poniedziałek, 21 lipca 2014

Nas troje i nastroje


„W sprzeczności siła.
Mieć głowę w chmurach, żeby marzyć,
pobyć ze sobą, stąpać mocno i… zgrabnie po ziemi.”

(Kot Przybora)



Stąpam zatem. Czasem ciężko stawiam kroki.
Chwilami grzęznę w mule.
Mule zmęczenia, bezsilności, czasem frustracji gdy Dunia krzyczy, wypręża się i błyskawicznie czerwienieje niczym mały raczek dając wyraz nieposkromionej wściekłości.  
Gdy rozpaczliwie macha rączkami i produkuje łzy jak grochy. Ocieram je wtedy z jej policzków i sama czuję pieczenie pod powiekami. 
Bo moje dziecko płacze.
Bo nie wiem dlaczego.
Bo nie umiem temu zaradzić.

Ale, dla równowagi, są też chwile gdy unoszę się w chmurach.
Gdy patrzę na swoje śpiące dziecko, posapujące z zadowolenia, bezwiednie uśmiechające się przez sen, z małym językiem wystawionym rozkosznie między ustami, z blond wicherkiem uparcie odstającym na czubku ciepłej niemowlęcej łepetynki.

Rzeczywistość z maleńkim dzieckiem jest bezustannym testem cierpliwości, wytrzymałości, hartu ducha oraz weryfikacją tysięcy teorii, hipotez zasłyszanych i wyczytanych, mądrości mniej lub bardziej adekwatnych do tego jednego jedynego dziecka, jakim jest dla mnie moja Córka.

- Laktację ma pani wzorową. Wzo-ro-wą. Nic, tylko karmić. Jest świetnie. Musi się pani tylko odstresować, proszę się tak nie przejmować. W szpitalu za wiele dobrego w tym temacie dla pani i dziecka nie zrobiono, ale obecnie nie widzę tutaj problemu. Proszę przystawiać. (położna #1 podczas pierwszej wizyty)

- Hmm… No faktycznie, coś nie bardzo… Mała nic nie przybrała, gorzej – zjechała z wagi. Trzeba będzie dokarmiać. Nic nie rozumiem… Z laktacją jest wszystko w porządku, pani dziecko jest po prostu leniwe. Może powinna pani się udać do jakiejś poradni laktacyjnej. (ta sama położna podczas drugiej wizyty)
[dla dodania smaczku – cytowana położna była certyfikowaną doradczynią laktacyjną…]

- Rzeczywiście, ma pani za mało pokarmu. To się zdarza. Nie, no proszę nie płakać… Z tą laktacją to naprawdę bywa różnie, najgorzej jak się kobiecie wydaje, że zawsze będzie tak książkowo. Trudno, karmimy modyfikowanym, a do tego może pani starać się jeszcze córkę przystawiać. Może coś tam sobie zdoła od pani upić. (położna#2)

- Absolutnie proszę nie jeść bananów i razowego pieczywa. Tylko pszenne, tylko!  (lekarz #1)

- Banany? Ależ bardzo proszę. Są nawet wskazane. Pszenne pieczywo? Hmm… no szczerze mówiąc, skoro przystawia pani dziecko do piersi, pszenne pieczywo w pani diecie może u dziecka sprzyjać zaparciom. (lekarz#2)

Czasem można naprawdę oszaleć.
Teoria A wyklucza teorię B, a potem trafi się jeszcze ktoś inny, kto będzie się upierał przy teorii C.
I każdy ma rację.
Bo moja racja jest najmojsza.


Poporodowa rzeczywistość jest trudna.

Przez dwa i pół tygodnia od powrotu ze szpitala snułam się szara, psychicznie zmaltretowana, raz wybuchając płaczem znienacka, innym razem gromadząc łzy godzinami, by potem płakać w zwinięty ręcznik w łazience, by wytłumiał mój szloch.
O. chodził za mną i bacznie obserwował.

- Jesteś najlepszą mamą na świecie. Świetnie ci idzie.- mówił gdy płakałam kolejny raz w danym dniu czując się najmniej odpowiednią osobą do opieki nad małym człowiekiem.

Zrozumienie swojego dziecka, nauczenie się rozpoznawania jego potrzeb, nabycie tej nowej, matczynej tożsamości wymagają czasu.
Ba! Zrozumienie własnych uczuć także.
„Jestem mamą” – wciąż trudno mi tak o samej sobie mówić i myśleć. Jeszcze tego nie czuję, wciąż jeszcze trochę jest tak, jakbym wypowiadała te słowa w obcym mi języku.
Totalna abstrakcja.

- Kiedy wreszcie poczuję się dobrze w tej roli..? – pytałam.
I nie rozumiałam, jak to możliwie, że są takie kobiety, które tuż po porodzie potrafią wyznać: „Czuję jakby to dziecko było z nami od zawsze”.
Bo ja tak nie czułam.

A przy tym, mimo że nie nabyłam wciąż jeszcze tej nowej, matczynej tożsamości, gdy któregoś dnia siedziałam przy dziecięcym łóżeczku i wdychałam maślany zapach swojej małej Córeczki, zalało mnie uczucie, którego jeszcze niedawno obawiałam się, że nie doświadczę.

- Kocham cię...- pomyślałam.
Lub raczej - uświadomiłam to sobie z wielką wyrazistością.

I aż mnie serce zabolało.
Bo to uczucie takie, że dech zapiera, że aż boli...



