Zamykam drzwi.
Głęboki wdech.
Przede mną półtorej godziny bez dziecka.
Półtorej godziny bez przynieś-podaj-pozamiataj,
podnieś z podłogi po raz
osiemtysięcypięćsetdwudziestysiódmy, wytrzyj, zabierz zakazaną rzecz z łap,
nakarm, przewiń…
Idę smagana padającym prosto w oczy deszczem i chłostana
huraganowymi podmuchami.
Jak to często na polskich trotuarach bywa, moczę co i
raz nogi w niewinnie wyglądających kałużach, które okazują się być wypełnionymi
wodą zdradliwymi kraterami.
Docieram na miejsce.
Sucho.
Ciepło.
Jasno.
Zostaję zaproszona do środka.
Zapadam się w wygodnym, miękkim fotelu.
Zaraz zajmą się mną troskliwe ręce.
W tle pobrzmiewa muzyka.
Przyjemne dźwięki wpadają mi przez ucho i wibrują w głowie.
A w tej wyświetlają się projekcje piaszczystych, rozgrzanych
słońcem plaż, połyskującej seledynowo przejrzystej wody, lekko falujących na
wietrze palmowych liści.
Po chwili przenoszę się myślami w górskie plenery.
Rozglądam się i widzę, jak wokół mnie płyną chmury raz po raz odsłaniając ostre
szpikulce tatrzańskich szczytów.
Och, jak boooosko…
Jak leniwie…
Żadnych pieluch, kaszki, pluszowych zwierząt, wózków do
pchania, zakupów do zrobienia, stosów ubrań do wyprasowania, garów do pomycia...
Półleżę bezkarnie rozmyślając o niebieskich migdałach.
Delikatne dłonie dotykają teraz moich policzków.
Od-po-czy-wam…
.
.
.
.
.
.
W końcu wizyta dobiega końca.
Podnoszę się z fotela, ubieram i
wychodzę.
Za sobą zostawiam drzwi z
napisem „Gabinet dentystyczny”.
SPA dla matki.
Jak bum cyk cyk!
Tak coś czułam już na początku, że to dentysta :P Ja mam jeszcze gabinet, w którym przed sobą mam ekran ze zdjęciami zwierzaków. :D
OdpowiedzUsuńI niech mi ktoś powie, że matki miewają wielkie wymagania co do warunków, w których mogą się zrelaksować;)))
UsuńMiałam tak samo! Kilka miesięcy temu musiałam 2 zęby załatać jak się okazało. Prawie zasnęłam mimo borowania bez znieczulenia! No ale to był czas,kiedy ucieszyło mnie wyjście na pogrzeb...
OdpowiedzUsuńIsa! Bo są pogrzeby i pogrzeby :P
Usuńhttp://www.smog.pl/rozrywkowe-podejscie-do-pogrzebu-56614/
A mnie nabrałaś :-) Jednak stawiałam na kosmetyczkę.
OdpowiedzUsuńJa z kolei wczoraj wybrałam się do fryzjera (2 godziny myziania po głowie :-)))) ).
Odleciałam.
Poza tym nawet plotkować mi się nie chciało z fryzjerką, tylko zaszyłam się po uszy w magazynach, na które nijak nie mam czasu przy Czupurach. Fajnie było.
