Ciąża.
Ciężko.
Coraz częściej ociężale.
Bywa, że tu i tam boleśnie. Z niepokojem. W pewnych kontekstach wręcz ze strachem. Z dreszczem oczekiwania. Z płaczem od czasu do czasu. Z poczuciem niemocy, ograniczeniami i nieumiejętnością pełnej i bezwarunkowej akceptacji pewnych naturalnych zmian. Ze świdrującą głowę myślą „A jeśli tak już zostanie..?”.
Z uspokajającym głaskaniem po głowie. Ze świadomością, że czekają nas trudne i będące swoistym testem chwile, ale też chwile piękne - takie, które będziemy pieczołowicie przechowywać w zakamarkach własnej pamięci ścierając z nich kurz i polerując.
Ze świadomością, że pewne rzeczy powędrują do szuflady z napisem „Było”, a w szufladzie „Jest” zrobi się ciaśniej. Z poczuciem klarującej się coraz bardziej odpowiedzialności – już nie tylko za siebie samych. Z drżeniem serca, że codziennie od nowa będziemy pokazywali ten niezwykły w swojej niedoskonałości świat Człowiekowi, którego wspólnymi siłami z pełną premedytacją na ów świat ściągnęliśmy.
Z ekscytacją.
Z poczuciem, że dobrze, iż to trwa tyle miesięcy, bo daje to możliwość stopniowego psychicznego
przygotowywania się na ogarnięcie rzeczywistości, w której w sam środek uporządkowanego życia ktoś wrzucił odbezpieczony granat.
Ze znużeniem, że… to trwa tyle miesięcy i końca zdaje się nie widać.
Coraz okrąglejsza.
Coraz bardziej z górki.
Dziewięćdziesiąt dziewięć
dni do symbolicznego punktu zero.
Symbolicznego, bo przecież lądowanie może nastąpić wcześniej, może też
później… Jednak to kurczowe trzymanie się kalendarzy, skreślanie następujących
po sobie dni w pamięci, wyłamywanie sobie palców w odliczaniu kolejnych tygodni w jakiś nie do końca
zrozumiały sposób trzyma ten regulamin oczekiwania w ryzach. Porządkuje.
Wyznacza rytm.
Ranek, pomiar ciśnienia,
lek, śniadanie, witaminy, poszewka dnia wypełniona codziennym pierzem, Jak się dzisiaj czujesz? Jak ciśnienie? Co w
pracy? Chcesz..? A widziałeś..? A słyszałaś, że..? Może obejrzymy..?
Poczytamy..? Co trzeba jutro załatwić? , wieczór, pomiar, lek, czasem nocne
Polaków rozmowy, kiedy indziej szkoda czasu na słowa, czasem padnięcie ze
zmęczenia, kiedy indziej randka w kuchni przy herbacie o drugiej w nocy i „Nie wyśpisz się, biedaku…”.
Czekam i jednocześnie
czuję ogarniające mnie zmęczenie tym czekaniem.
Chwilami nawet
autentyczne poirytowanie.
Zmęczenie psychiczne
idzie krok w krok z fizycznym.
„Jesteś jak nasz kot. Obie mogłybyście spać godzinami w dowolnym miejscu."- stwierdza O.
Nie zaprzeczam. Eksploatowana codziennością nad wyraz często zazdrośnie spoglądam na wycieńczoną wysiłkiem patrzenia przez kwadrans w okno zwierzynę.
Przedwiośnie znaczone
jest wichrem tłukącym w rynny i gwiżdżącym w uszczelkach, domowym pejzażem udekorowanym zakichaną bielą
chusteczek, ciężką głową, zakazem wystawiania nosa na świat, zaczytanymi do
ostatniej litery książkami i porządkowaniem myśli.
Oraz pielęgnowaniem
poczucia, że nie jestem sama w tej ciężarnej rzeczywistości.
O. doświadcza tego stanu
w takim samym stopniu jak ja sama. Nie tak samo - inaczej, po męsku - ale na
pewno nie plącze się bezradnie gdzieś obok, tylko świadomie przeżywa wraz ze
mną całe to oczekiwanie.
Coraz pełniej, z coraz większą pewnością siebie i wewnętrznym poukładaniem.
Ordnung, który staje się i moim udziałem pozwalając poskromić najbardziej nieznośne węże w głowie.
Coraz pełniej, z coraz większą pewnością siebie i wewnętrznym poukładaniem.
Ordnung, który staje się i moim udziałem pozwalając poskromić najbardziej nieznośne węże w głowie.
Pamiętam, któryś z
pierwszych tygodni. Leżeliśmy w ciszy, oboje na wznak, ja z ręką na płaskim
jeszcze brzuchu.
- Jak się czujesz z tą myślą, że udało nam się zajść w ciążę? Jest coś, czego się obawiasz? – spytałam.
Zadając to pytanie
zastanawiałam się ilu facetów, którym przecież życiowa rewolucja dokonuje się w
tym samym stopniu, co ich partnerkom, spotyka się z podstawowym pytaniem: „A
jak TY się z tym wszystkim czujesz?”.
Ja spytałam. Dałam
sygnał, że mój mężczyzna ma takie samo prawo do stopniowego oswajania się z
nową rzeczywistością, jak i ja. Że obawy, niepewność i potrzeba czasu na
poukładanie sobie różnych rzeczy w głowie są czymś zupełnie zrozumiałym.
Mam poczucie, że dzięki
temu, iż nie zawłaszczyłam tylko dla siebie całości doznań tego ciążowego
stanu, w jego przeżywaniu zyskałam pełnoprawnego partnera, który jest mi
najprawdziwszym wsparciem.
Wiem, że na ojca swojego
dziecka wybrałam najwłaściwszego człowieka na świecie.
Tu nie było nic z przypadku.
Tu nie było nic z przypadku.
Chyba jesteś szczęściarą.
OdpowiedzUsuń... w pełni tego świadomą.
Usuń:)
Dobrze Ci Leśna i strasznie mnie to cieszy :-) zaglądalas do mnie czasem wiec się pochwale że i ja rosne już 16 tydzień tylko internetu i czasu brak by to szaleństwo opisać ... Ściskam gorąco - itsallinmyheadttc
OdpowiedzUsuń!!!:)))))) Niesamowicie się cieszę! Wydawało mi się, że ta cisza jest złowróżbna u Ciebie, a tu jednak, proszę, towarzyszka w turlaniu;)
UsuńMam nadzieję, że znajdziesz czas i okazję, żeby chociaż dać znać, jak się masz. Gorące uściski ochoczo przyjmuję i równie mocno odwzajemniam :D
piękny wpis, bardzo, bardzo!!!
OdpowiedzUsuńJuti, Juti... pokraśniałam...;)
UsuńJak ja mogłam taki poetycki wpis przegapić? Coś mi Twoje nowe posty się nie pokazują...
OdpowiedzUsuńBlogger ma jakiś spadek formy chyba. Miewam problemy z wrzuceniem wpisu, aktualizacja też ostatnio pod psem.
UsuńNo... pięknie napisane...
OdpowiedzUsuń