Dunia wkroczyła w nasz dwuosobowy świat szturmem. Dopełniła go. Wzbogaciła.
Jest seriously cute;)

Jednak równanie 2+1 nie jest równaniem prostym.
Codziennie uczę się go na nowo.





17 komentarzy:

  1. O jak ja Cię rozumiem Sister! (Tak sobie pozwalam, bo poczułam więź.) Zwariować można od tych wszystkich uczuć i natłoku wykluczających się informacji, a jeszcze dodać do tego zwykłe fizyczne zmęczenie i mieszanka wybuchowa gotowa. Chyba też coś o tym napisać muszę, bo mi się nomen omen ulewa... P.S. Ja jem wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech Sister, napisz, napisz… Wywalenie tych trudnych emocji pomaga chociaż wstępnie je uporządkować, ponazywać, wydłubać gdzieś ze środka, choć ulania uniknąć chyba się nie da.

      Usuń
  2. Oho, czyżby osławiony "baby blues" zawitał?
    Trzymam kciuki, żeby szybko sobie poszedł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baby blues jak ta lala, psiakrew… Nie wiem czym pogonić dziada, trzeba chyba czekać aż polezie w cholerę sam.

      Usuń
  3. Jak koleżanka wyżej, ja też jem wszystko. Wczoraj właśnie spróbowałam banana, Małej nic nie jest, więc będę eksperymentować dalej. Nie dajmy się zwariować;)

    Jesteś najlepszą matką dla swojej córki, nie może być inaczej. A że lekko nie jest to już inna sprawa, ale damy radę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie mamy wyjścia musimy dać radę, żeby nam się ten rodzinny mikrokosmos nie posypał;)

      Usuń
  4. Leśna, mocno mocno przytulam. Jeszcze trochę i się dostroicie. Trzy miesiące są zawsze przesrane (dosłownie i w przenośni ;) ).
    Że jesteś najlepszą mamą, to oczywiste :)
    PS. Też jem wszystko, bo karmię mm ;) a poważnie mówiąc - przy krótkim epizodzie kp to co jadłam też nie miało wpływu.
    Wielu pozytywnych wrażeń życzę!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juti kochana, dzięki wielkie. Byłam pewna, że dobrze zrozumiesz o czym piszę. Dostrajanie się idzie opornie, ale jeden z tych przesranych miesięcy już za nami zatem jeszcze trochę i będzie z górki;)
      Z tym jedzeniem to zostałam po prostu osaczona. Każdy ma swoją dietetyczną teorię i każdy jest uprzejmy głosić te swoje mądrości jakby wszystkie rozumy pozjadał. Spożywczymi złotymi radami zostałam uraczona w raptem kilka dni od powrotu ze szpitala zanim jeszcze dobrze zdążyłam szpitalne suchary przetrawić, ale wisienką na torcie był tekst, że powinnam zacząć sama robić wędliny (!) bo te sklepowe dla matki karmiącej się nie nadają. Pierwszorzędna porada dla kogoś, kto spędza 24 godziny na dobę wisząc nad dzieckiem i czasu nawet nie ma, by podrapać się po własnym tyłku…

      Usuń
  5. Ech....zadnej z nas to raczej nie ominie.... Ja takiej bohaterki co tylko tecza i tylko daleko to nie znam.
    Ulewaj, ulewaj, gdzie jak nie tu??!!
    Buziaki!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, Promeso, lepiej chyba nastawić się na emocjonalny huragan niż naiwnie liczyć na to, że luzackim pląsem wejdzie się w to całe rodzicielstwo. A na tęczę, macierzyński lukier i cukier puder jeszcze przyjdzie pora.Taką mam nadzieję...

      Usuń
  6. Jakbym czytała o sobie :))).
    Chociaż moja mała ma już 3 lata każdego dnia uczę się jej na nowo :). Całuski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa... domyślam się, że ta nauka trwa do późnej starości. I to jest właśnie fascynujące:)

      Usuń
  7. Chwilowo nie posiadam w swoim repertuarze mądrości na powyższą okoliczność, za mały okres czasu nas dzieli..;) Robiąc risercz wśród bardziej doświadczonych mam zebrałam informacje, że stan chaosu z armagedonem mija po ok. trzech miesiącach do pół roku. Ogromnie liczę na tę pierwszą wersję - czego i Wam życzę :)
    Ściskam otusznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Druga wersja budzi we mnie najwyższe zdegustowanie zatem niniejszym ulokowuję nadzieję w tej pierwszej, jak i Ty;)
      Ściskaniu ochoczo się poddajemy i odwzajemniamy :D

      Usuń
  8. A dla mnie to piękny i prawdziwy tekst o macierzyństwie i człowieczeństwie. Jeśli powiało patosem, to dlatego, że jest 03.36 a ja nie mogę spać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Melcia, jaki tam patos... ładnie napisałaś:*

      Usuń
  9. Dawaj jej mleko z puszki i odciągaj pokarm. Będziesz wtedy widziała dokładnie ile wypija. Ja też miałam problem z karmieniem. Miałam za mało pokarmu. Mała ciągle płakała. Unikaj czerwonego mięsa, wędzonych ryb, surowego mięsa. A o pieczywie razowym i bananach pierwszy raz słyszę:/ banany przecież delikatne i po 4 miesiącu dziecko może je nawet jeść chociaż moja nie lubi.

    OdpowiedzUsuń