poniedziałek, 17 marca 2014

Myśli osobistych inwentaryzacja


Ciąża.
Ciężko.
Coraz częściej ociężale.

Bywa, że tu i tam boleśnie. Z niepokojem. W pewnych kontekstach wręcz ze strachem. Z dreszczem oczekiwania. Z płaczem od czasu do czasu. Z poczuciem niemocy, ograniczeniami i nieumiejętnością pełnej i bezwarunkowej akceptacji pewnych naturalnych zmian. Ze świdrującą głowę myślą „A jeśli tak już zostanie..?”
Z uspokajającym głaskaniem po głowie. Ze świadomością, że czekają nas trudne i będące swoistym testem chwile, ale też chwile piękne - takie, które będziemy pieczołowicie przechowywać w zakamarkach własnej pamięci ścierając z nich kurz i polerując.
Ze świadomością, że pewne rzeczy powędrują do szuflady z napisem „Było”, a w szufladzie „Jest” zrobi się ciaśniej. Z poczuciem klarującej się coraz bardziej odpowiedzialności – już nie tylko za siebie samych. Z drżeniem serca, że codziennie od nowa będziemy pokazywali ten niezwykły w swojej niedoskonałości świat Człowiekowi, którego wspólnymi siłami z pełną premedytacją na ów świat ściągnęliśmy. 
Z ekscytacją. 
Z poczuciem, że dobrze, iż to trwa tyle miesięcy, bo daje to możliwość stopniowego psychicznego
przygotowywania się na ogarnięcie rzeczywistości, w której w sam środek uporządkowanego życia ktoś wrzucił odbezpieczony granat.

Ze znużeniem, że… to trwa tyle miesięcy i końca zdaje się nie widać.

Coraz okrąglejsza.

Coraz bardziej z górki.


Dziewięćdziesiąt dziewięć dni do symbolicznego punktu zero.  Symbolicznego, bo przecież lądowanie może nastąpić wcześniej, może też później… Jednak to kurczowe trzymanie się kalendarzy, skreślanie następujących po sobie dni w pamięci, wyłamywanie sobie palców w odliczaniu kolejnych tygodni w  jakiś nie do końca zrozumiały sposób trzyma ten regulamin oczekiwania w ryzach. Porządkuje. Wyznacza rytm.

Ranek, pomiar ciśnienia, lek, śniadanie, witaminy, poszewka dnia wypełniona codziennym pierzem, Jak się dzisiaj czujesz? Jak ciśnienie? Co w pracy? Chcesz..? A widziałeś..? A słyszałaś, że..? Może obejrzymy..? Poczytamy..? Co trzeba jutro załatwić? , wieczór, pomiar, lek, czasem nocne Polaków rozmowy, kiedy indziej szkoda czasu na słowa, czasem padnięcie ze zmęczenia, kiedy indziej randka w kuchni przy herbacie o drugiej w nocy i „Nie wyśpisz się, biedaku…”.

 
Czekam i jednocześnie czuję ogarniające mnie zmęczenie tym czekaniem.
Chwilami nawet autentyczne poirytowanie.
Zmęczenie psychiczne idzie krok w krok z fizycznym.

„Jesteś jak nasz kot. Obie mogłybyście spać godzinami w dowolnym miejscu."- stwierdza O. 

Nie zaprzeczam. Eksploatowana codziennością nad wyraz często zazdrośnie spoglądam na wycieńczoną wysiłkiem patrzenia przez kwadrans w okno zwierzynę. 



Przedwiośnie znaczone jest wichrem tłukącym w rynny i gwiżdżącym w uszczelkach, domowym pejzażem udekorowanym zakichaną bielą chusteczek, ciężką głową, zakazem wystawiania nosa na świat, zaczytanymi do ostatniej litery książkami i porządkowaniem myśli.

Oraz pielęgnowaniem poczucia, że nie jestem sama w tej ciężarnej rzeczywistości.
O. doświadcza tego stanu w takim samym stopniu jak ja sama. Nie tak samo - inaczej, po męsku - ale na pewno nie plącze się bezradnie gdzieś obok, tylko świadomie przeżywa wraz ze mną całe to oczekiwanie.
Coraz pełniej, z coraz większą pewnością siebie i wewnętrznym poukładaniem.
Ordnung, który staje się i moim udziałem pozwalając poskromić najbardziej nieznośne węże w głowie. 

Pamiętam, któryś z pierwszych tygodni. Leżeliśmy w ciszy, oboje na wznak, ja z ręką na płaskim jeszcze brzuchu.

- Jak się czujesz z tą myślą, że udało nam się zajść w ciążę? Jest coś, czego się obawiasz? – spytałam.

Zadając to pytanie zastanawiałam się ilu facetów, którym przecież życiowa rewolucja dokonuje się w tym samym stopniu, co ich partnerkom, spotyka się z podstawowym pytaniem: „A jak TY się z tym wszystkim czujesz?”.  

Ja spytałam. Dałam sygnał, że mój mężczyzna ma takie samo prawo do stopniowego oswajania się z nową rzeczywistością, jak i ja. Że obawy, niepewność i potrzeba czasu na poukładanie sobie różnych rzeczy w głowie są czymś zupełnie zrozumiałym.
Mam poczucie, że dzięki temu, iż nie zawłaszczyłam tylko dla siebie całości doznań tego ciążowego stanu, w jego przeżywaniu zyskałam pełnoprawnego partnera, który jest mi najprawdziwszym wsparciem.
Wiem, że na ojca swojego dziecka wybrałam najwłaściwszego człowieka na świecie. 

Tu nie było nic z przypadku.



9 komentarzy:

  1. Chyba jesteś szczęściarą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze Ci Leśna i strasznie mnie to cieszy :-) zaglądalas do mnie czasem wiec się pochwale że i ja rosne już 16 tydzień tylko internetu i czasu brak by to szaleństwo opisać ... Ściskam gorąco - itsallinmyheadttc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. !!!:)))))) Niesamowicie się cieszę! Wydawało mi się, że ta cisza jest złowróżbna u Ciebie, a tu jednak, proszę, towarzyszka w turlaniu;)
      Mam nadzieję, że znajdziesz czas i okazję, żeby chociaż dać znać, jak się masz. Gorące uściski ochoczo przyjmuję i równie mocno odwzajemniam :D

      Usuń
  3. piękny wpis, bardzo, bardzo!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja mogłam taki poetycki wpis przegapić? Coś mi Twoje nowe posty się nie pokazują...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blogger ma jakiś spadek formy chyba. Miewam problemy z wrzuceniem wpisu, aktualizacja też ostatnio pod psem.

      Usuń