)
    Proszę przekazać Ojcu gratulacje i tradycyjny uścisk dłoni! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekażę z ochotą, a także uścisnę. Domyślam się, że 'tradycyjnie' oznacza z użyciem własnej dłoni, nie zaś np. kombinerek?;)))

      Usuń
  4. Pięknie napisałaś i na pewno dobrze wybrałaś.
    Też się starałam, akurat na zasadzie przeciwieństwa do mojego ojca... Nie chciałam furiata, agresywnego dyktatora, a takiego ojca z dzieciństwa pamiętam niestety. Cieszył mnie brak jego obecności, bo oznaczał spokój. Teraz trochę zmadrzał, zlagodnial, ale i tak jest przekonany o własnej nieomylności. A nasze kontakty, cóż,bardzo powierzchowne i nadal wolę, kiedy go nie ma. Smutne. Pewnie temat na terapię, bo czasem widzę w sobie jego zachowania i nienawidzę się za to.
    Wracając do wyboru ojca mych dzieci. Dorósł do tej roli chyba przez te 5 lat walki i docenia ten nasz Miłoszkowy cud. Jest kochającym, troskliwym i zaangażowanym tatą. Tu mi się udało. Mój syn ma fajnego tatę. Jednak już stosunek taty do mamy tak fajnie nie wygląda. Nie usłyszałam nigdy od urodzenia Miłosza, żebym sobie gdzieś wyszła, że on się wszystkim zajmie, żebym się nie martwila, odpoczywa. Jak chcę /muszę ich samych zostawić, to wszystko muszę przygotować, a potem posprzątać jak wrócę... I przeważnie takie wychodne zostanie mi wypomniane przy najbliższej awanturce. Nie jestem lepszą mamą dzięki niemu, czasem wręcz gorszą, bo zmęczoną, wkurzoną. Widać nie można mieć wszystkiego.
    Uściski dla Taty Duni za to, że tak pięknie dba o swoje kobiety :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Isa, cóż ja Ci mogę napisać... Smutno mi się zrobiło czytając Twój komentarz. Tak jak sama piszesz – prawdopodobnie dobrym pomysłem byłaby terapia, bo jeśli stwierdzasz, że nienawidzisz się za zauważane u siebie podobieństwa w zachowaniu do swojego ojca, świadczy to chyba o tym, że dużo jest w Waszej relacji toksyczności, niewypowiedzianego na głos żalu, rozczarowania…
      Przykro też czytać, że Twój mąż, taki fajny, kochający tata dla Miłosza, jednocześnie tak bardzo nie umie nawiązać serdecznej, dobrej więzi z matką własnego dziecka, by ta czuła się w pełni doceniania i traktowana po partnersku. Isa, rozmawiacie o tym mijaniu się? O Twoim rozgoryczeniu? Czy jest szansa, że jedno, drugie, trzecie podejście do jakiejś oczyszczającej rozmowy ruszyłoby pierwsze kamyczki zmian na lepsze? A może tutaj też trzeba by pomyśleć o jakiejś formie zewnętrznej pomocy..? Jesteś supermamą dla Miłosza, ale żeby czerpać garściami z tej cudnej macierzyńskiej rzeczywistości musisz też równie dobrze czuć się jako żona swojego męża. Od tak wielu miesięcy wyczuwam u Ciebie coś gorzkiego, jakieś takie zrezygnowanie, że robi się to coraz bardziej niepokojące.
      Przytulam Cię mocno, Sis. Chciałabym umieć Tobą potrząsnąć – nie poddawaj się temu zrezygnowaniu. Nie wiem jak inaczej mogłabym Ci pomóc niż tylko oferując wirtualnie shoulder to cry on…:/

      Usuń
    2. I ja, podobnie jak Isa, chylę czoła przed takim tatą! A może inaczej- przed takim tato-mężem, bo to się jednak ściśle łączy. Nasz tata... Cóż- od pierwszych dni wszystko potrafił zrobić przy dziewczynkach, nigdy nie miałam żadnych obaw, żeby zostawić z Nim dziewczynki, ale... ja jej zmienię pieluchę? Pośpij sobie? Haha, wolne żarty... Owszem, zmieni zawsze, ale jak Mu to wyraźnie powiem. Podobnie z innymi kwestiami...

      Usuń
    3. Dziewczyny, rozmawiacie ze swoimi mężami? Tłumaczycie im na spokojnie, życzliwie, ale jasno i przejrzyście, jaki partner Wam się marzy?
      Może jest jakiś błąd we wzajemnej komunikacji..?
      Marta, a jak jest, jak już powiesz coś M. raz czy drugi? Nie koduje sobie, żeby robić bez przypominania mu jak dziecku? Przecież w ten sposób musisz miewać takie chwile, gdy czara się przepełnia i gorycz rozlewa, bo Ty masz permanentny zapieprz.

      Usuń
  5. Faaaaaajnie! Też tak mamy :)

    A na foci z bukietem kwiatów dla Tatula, Dunia taka piękna i duża!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Faaaaaajnie! Też tak mamy :)

    A na foci z bukietem kwiatów dla Tatula, Dunia taka piękna i duża!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że też tak macie. Serio!:))))))
      A na foci akurat Dunia nie z kwiatkami DLA taty, ale OD niego - z okazji jej pierwszych urodzin. Bo taki to właśnie tata, że dla córki bukiecik przyniósł. I dla jej mamy osobno też, bo rozumiał dobrze, żeśmy się obie narodziły w tym dniu.
      I fakt, Dunia duża:) Długo, długo czaiła się i malutka, i chudzina byłą, a teraz dziewczyna wystrzeliła nam tak, że uwierzyć nie mogę porównując sobie żywy obraz z fotkami sprzed paru(nastu) miesięcy...

      Usuń
    2. Super sprawa z tymi bukietami. Riiispekt!

      Ps. Ja juz nawet nie skomentuje tego, ze mi sie podwojny komentarz napisal. Ja nawet nie bede jednego z nich usuwac....

      Ps2. A tę focię to ja mogię...?

      Usuń
    3. Nom, riiispekt:) Fajny tata, co to matce swojego dziecka bukiety znosi. Muszę przyznać, że łza mi niejedna poszła na tę okoliczność.

      PS. Ja też nie będę usuwać. Dlatego też som. Obydwa:)
      PS.2 Ale że co, że co? Dostać? Mam przesłać?

      Usuń