Dwie godziny tego mizianka po łepetynie? Rety! Usnęłabym jak nic:) Nie dziwię się, że zaliczyłaś odlocik:)
UsuńHaha - a ja się zastanawiałam, czy na końcu będzie gin czy dentysta! :)
OdpowiedzUsuńJednak mam już spaczony umysł, bo spa w ogóle nie brałam pod uwagę :)
Juti, ginekologiczne tête-à-tête było dzień wcześniej, ale że musiałam nań zataszczyć Dunię, chilloutem tego określić nie mogłam;)
Usuń:D :D :D :D :D :D :D :D :D :D
OdpowiedzUsuńCzekałam na "i wtedy obudził mnie płacz dobiegający z dziecięcego łóżeczka" ;)
Jejku, przez Ciebie (dzięki Tobie?) już nie mogę się doczekać mojego kanałowego 24 kwietnia ;D
Kanałowe? Toż to będzie istna nirwana :D
UsuńPS. Bajko! Ty żyjesz!!!:P
A tam - żyjesz od razu. To są pomówienia ;)
UsuńHahaha boskie! ja też stawialam na kosmetyczke... Mnie ostatnio koleżanka zapytała, czy byłam gdzieś bez Klopsika. Powiedziałam, że tak, no... W biedronce. Odpowiedziała, że nie o to jej chodziło... Cóż, wiem ;-)
OdpowiedzUsuńEjże, przecież każda matka niemowlęcia wie, że wypad na kwadransik po bułki do biedronki czy innej żabki to jak w erze przeddzieciowej seans w kinie z kolacją w knajpie;)
UsuńKiedy przeczytalam Puente, oplulam monitor ze smiechu! :D Najpierw obstawialam SPA, potem kosmetyczke... Dentysta nawet nie przyszedl mi do glowy, brrr... ;)
OdpowiedzUsuń"Brrr..." to było zanim się dziecina na świecie pojawiła, teraz to jest zacieranie rąk i uciecha, że się z domu można BEZ dzieciny urwać na godzinkę z hakiem;)
UsuńI to jeszcze przy ogólnym zrozumieniu, a nawet wspolczuciu otoczenia! Genialny manewr :)
UsuńByłam przekonana, że takie luksusy to tylko u fryzjera, albo u kosmetyczki... Kurczę, to chyba jednak nie byłam AŻ tak zmęczona, skoro wizja dentysty jednak nadal mnie paraliżuje :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
No najwyraźniej nie osiągnęłaś właściwego poziomu zmęczenia;)
UsuńTo co, chcesz nadrobić? ;))
"Jak to często na polskich trotuarach bywa"... zawsze, gdy słyszę słowo trotuar, zaraz pojawia się stukot tego oto wierszyka:
OdpowiedzUsuńPewna pani na Marszałkowskiej
kupowała synkę z groskiem
w towazystwie swego męza, ponurego draba;
wychodzą ze sklepu, pani w sloch,
w ksyk i w lament: - Męzu, och, och!
popats, popats, jaka strasna zaba!
Mąz był wyżsy uzędnik, psetarł mgłę w okulaze
i mowi: - Zecywiście cos skace po trotuaze!
PS. A ja stawiałam na spa - bo jestem prawdziwą spa-wo-wą powsinogą. Lubię - jak mawia moja koleżanka - płacić obcym ludziom, by mnie dotykali :D
A c
Hahaha! Wierszyk przedni! :D
UsuńPłacenie za dotykanie? Ciesz się, że ta forma pod paragraf nie podlega;)))
jako powiedziałam, tak się stało. zaczynam de novo, ale póki co oswajam się z zupełnie nowym miejscem. powiadamiam tylko nielicznych, bo nie chcę wiązać stron.
OdpowiedzUsuńw wolnej chwili zapraszam: http://wbalerinach.pl/
vel szara sukienka ;)
aaa, no i relaksuj się, relaksuj. przed świętami jak znalazł ;))
Zaszczyconam, że oto - jak się okazuje - zasiliłam szeregi "nielicznych";)
UsuńDziękuję, dziękuję!
I relaksuję się obłożona płatkami kwiecia tudzież plastrami ogórka;)
Nabrałam się (naiwnie obstawiałam masażyst(k)ę) ;p
OdpowiedzUsuńWyborna opowiastka :D
:D
UsuńJeszcze parę miesięcy temu sama bym się dała nabrać :P
a tu dalej chillout? ;))
OdpowiedzUsuńA co!;) Toż powszechnie wiadomo, że matka na macierzyńskim "siedzi w domu" i od czasu do czasu "zajmuje się dzieckiem", które to czynności wpisują się w pełen relaksu styl życia i bycia. Chilloutuję się zatem permanentnie;)
Usuń