piątek, 15 lipca 2016

Banalna codzienność?

Jest styczeń.
Dziesięć lat temu.
Przeglądam jakiś magazyn, a tam wywiad z (nieżyjącym już obecnie) Markiem Jackowskim.

[„nieżyjącym obecnie”- jakże absurdalnie to brzmi... czyż nie jest tak, że „umarłość” nie zwalnia ludzi z ich obecności w naszej codzienności..?]

I czytam:
„Bezsensem jest dążenie do tego, by wszystko było poukładane – książki na półkach, problemy z dziećmi, sprawy zawodowe.
Tak naprawdę nigdy się nie skończy układanie książek na półkach, nigdy nie skończy się bieganie, nigdy nie przestanie się mieć problemów z dziećmi.
Jedyne, co jest pewne w naszym życiu, to to, że świat się ciągle zmienia.
Niezmienna jest tylko prawdziwa miłość, choć wiele ma twarzy, odcieni i barw…”

Zapadają we mnie te słowa.
Zapadają tak intensywnie, że gryzmolę je sobie w swoim ukochanym kajecie z czerwonymi okładkami. 
Tym z ulubionymi myślami, sentencjami, spostrzeżeniami i wielokropkami niedomówień.
Jestem wówczas o tę dychę młodsza.
Nieświadoma tego, co mi się w życiu przytrafi.
Nieświadoma tego, że  będę wspominać te wyczytane gdzieś słowa, utkwione mi w duszy mentalnymi hakami, dziesięć lat później, będąc matką, życiową partnerką chłopa z deklaracjami, mającą kredyty na szyi, kota-furiata, bujną szeflerę w donicy i parę zmarszczek pod oczami.
Bynajmniej nie tych od śmiechu.

I myślę sobie, ta inna, dawna ja – Naprawdę tak jest?  A więc skazani jesteśmy na wieczną gonitwę, bałagan, rozrzucone skarpetki,  książki w stosikach na chybotliwym taborecie miast schludnych rządków na półkach w regale; jedne problemy zastępujące inne, kłopoty przyprawiające o bezustanne ćmienie czerepu..?”

Mija dekada.
Znów przeglądam czerwony kajet.
Przerzucam strony, wczytuję się w koślawe wersy.

[leśna! i ty to nazywasz charakterem pisma!? toż to dramat i zgrzytanie zębami! – nie raz pastwił się nade mną O. – mistrz kaligrafii i uporządkowania]

Czytam ponownie to, co latami zapisywałam śliniąc czubek ołówka.
I stwierdzam, z przekonaniem kiwając głową - Jackowski miał rację.
Ten galop nigdy się nie kończy. Nie pauzuje. Nie zamiera.
Bezsensowny jest trud bezustannego porządkowania. 
Składania codzienności w kosteczkę i układania jej na półkach.
No dobra, przyznaję, bywa to hmm... wykańczające.

Ale ów codzienny bałagan podlany jest tak gęstym sosem miłości,

[niezależnie od jej „twarzy, odcieni i barw”]

że kładąc się spać niezmiennie myślę sobie po cichu:

„jak dobrze, że mogę być cząstką tego chaosu”.
……………………………………………………………………………………………….

Od niemal dziesięciu godzin nieprzerwanie leje deszcz.



Wiatr gwiżdże przez przeżarte przez kota uszczelki.
Dunia, ze świeżo nabytym guzem, startym naskórkiem i dziecięcymi łzami zrekompensowanymi dopiero_co_upieczonym_ciastem_ze_śliwkami wreszcie zapadła w krzepiący sen.
On siedzi i czyta.
W przerwach podchodzi  do mnie i przytula.
Całuje.
Córko – mruczy cicho, bynajmniej nie do mnie, dmuchając mi ciepłym powietrzem w ucho -  śpij mocno i głęboko. I nie budź się, broń Boże.

Jutro znów wstanę z głupawym uśmiechem na ustach.
Niedospana.
Szczęśliwa.

Mówią: doceniaj szczęście, jakie cię spotyka.
Odpowiadam więc:


Tak czynię!

20 komentarzy:

  1. Właśnie, ten galop nigdy się nie kończy .Troski i kłopoty się zmieniaja i chyba nigdy nie ma tak żeby wszystko bylo poukładane jak książki na półce -równiutko a jak ułożymy to za chwilę trzeba jedną wyjąć no i juz sie naruszyły pozostałe . Ehh.
    To życie i im dalej w las to ten bagaż coraz cięższy.
    Lubię te Twoje teksty:) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iskro, trafnie napisałaś o tych naruszonych książkach.
      Właśnie tak to jest.
      Ostatni wers łechce ego;) Dziękuję:)

      Usuń
  2. Niby się wie, niby tak proste, ale tak ciężko zrobić let_it_go i se żyć po prostu...ech

    ps. lowe <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, Bajeczko, z czasem to chyba przychodzi coraz łatwiej.
      Szczególnie, gdy nie widzi się przesadnie brzemiennych w skutki usiłowań uporządkowania tej wiecznie zabałaganionej rzeczywistości;)

      PS. Ja też:)

      Usuń
    2. No cóż samo życie. Każdy dzień jest podobny, ciągle robimy to samo. Może dlatego ten czas tak szybko ucieka? Życie jest tak ulotne a my zajęci tym ciągłym układaniem książek, sprzątaniem zapominamy o tych najważniejszych rzeczach.

