czwartek, 19 marca 2015

Sztorm

Nosząc ją w swoim wnętrzu, w hamaku z macicy rozpiętym między jednym więzadłem a drugim, przygotowywałam się stopniowo do nowych wyzwań.
Psychicznie nastawiałam się na przeróżne doświadczenia.
Programowałam macierzyńską psychikę.
O ile można się mentalnie przygotować na noworodkowe pomiaukiwanie, a potem na donośny płacz z najgłębszych pokładów niemowlęcych płuc z różnych przyczyn -
z głodu,
chłodu,
mokrej pieluchy,
fałdy na ubranku,
niewygody,
z powodu zgubionego smoczka,
z tęsknoty za rodzicielskimi ramionami...

- o tyle nie da rady psychicznie przygotować się na trud obcowania z dzieckiem chorym.

Nie ma takiej wyobraźni,
nie ma umysłu o takich horyzontach,
nie ma serca o takich zdolnościach,
by przygotować się na to, że dziecko będzie przelewać się przez ręce,
że będzie chlustać treścią żołądka na prawo i lewo,
że będzie płakać tak żałośnie, że rodzicielskie serce będzie rozpadać się na drobne kawałeczki,
że ręce będą się trzęsły podczas wybierania połączenia, gdy łamiącym się głosem, łykając łzy i czując ucisk mdlącego strachu w gardle wykrzyczy się w słuchawkę:

"Przyjeżdżaj jak najszybciej, musimy do lekarza!"

Nie da rady zawczasu przygotować się na niemoc,
bezsilność,
frustrację,
dni i noce, gdy kołysze się rozgorączkowane małe ciałko patrzącego szklistymi oczami dziecka
i na tę świadomość, że to wszystko, co można zrobić.
Tylko tyle.

Reszta to leki.
To cierpliwość.
To czas.

A ten płynie.

Mam nadzieję, że zawiedzie nas do celu - spokojnego portu.

Dziś zawinęłyśmy do przystani "Pierwszy uśmiech od kilku dni".
Powoli wraca apetyt, chęć do zabawy, błysk w oku.

Jeszcze serce mam ściśnięte.
Jeszcze niepokój czai się w zakamarkach umysłu.
Obserwuję, liczę, odmierzam, sprawdzam,
przykładam dłoń do niemowlęcego czoła,
badawczo spoglądam w małe podkrążone oczka.

Niechże już te morskie bałwany zmienią się w łagodne fale.

Niechże się wreszcie wypogodzi.




9 komentarzy:

  1. Oj, czyżby rotawirusy zatrzęsły leśną łodeczką? Trzymam kciuki za zdrowie, słońce i spokój!

    Taki sztorm ciągle przede mną. Drźę na samą myśl, bo póki co Miłosz tylko katar raz miał, a mi i tak serce się krajało jak w nocy nie mógł spać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezusmaria!!!! Słabo mi się zrobiło!!! Jak Ty to wytrzymujesz, matka? Jak znajdujesz siły? Tak jak jak Isa pomyślałam o rotawirusie - czy to on was zaatakował? Nie wyobrażam sobie, nie chcę sobie wyobrażać, co się dzieje wtedy w głowie mamy. Skoro ja przy szczepionce dostaję spazmów, to co dopiero, przy prawdziwym kłopocie.

    A KYSZ!!!! UCIEKAJ CHORÓBSKO PRECZ!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurcze. Coś malutka dopadło. Trzymajcie się i zdrówka życzę:-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, współczuję :( Wiadomo, najlepiej samemu chorować niż patrzeć, jak inni - a zwłaszcza maluch - się męczą. :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Znam to uczucie.
    Do potęgi.
    Nazbyt dobrze.

    Wszystko będzie dobrze. Pewnie już jest!
    Całuję!

    OdpowiedzUsuń
  6. Aż mnie dreszcze przeszły. Biedna Dunia, biedna mama... Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo Ci współczuję i wiem, o czym piszesz. Rotawirusy strasznie wykańczają :(
    I mam dokładnie te same odczucia - niech już miauczy, marudzi, kwęka i źle śpi - ale ZDROWE.
    Dużo zdrówka! Zaraz się ten durny sezon infekcji kończy. Na szczęście.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam nadzieję, że dzisiaj już dobrze.
    My przeżyliśmy niepewność przez pierwsze dni czy Laura przeżyje. Potem zwykłe choroby nie robiły wrażenia.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzięki, Dziewczyny, za każde dobre słowo, życzliwą myśl pod naszym adresem i wsparcie!
    Dunia już dużo lepsza, choroba odpuszcza, pętają się tylko jakieś resztki w postaci pokasływania itp. Teraz, dla odmiany, rozłożyli się jej starzy;) Wysnułam roboczą teorię, że w tych trudnych dniach organizmy nam się zmobilizowały do opieki nad dzieckiem na pełnych obrotach i teraz, jak już z Małą lepiej, nam kondycja siadła w zamian. Tak że teraz największy zgryz to ten, by nie sprzedać dziecinie na nowo choróbska od nas.

    Całuję, kochane ciotki!:*

    OdpowiedzUsuń