      Usuń
  3. Aleee wpis.
    Bardzo dla mnie.
    Bardzo niepoukładane mam. I mniej się układa niż układało.
    Może lepiej zatem?
    Senkju! Będę myśleć! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Juti, kiedy miałam cały ten bajzel najbardziej poukładany?
      Jak bezskutecznie czekałam na dziecko.
      Miałam tego Ordnungu w cholerę i ciut i jakoś mi to jednak życia nie umilało.
      Zatem pora chyba nauczyć się doceniać ten codzienny bałagan. Co da się uporządkować, choćby na chwilę, ułożyć w schludnych stosikach na półkach.
      A reszta? A niech ją pies trąca;)

      Myśl, myśl:)

      Usuń
    2. W sedno! Chętnie z tego mojego niepłodnościowego Ordnungu zrezygnuję i z przyjemnością zatopię się w macierzyńskim chaosie:) Tymczasem... z pewnym żalem wracam układać te książki na półkach, bo czasem trudno zobaczyć, że nawet bez dzieci nie tylko to mi pozostaje...

      Usuń
  4. Codzienność z kotem-furiatem nie może być banalna :-) Czyń tak! Ja też się staram.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, z NASZYM kotem faktycznie nie jest banalnie;)
      A że się starasz (i, śmiem twierdzić, świetnie Ci to wychodzi!) to widać po Twoich wpisach.
      Czytam każdy.
      Każdy.
      :*

      Usuń
  5. Jackowski ma (miał w sumie) wiele racji, ale i Ty. lubię wpadać do Twojego pociągu (mam nadzieję, że pendolino to nie jest) ;), poczytać, posiedzieć, przyjrzeć się w odbiciu szyby wagonowej, wysiąść i za jakiś czas znów wsiąść. na gapę, bez biletu, za to z uśmiechem na gębie :)
    serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moniko, wsiadaj śmiało:) To klekot stary, żadne tam srendolino, nikt Ci tu z tytułu braku biletu fochów strzelał nie będzie. Zresztą, sama kierowniczka pociągu zdaje się, że na gapę podróżuje;)
      Najważniejsze, żebyś nawet wsiadłszy tu z markotną miną, wysiadała z tym uśmiechem, o którym tak miło, (TAK miło!) napisałaś :D

      Usuń
  6. A jednak porzadkowanie mnie uspokaja. I frustruje jednocześnie. Bałagan też mnie frustruje... jak to puścić wszystko? Nie mam czasu myśleć w dzień więc zarywam noce...
    A jedyne czego mi na prawdę brakuje to tego przytulenia i ciepłego oddechu...

    Leśna, jak Ty coś napiszesz... :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domagaj się, domagaj tego przytulania! No jakże to...:/

      Usuń
  7. Skąd się biorą takie umiejętności literackie? Błyskotliwość, humor, spostrzegawczość, głębokie refleksje lekkim piórem pisane... Nie moja liga;) Jestem pod wrażeniem Leśna!!! Już trzeci raz wracam do tego wpisu. Tyle w nim treści...
    Jeszcze tu zajrzę:) Jak przetrawię jeden akapit zajmę się kolejnym i kolejnym, a potem sięgnę do pierwszego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uczuciowa! Czyś Ty na tych urlopach zaliczyła jakiś kurs w stylu "Jak zawstydzić bliźniego"?;)
      No siedzę ci ja a policzki mi płoną.
      Dzięki, kobieto, za każde dobro słowo, każdą literę.
      Wracaj, ilekroć zechcesz. Drzwi zawsze otwarte:)

      Usuń
  8. No taka prawda, że jak z jednej strony załatasz, to z drugiej zaczyna wyłazić, to się nigdy nie kończy i czasem po prostu szkoda czasu na łatanie i przyjemniej trochę pochodzić z tą niezałataną dziurą. Ale jeśli mam być szczera, to ja jestem z tych pedantycznych, a sprzątanie mieszkania jest u mnie na szczycie listy sposobów na odprężenie (biedny mój mąż). Ale wytrwale pracuję nad sobą i uczę się odpuszczać, na różnych płaszczyznach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malwo, Malwo...nie napisałam nigdzie, że to łatwe. To odpuszczanie. Wciąż się uczę tolerować te dziury i popuszczone oczka, a i tak nierzadko dzień kończę zgrzana od harówy, która prędzej czy później okazuje się, że psu na budę była;)
      Co do sprzątania, rozumiem doskonale. U mnie sprzątanie najlepsze na chandrę. Tak że jeśli wejdzie kto me w progi i ujrzy błysk, że oko bieleje, od razu wiadomo, w jakiej kondycji psychicznej musiała być gospodyni;)

      Usuń
  9. Wow, trafiłam tu znienacka... I zostaję.
    Cudowny wpis, daje jakieś ciepło i wytchnienie. Masz rację: nigdy nie będzie momentu, kiedy będzie można usiąść na dłuższą chwilę z myślą, że wszystko jest w kostkę złożone. Zawsze jest coś, jakiś rozpraszacz.
    Dziękuję Ci, że mi o tym przypomniałaś.
    Do następnego przeczytania! :-)

    Pozdrawiam
    Ż.
    www.epokadumania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do przeczytania! I dziękuję za wszystkie ciepłe słowa, zadumana Ż.:)

      Usuń